sobota, 7 listopada 2015

Epilog

Siedzę na otulonej lodem ławce w pobliskim parku, obok jednej z najpopularniejszych ulic Londynu. 
Płatki śniegu spadają na moje ciemne włosy, a wiatr przedostaje się przez dziurki ubrania, otulając chłodem moje ciało. Siedzę i spoglądam na szczęśliwą parę przed sobą. 
Kiedyś to ja, byłam taka szczęśliwa. 
W rękach trzymam zwinięty list, który 3 lata temu znalazłam na szpitalnym łożu matki. Jak potoczyła się jej historia ? 
Zmarła dokładnie rok temu. Dzisiaj jest rocznica jej śmierci. 

Zmierzam na otulony grubą warstwą śniegu, cmentarz. Odnajduję jej grób i siadam na małej ławeczce, znajdującej się na przeciwko. Po moim policzku spływa łza, ale pod wpływem zimna, zatrzymuje się w połowie. Przecieram ją wilgotną rękawiczką i znów spoglądam na nagrobek. 
- Niedawno skończyłam 20 lat - szepczę - Wiesz co zrobiłam w swoje urodziny ? Poszłam do baru i kupiłam kawę - zaśmiałam się. 
- Brakuje mi ciebie - znów wyszeptałam - Nie mam obok siebie już nikogo. Emily wraz z Ryanem wyjechali na drugi kontynent a Justin... - urwałam - Nie wiem czy do ciebie nie dołączyć. 
Uniosłam wzrok, ponieważ spostrzegłam nieopodal wysokiego mężczyznę. Przyglądał mi się. Miał na sobie czarny kaptur i czapkę, a włosy opadały mu na twarz. Nie znałam go. 
Wstałam z ławeczki i opuściłam ponury cmentarz. 

***
- Co podać ? - spytała kelnerka, gdy zajęłam miejsce pod oknem w pobliskim barze. 
- Poproszę gorącą czekoladę - zaproponowałam 
Gdy kobieta odeszła, ponownie wyjęłam z kieszeni płaszcza zwiniętą kartkę papieru. Niektóre słowa były już rozmazane, ale jednak wciąż widoczne. Od 3 lat, dzień w dzień nosiłam go ze sobą. Czułam się bardzo przywiązana do tego listu. 
- Można ? - zapytał ktoś, stojący nade mną. 
To był ten sam mężczyzna, przyglądający mi się na cmentarzu. 
Przytaknęłam głową. 
- Na czyim grobie byłaś ? - wypalił nagle 
Spojrzałam na niego zdezorientowana. 
- Na grobie swojej matki - wydukałam 
Po chwili kelnerka przyniosła dla mnie gorący napój. 
- Kim jesteś ? - pytam, biorąc łyk czekolady. 
Mężczyzna się zaśmiał. Nie mogłam stwierdzić ile ma lat, ponieważ wciąż nie widziałam dokładnie jego twarzy. 
- To zabawne - zaczął - Spotykasz w swoim życiu pewną osobę, przeżywasz z nią coś niesamowitego a potem zapominasz o niej jakbyś tak na prawdę nigdy jej nie poznał. 
- Czuję, że czyta Pan mi w myślach - śmieje się 
- Mam dopiero 21 lat a czuję się, jakbym przeżył co najmniej pół wieku - mówi, a kąciki jego ust uniosły się ku górze. 
Był bardzo młody. 
- Ja mam 20 i czuję się zupełnie tak samo. Może życie straciło sens parę lat temu i do tej pory go nie znalazłam - szepczę 
Przez moment oboje tkwiliśmy w ciszy. 
- Co trzymasz w ręku ? - pyta 
- To kawałek kartki papieru, dla którego jeszcze codziennie się budzę, by móc ponownie przeczytać jego treść - mówię 
- Mogę spojrzeć ? 
Chwilę wpatrywałam się w list i głęboko się zastanawiałam czy podać go chłopakowi. To tak, jakbym na parę minut wyrwała sobie serce i dała je komuś potrzymać. 
Ostatecznie, zwinęłam kartkę i położyłam po drugiej stronie stolika. 
Chłopak rozwinął papier i długo się w niego wpatrywał. Co chwilę uśmiechał się pod nosem. 
Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc jego zachowania. 
- Ale miałem okropne pismo - skomentował, oddając mi list. 
Poczułam, jak moje serce rozpada się na milion kawałeczków. Otwarłam szeroko usta oraz oczy. 
- S..słucham ? - wydukałam
- Musiałem sprzedać wszystko, czego się w życiu dorobiłem, żeby pomóc tej kobiecie - kontynuował, nie zwracając na mnie uwagi. 
Mój oddech stał się płytki i nierównomierny. 
- Spójrz na mnie - poprosiłam przez zaciśnięte zęby. Z całej siły próbowałam powstrzymać się od płaczu. 
Chłopak powoli ściągnął czarny, długi kaptur a po chwili czapkę. Wciąż miał wzrok wbity w podłogę. Jego włosy miały odcień jasnego blondu, a grzywka opadała mu na twarz. Przeczesał je dłonią, tym samym podnosząc głowę i spoglądając głęboko w moje oczy. 
- Cześć Rosie - przywitał mnie, uśmiechając się. 
Tym razem się nie powstrzymałam. Łzy leciały z moich oczu niczym wodospad. 
- Justin - wyszeptałam 
Znów wpatrywaliśmy się w siebie. 
Powoli podniosłam się z miejsca. Chłopak zrobił to samo. Obeszłam stolik dookoła i wyszłam na zewnątrz.
Po dwóch minutach drzwi ponownie się otworzyły, a za moimi plecami stanął Justin.
Odwróciłam się i rzuciłam mu się w ramiona, dając upust emocjom. 
- Dlaczego mnie zostawiłeś ?! - krzyczałam, jednocześnie bardziej się w Niego wtulając 
- Musiałem, przepraszam - powiedział, gładząc moje włosy. 
- Przyjechałeś zrobić mi nadzieję, a potem znów wyjechać ? 
Z nieba ponownie zaczęły spadać płatki śniegu, a z baru wydobywała się świąteczna melodia. 
Justin nie reagował na moje pytanie. Dopiero kiedy, zwolnił uścisk i spojrzał w moje oczy, uśmiechnął się niczym dziecko i odpowiedział : 
- Przyjechałem, by zostać z Tobą na zawsze. 

niedziela, 1 listopada 2015

Rozdział 15

Wstaję cała obolała. Łóżka w tym hotelu, są strasznie nie wygodne.
Obracam się na drugi bok i nie dostrzegam obok siebie Justina.
Pewnie wszyscy już zeszli na śniadanie. 
Na zegarku dochodzi godzina 10.00. Powoli podnoszę się i podchodzę do dużej szafy, by wybrać w niej jakąś odzież na dziś. Następnie udaje się do łazienki, gdzie robię sobie delikatny makijaż a włosy wiążę w koka.
Schodzę na dół po schodach, słysząc, jak z kuchni dobiega jakiś hałas. Staję w progu i widzę całą trójkę przyjaciół, którzy świetnie bawią się w swoim towarzystwie.
- Witaj księżniczko - powiedział radosnym głosem Justin, robiąc krok w moją stronę. Przybliżyłam się do niego, obejmując go i mocno się w niego wtulając.
- Słodkie - komentuje Ryan biorąc kolejny kęs kurczaka.
- Nie uwierzycie co mamy ! - mówi podekscytowanym głosem Emily, odrywając się na chwilę od gotowania.
Justin i ja, patrzymy na nią z wyczekaniem.
- Załatwiłam nam - urywa na moment - bilety na mecz basebollu !
Otwarłam usta z wrażenia. Nie sądziłam, że uda jej się je zdobyć.
Justin także nie mógł uwierzyć w to co usłyszał. Podbiegła do dziewczyny, mocno ją ściskając i podnosząc do góry.
- Boże...kocham cię dziewczyno ! - mówi z nie pohamowaną radością.
- Dobra, dobra, postaw mnie - oznajmia chichocząc - Mamy tylko półtorej godziny, więc radzę się sprężyć.

Kiedy każdy już był gotowy, cała czwórka wsiadła do wynajętej przez Justina limuzyny i w szybkim tempie zajechaliśmy na stadion.
Jestem strasznie podekscytowana tym meczem, ponieważ nigdy nie miałam okazji zobaczyć czegoś takiego na żywo. Pomimo, że nie za bardzo przepadam za tym sportem, to jednak się cieszę i nie ukrywam tego.
Zajęliśmy miejsca w czwartym rzędzie od tyłu. Z tego miejsca był świetny widok, niemalże na każdego zawodnika.

***
Minęła jakaś połowa meczu, a ja czuję się, jakbym miał zaraz zasnąć. Oczywiście, staram się udawać, że świetnie się bawię. Nawet wstaję wtedy, kiedy wstaje jakaś połowa trybun, chociaż i tak nie wiem kto wygrywa. 
- Uwaga, uwaga - odzywa się męski głos - Pragnę poinformować państwa, że uruchamiamy " całuśną kamerę ". Mam nadzieję, że znają państwo zasady gry - mówi mężczyzna. 
Łapię się za głowę. 
A co, jeśli ta kamera trafi na mnie ? Na mnie i tego obrzydliwego kolesia obok mnie, który od początku meczu opycha hamburgerami ? 
Rozglądam się i widzę, jak każdy wstrzymuje oddech. Nagle kamera ukazuje na dużym ekranie parę. 
To dorosły mężczyzna i kobieta. Wyglądają na małżeństwo. 
Gdy zauważają się na bilbordzie, uśmiechają się do siebie i delikatnie się całują, na co cała widownia krzyczy z wrażenia i poklaskuje. 
Po piętnastu minutach funkcjonującej " Kiss cam " zauważam znajomą postać na ekranie. Otwieram szerzej oczy i nie mogę uwierzyć w to co widzę. 
Pokazali mnie. 
Odwracam się do Justina, którego rozpoznałam a on uśmiecha się cwanie. 
Mam się pocałować przed tysiącami ludzi? 
Jednak nie mam zbyt wiele czasu na zastanowienia, ponieważ chłopak przybliża się do mnie i łączy nasze usta. Przyznam, że bardzo brakowało mi tego uczucia. 
Dziewczyny siedzące za nami piszczały z podekscytowania, a po pocałunku z chłopakiem, mówiły, jak bardzo mi zazdroszczą. Uśmiechnęłam się pod nosem. 

Poczułam w kieszeni wibrujący telefon. Wyjęłam go i przesunęłam palcem po ekranie. 
Na wyświetlaczu widniał nie znany mi dotąd numer. 
Odebrałam. 
- Tak, słucham ? - mówię do słuchawki. Niestety tłum ludzi zagłuszał mi rozmowę, więc musiałam upuścić na moment stadion. 
- Dzień dobry panno Rosie - odezwał się męski głos - Dzwonię ze szpitala, nazywam się Arthur Dolan. 
- Ze szpitala ? - przeraziłam się - Co się stało ?! - krzyknęłam nieco głośniej 
- Nie mam zbyt dobrych wieści - mówi doktor 
Z mojego oka popłynęła łza. 
- Co się dzieje ? - pytam drżącym głosem
- Twoja mama, bardzo źle się wczoraj poczuła, ale jednak dała radę zadzwonić na pogotowie. 
Złe wieści są takie, że wykryliśmy u niej raka nerki, ale do tej pory nie znaleźliśmy dawcy, a co gorsze, mamy mało czasu. 
Zacisnęłam usta. Łzy leciały jedna po drugiej, nie chcąc przestać. 
- Panno Rose ? - odzywa się lekarz 
Nie jestem w stanie mu odpowiedzieć 
- Proszę oddzwonić później - mówi i rozłącza się
Upadam na kolana i nie mogę powstrzymać płaczu. Moja matka ma już tylko jedną nerkę ! Drugą oddała, by pomóc dziewczynce z naszego osiedla, a teraz sama jej potrzebuje. Ja niestety nie mogę jej dać, ponieważ się nie nadaję. I co teraz ? 
- Boże, Rosie, wszystko w porządku ? - przestraszył się Justin, gdy wyszedł by mnie poszukać. Nie chciałam, by oglądał mnie w takim stanie. 
- Nie, musimy wracać - zażądałam. 

***
Biegnę ile sił w nogach, żeby jak najszybciej znaleźć się przy mamie. Po drodze, niechcący wpadłam na jej lekarza prowadzącego. 
- I co z nią ? - pytam podenerwowana. 
- Jej stan jest coraz gorszy. Guz, zaatakował już prawię całą nerkę, a żaden ochotnik się nie odezwał. 
Zaciskam usta. 
- Boję się, że rak może zaatakować niemalże cały jej organizm, a wtedy będzie potrzebna rehabilitacja, a koszty będą ogromne - dodaje. 
Lekarz odchodzi, a ja słyszę kroki za sobą. Odwracam się i widzę za sobą Justina. 
- Wszystko słyszałem - mówi 
Podbiegam do niego i rzucam mu się w ramiona. 
- Justin, tylko ona mi została. W końcu udało nam się pogodzić w końcu zaczynamy normalnie żyć, a ona chce tak po prostu mnie zostawić i odejść - mówię przez łzy 
- Kochasz mnie ? - wypala nagle 
Odsuwam się od niego krok i patrzę mu głęboko w oczy. 
- Justin...ja.. - próbuję coś powiedzieć 
- Kochasz mnie ? - ponawia pytanie 
Zastanawiam się nad odpowiedzią. Biorąc pod uwagę te wszystkie miesiące, te chwile spędzone razem, mój pierwszy, prawdziwy pocałunek... to... 
- Tak - odpowiadam, zmuszając się do uśmiechu.\
- To powiedz to - mówi uśmiechając się 
- Kocham cię - oznajmiam, a Justin powoli łączy nasze usta. 

Dochodzi godzina pierwsza w nocy, a ja dostaję od lekarza kartę, z sumą pieniędzy, które będzie wynosić życie mojej matki. 
W dolnym rogu, widzę łączny koszt, wynoszący 800 tysięcy dolarów. 
Moje łzy ponownie wydostają się na świat. Biorę w swoje ręce, zimne dłonie matki i przykładam je sobie do policzka. 
- Damy radę - szepczę 
Po chwili, opieram głowę o jej ciało i zasypiam. 

***
Budzę się bardzo wcześnie. Przecieram oczy i spoglądam przed siebie. Widzę idealnie posłane łóżko, a na niej dwie białe koperty. Serce podchodzi mi do gardła. 
Biorę pierwszą z nich i delikatnie rozrywam. Moje ręce strasznie się trzęsą. 
Na karcie jest napisane : 

Dawca znaleziony ! 
Koszt wynoszący operację oraz opłata za rehabilitację : 

          Operacja :                                                                                                                             0 $ 
          Hotel pobytu :                                                                                                                       0 $
          Miesięczna rehabilitacja :                                                                                                     0 $
          Roczna rehabilitacja :                                                                                                           0 $ 
          Leczenie ogólne :                                                                                                                  0 $ 
         

                                                               Łączny koszt :
0 $         

Serdecznie dziękujemy za pomoc Panie Bieber. 

Otwarłam usta z wrażenia. 
To nie jest możliwe. 
Prędko złapałam za drugą kopertę, w której znajdował się list od chłopaka. 
Już po pierwszych słowach, zachciało mi się płakać. 

Kochana Rosie ! 

Tak, to prawda. Zapłaciłem za leczenie Twojej matki. Co więcej, zostałem dawcą nerki. 
Nie musisz mi dziękować, zrobiłem to dla Ciebie, żebyś była szczęśliwa. 
Przez te ostatnie miesiące, sporo się od Ciebie nauczyłem. Pokazałaś mi, co to są uczucia, 
co znaczy mieć przyjaciół, co znaczy kochać. Jestem Ci za to bardzo wdzięczny. 
Moje życie, jeszcze nigdy nie było tak idealne jak wtedy, od kąt Cię poznałem. 
Nie tyle co idealne, a normalne, bo nigdy nie żyłem jak zwyczajny nastolatek. 
Nie wiem, czy łączysz się ze mną telepatycznie, ale tej nocy przyjechali moi rodzice. 
To jakiś cud ! 
Niestety, muszę Cię poinformować, że wyjeżdżam wraz z nimi do Los Angeles. 
Żeby Tobie i matce, żyło się lepiej, zostawiam Wam swój dom, oraz cały dotychczasowy majątek. 
Wiem, że dla Was to bardzo dużo, ale dla mnie to tylko gest. Cieszę się, że jestem w stanie
zrobić choć tyle. 
Zadałem Ci wczoraj pytanie, pamiętasz ? 
Odpowiedziałaś " Tak " i jest to dla mnie najpiękniejszy prezent,
jaki kiedykolwiek w życiu dostałem. 
Możesz wierzyć lub nie, ale pisałem ten list całą noc. Tone papieru, znajduje się u ciebie w koszu
obok łózka Twojej matki. 
Pisząc go, patrzyłem na nią i na Ciebie. 
Wyglądałaś tak pięknie. 
Pamiętaj, że ja też Cię kocham i będę za Tobą tęsknił. 
Do zobaczenia, Rosie. 

Justin





Dawno mnie było rozdziału, prawda ?   
No, ale cóż, w końcu się pojawił.
Miałam zrezygnować z pisania, ale jedna dziewczyna bardzo mnie poruszyła
i to jej, dedykuję ten rozdział. 
Epilog, również się pojawi i to nie długo. Obiecuję Wam.