piątek, 28 sierpnia 2015

Rozdział 10

Nie jem, nie piję, nie śpię, nie wychodzę z domu. Siedzę zamknięta w czterech ścianach i przez pół dnia wpatruję się w okno. Od komputera trzymam się z daleka, a ludzi omijam szerokim łukiem. Brzmi to głupio, bo w depresji siedzę dopiero dwa dni. Wczoraj miałam ponownie spotkać się z Justinem, ale wykręciłam się błahą wymówką o tym, że musiałam iść do lekarza na kontrolę. 
- Może byś w końcu wylazła z tego pokoju ? - pyta mama zdenerwowanym tonem. Nie podoba jej się ta cała szopka, którą od wczoraj odstawiam. - Bo, albo mi się wydaje, albo byłaś do czegoś zobowiązana. - Fakt, powiedziałam jej o tym, że spędzę z Justinem cały tydzień i pomogę mu przy piosence. Na początku nie była zadowolona, ale w końcu udało mi się ją przekonać. 
- Wiem, ale coś nie pozwala mi stąd wyjść - oznajmiam, w dalszym wciągu wpatrując się w ścianę.
- Rusz w końcu tą dupę i mnie nie denerwuj ! - podnosi głos - Zresztą, dzisiaj jest poniedziałek i tak czy siak musisz iść do szkoły, a przypominam Ci, że powinnaś w niej być już od trzech godzin !
- W takim razie nie opłaca się do niej iść tylko na kolejne pięć - odpowiadam
- Nie pyskuj - mówi ostrzegawczym tonem.
Ehh... siła wyższa - myślę. Nie miałam zbytnio czasu na zastanawianie się w co się ubrać więc założyłam klik , zrobiłam lekki makijaż i wyszłam z domu.

***

- Rosie ! Rosie ! Rosie zaczekaj ! - słyszę piskliwy głos dobiegający po drugiej stronie korytarza. Wysokie obcasy dziewczyny uniemożliwiają jej szybkie poruszanie, więc muszę zatrzymać krok i poczekać na nią. 
- Cześć Emily - witam ją z obojętną miną 
- O Mój Boże ! Czy to Torebka od Louisa Vuittona ? - pyta biorąc ją do ręki
- Tak, chyba tak - Zabawne - myślę. Większość myśli, ze jestem nadzianą nastolatką, a tak na prawdę te wszystkie rzeczy mam po kuzynce. Kocham ją za to, ale jednocześnie nienawidzę, że mnie, nie stać na tak drogie rzeczy. 
- Gdybyś ją sprzedała, dostałabyś za nią gruby szmal - mówi, potrząsając palcem w moją stronę. 
- Nie chce jej sprzedawać - zmuszam się do uśmiechu 
- Dlaczego Cie rano nie było ? - pyta, siadając na ławeczce, znajdującej się obok niej - I czemu nie było cię w sobotę w klubie ? Myślałam, że wpadniesz - mówi, unosząc głowę do góry.
- Byłam, ale wyszłam wcześniej. W ważnej sprawie
- Jakiej sprawie ? - dopytuje
- Długa historia - oznajmiam obojętnym tonem 
- Mam czas dzisiaj po szkole, możemy się spotkać 
- To fajnie, ale ja nie mam czasu. I to przez cały tydzień. 
Dziewczyna wstaje i bierze do ręki swoją torbę. Przez chwile głęboko patrzy mi w oczy, po czym lekko wzdycha.
- Nie mam pojęcia co się z Tobą dzieje - zaczyna - Nie wiem czy to moja obecność, czy kogokolwiek innego tak na Ciebie wpłynęła, ale widzę, że coś się dzieje. Nie jestem w stanie Ci pomóc, bo nie chcesz mi o niczym powiedzieć. 
Po chwili, podchodzi do Nas Justin i ciepło wita się z dziewczyną. Emily nie może uwierzyć własnym oczom i ze zdezorientowaniem patrzy się na mnie. Moja mina w tym momencie mówi do niej " Nie ma za co " , ale po chwili znika. 
- Dzisiaj dasz radę do mnie przyjść, czy masz kolejną wizytę u lekarza ? - pyta chłopak z sarkazmem w głosie, a ja spoglądam na Emi. Jej mina mówi wszystko. Na twarzy ma wyrysowany ból, i zdradę z mojej strony. Jestem pewna, że wyciągnęła pochopne wnioski, ale nie mogę jej tego wytłumaczyć, gdyż już odsunęła się od mojego towarzystwa. 
- Postaram się 
On tylko przytakuję i także się ode mnie oddala. 

Lekcje w końcu dobiegają końca, a ja zamiast do domu, muszę iść do... nie swojego domu. Wychodzę przed szkołę i rozglądam się po parkingu. Po kilku minutach, dostrzegam znany mi już dobrze samochód. Bez żadnych słów wsiadam do pojazdu. 
Oboje tkwimy w niezręcznej ciszy. Opieram głowę o dłoń i patrzę się w przestrzeń. Dziwne, że jeszcze nie jedziemy. Czekamy jeszcze na kogoś ? 
- Dlaczego jesteś w takim złym humorze ? - pyta 
- A co Cię to obchodzi ? - pytam z wyrzutem
- Oj... co tak ostro ? - parska śmiechem, marszcząc przy tym lekko brwi 
- Boże... po prostu już jedźmy ! - wyrzucam z siebie - Im szybciej zaczniemy, tym szybciej skończymy. 
Justin nic nie odpowiada. Przekręca klucz w stacyjce, a ja odczuwam lekkie kołysanie. Chcę, żeby było już po wszystkim. 

***

Zatrzymujemy się pod sklepem z AGD, RTV. Mam dosyć kurwa tych chorych żartów i niespodzianek. Odwracam głowę, w stronę kierowcy, lecz on już dawno wysiadł z auta, za to drzwi z mojej strony zaczynają się otwierać. Patrzę na Niego zdezorientowana. 
- Co ty robisz ? - pytam, zachowując porażającą, powagę. 
- Przejdziemy się na małe zakupy - szczerzy zęby i wyciąga do mnie rękę, by pomóc mi wstać z siedzenia. Jakbym sama nie umiała...
- Nie lubię zakupów - mówię, przetrzepując ubranie. 
- Te ci się spodobają - odpowiada ze spokojem. 
Wciąż nie mogę przyzwyczaić się do Niego. Widzę przed oczami, jak piszę te wszystkie słodkie, szczere, czasami sprośne wiadomości w internecie i wyobrażam sobie Jego, gdy mi odpisuje. To nie jest wcale przyjemne uczucie. Może ja, potrafiłabym się przyzwyczaić do jego towarzystwa, a nawet go polubić pomimo tych wszystkich świń jakie mi zrobił. Zdecydowanie jestem za miękka...
Problem w tym, że z Jego strony oprócz zwykłej znajomości, nic głębszego się nie pojawi. 
Wchodzimy do ogromnego sklepu, gdzie ludzie nie mogę przecisnąć się między regałami, przez nadmiar tłumu. 
- Czego szukamy ? - pytam, ale nie otrzymuję odpowiedzi. Chłopak kieruje się w stronę zakładki " Telefony " Nie sądzę, czy mam ochotę patrzenia na to, jak bez problemu wyjmuje z kieszeni okrągłe trzy tysiące i zaopatruje się w nowiutkiego IPhona. 
- Hmm...jest szeroki wybór, na pewno ci się coś spodoba - mówi, oglądając pojedyncze urządzenia. 
Taa...bardzo szeroki. Jego słowa na początku do mnie nie docierają, ale kiedy powtarzam je sobie w głowie po raz drugi, zastygam. Że co ? 
- Co takiego ? - pytam, unosząc brew z niedowierzaniem - Czy ja dobrze zrozumiałam ? Mam sobie coś " wybrać " ? - akcentuję to słowo, unosząc obie dłonie do góry, w znak pokoju i uginają oba palce. 
- Tobie to zawsze trzeba tak wszystko dwa razy powtarzać ? - pyta zirytowany 
- Mówisz, jakby to było coś oczywistego - rzucam 
- Muszę się z Tobą jakoś kontaktować. Co jeśli nie będzie Cię w domu, w czasie, gdy będę chciał przedstawić ci jakąś propozycje odnośnie piosenki ? Dobrze znam Twoją sytuacje, dla mnie to marne grosze, a przy okazji mała rekompensata. 
- Tak czy owak, nie mogę przyjąć takiego prezentu.
- Możesz i to zrobisz - uparcie stoi przy swoim
- Nie, nie mogę - odpowiadam przecząco
- Który ? - pyta zachowując pełną powagę
- Żaden - odpowiadam, z tą samą, kamienną miną
- Który ? - ponawia pytania, wyraźnie zdenerwowany już moim zachowaniem. Daję za wygraną.
Przechodzę wzdłuż regału, i dokładnie oglądam każdy model. Zajęło mi to o wiele więcej czasu niż myślałam, ale w końcu zdecydowałam się na złotego IPhona 5s. Cena była przerażająca, w dodatku nie mogłam pogodzić się z tym, że nie ja za to płacę. Wiem, że każdy inny cieszył by się na moim miejscu, ale wiesz, ja jestem inna.

***

- O czym ma być piosenka ? - pytam, kręcąc się na krześle na kółkach koło pianina
- Hmm... - zamyśla się - O tym, że pomimo trudności, trzeba walczyć dalej. O tym, że wszystko będzie w porządku, że...
- Rozumiem - przytakuję - Domyślam się, że piszemy ją z dedykacją dla małej Avalanny ? 
- Pamiętasz - uśmiecha się. Odwzajemniam to. 
Podjeżdżam do instrumentu i delikatnie uderzam opuszkami palców po idealnie białych klawiszach. 
- Jak byłam mała, uczęszczałam na zajęcia, gry na fortepianie - mówię, iż Justin nie zadał żadnego pytania w tym kierunku - Wiem, że to nie to samo, ale jakoś sobie radzę.. - śmieje się. 
Chłopak podchodzi do mnie i zajmuje miejsce blisko mnie. Wyjmuje z szuflady obok spory notes i podaje mi go wraz z długopisem. 
- Pisz - mówi, a ja przybieram odpowiednią pozę - Albo czekaj - Wstaje i idzie do sąsiedniego pokoju. Po chwili widzę go, targającego za sobą gitarę klasyczną.
- Będzie lepiej brzmieć
Z początku tylko szarpie małym trójkącikiem o struny. Próbuje wyłapać najlepsze dźwięki a potem stworzyć z nich coś niesamowitego. Zamyślam się, ale w porę wracam do rzeczywistości. Słyszę, że Justin zaczyna już płynnie grać i podejrzewam, że zaraz zacznie śpiewać dlatego chwytam z powrotem długopis do ręki i czekam na potok słów. Zbyt długo to nie trwa...

Across the ocean, across the sea 
Starting to forget the way you look at me now 

- Tyle - oznajmia, a ja parkam śmiechem - No co ? - pyta, także się śmiejąc
- Takim kawałkiem na pewno zwołujesz świat.
- Pff...to wymyśl lepsze - oburza się, kładąc instrument na bok. 
- Hmm... - myślę, gryząc końcówkę długopisu. - Mam. 
- Poprzez góry, poprzez niebo - urywam - potrzebuję ujrzeć twą twarz, i potrzebuję spojrzeć w Twoje oczy - weź spróbuj - mówię, zapisując tekst na kartce. 
Justin ponownie bierze do rąk gitarę i dorzuca moją kwestię. 

 Across the ocean, across the sea 
Starting to forget the way you look at me now 
Over the mountains, across the sky
Need to see your face, I need to look in your eyes

- Kurcze, cholernie dobrze to brzmi - mruczę pod nosem. Na prawdę dobrze to brzmi. 
- Wiadomo, w końcu sam to tworzę - mówi, złośliwie się do mnie uśmiechając. Przywykłam do tego. 
Biorę do ręki poduszkę, na której siedzę i rzucam nią, w Niego. 
- Słabiutko - zauważa, a ja prycham na jego niedorzeczną uwagę.

Od dwudziestu minut nic nie przychodzi nam do głowy. Powtarzamy to, co udało nam się sklecić do tej pory, i przyznam iż jestem nawet zadowolona. Nie tak prosto, napisać coś dobrego, chociaż ja niedawno pobiłam rekord. Teraz jest inna sytuacja. Nie przeżyłam tego co on, nie wiem co on myśli, ani czuję, więc nie mogę napisać piosenki o kimś, kogo w ogóle nie znam. Powiedziałam mu to, on tylko przytaknął głową. Zasugerowałam, że można zrobić krótki filmik, ilustrujący Jego i tę małą dziewczynę. O dziwo się zgodził.
- To ona ? klik - pytam, gdy przewracam kolejną kartę w albumie
- Mhm... - przytakuje 
- Słodko - wzruszam się w duszy widząc małą dziewczynkę w Jego ramionach  klik 
- Nie pytałam Cię o to wcześniej, ale czy w tą sobotę jest także rocznica jej śmierci ? - pytam niespokojnym głosem
- Tak, skąd o tym wiesz ?
- Domyśliłam się - oznajmiam

***

- Wróciłam ! - krzyczę, stojąc w przedpokoju - Mamo ? - szukam jej gdyż nie odkrzyknęła 
- Tu jestem - słyszę jej głos z kuchni 
- Mamo ? Co się stało ? Czemu płaczesz ? - wzdrygam się, gdy widzę mamę w takim, słabym stanie
- Muszę ci coś powiedzieć 
- Co takiego ? - popędzam ją 
- Wyjeżdżam. 



Świętujemy, bo 10 rozdział ! :D
Ostatnio, wspominałam śmierć biednej Avalanny
I nie mogłam powstrzymać łez :(
Dlatego zdecydowałam, że napiszę coś o niej.
Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodoba,
a liczba komentarzy będzie wysoka jak pod ostatnim postem.
 Tak, jak wcześniej :

18 komentarzy - kolejny rozdział 

Do kolejnego rozdziału <33




środa, 26 sierpnia 2015

Rozdział 9

- Ugh...to obrzydliwe - mówi Justin wycierając ubranie, które przed chwilą zalał drinkiem.
- Już nie bądź taki zazdrosny - odpowiadam parskając śmiechem na jego reakcję.
- Nie jestem zazdrosny - mrozi mnie wzrokiem a ja od razu przestaje się śmiać. Chociaż dalej się z nim droczę.
- Nie musisz udawać, wiem, że też byś tak chciał - z powrotem spoglądam na Emily i Ryana - Nie rozumiem Cię, przecież nic złego nie robią, tylko się całują - przełykam ślinę - dość namiętnie.
Słyszę za sobą ciężkie westchnięcie, które brzmi jak odruch wymiotny. Odchodzę od barierki i siadam na skórzanej sofie na przeciwko chłopaka.
- Może porozmawiaj z nią szczerze. Dojdźcie w końcu do porozumienia, wyjaśnijcie sobie to co jest między Wami - próbuję mu wyjaśnić że to nie ma sensu dalej rozdrapywać tej sprawy. Nie potrafię znaleźć odpowiednich słów, więc pomagam sobie gestykulacją.
- Zastanów się czy to ma jakikolwiek sens.. - uciszam głos
- Strasznie tu głośno, jak chcesz rozmawiać to lepiej wyjdźmy na zewnątrz - podnosi się z miejsca i podaje mi rękę. No cóż, myślałam, że w końcu zaszaleję a tu znowu poszło nie tak jak chciałam. Przynajmniej będę mogła pomóc Emily. Może wreszcie uwolni się od żądzy zemsty Justina i przestanie mieć wyrzuty sumienia. Chłopak wyprowadza mnie z hałaśliwego klubu i zmierza w kierunku samochodu. Oboje wsiadamy i zastygamy w ciszy. Zbieram w sobie resztki odwagi i postanawiam zacząć pierwsza. 
- Dostała już od życia i od Ciebie nauczkę, nie uważasz, że pora puścić to w zapomnienie ? - mówię wpatrując się w pojazd przed sobą. Kątem oka widzę jak kurczowo zaciska dłonie na kierownicy. To nie wróży nic dobrego...
- Jak mam wybaczyć jej to, że zabiła człowieka ?! - wybucha - W dodatku takiego, na którym mi cholernie zależało ! - wyrzuca z siebie
- Ona jej nie zabiła ! - podnoszę głos 
- Ale kazała to zrobić, a to prawie jakby sama to zrobiła ! - Jestem zdezorientowana, czuję, że zaczynam słabnąć. Wydawało mi się, że mam na tyle odwagi by go przekonać, ale widzę, że jak zawsze nie mam nic do powiedzenia. 
- Zresztą, co ty możesz o tym wiedzieć - puszcza kierownicę i wyrzuca ręce w górę - Od dwóch lat, gnijemy w tym gównie. Ja, ona i Ryan. To też moja wina, bo dałem się w to wszystko wciągnąć. 
- A zastanawiałeś się kiedyś, czy Olivia na prawdę Cię kochała skoro poszła wydać Cię policji ? - Justin patrzy na mnie zdezorientowany. Czuję, że uderzyłam w czuły punkt. 
- Zamiast przyjść do Ciebie, wyjaśnić sobie wszystko, namówić Cię do rzucenia tego kryminału, ona od tak idzie was sprzedać glinom ? - kontynuuję - Nie brzmi to podejrzanie ? 
- N..nigdy się nad tym nie zastanawiałem - jąka się
- W jakiś sposób, uniknęliście pójścia za kraty, teraz żyjecie jak normalni ludzie. Po co to wszystko rozpamiętywać ? - pytam unosząc brew - Czy ta dziewczyna, na prawdę była warta tej całej szopki ?
- Owszem, była - uśmiecha się złośliwie - Ale...
- Ale ? - pośpieszam go 
- Ale mnie zdradziła. Nie chciałem rezygnować z tamtego życia... - urywa - A przez nią musiałem - odpowiada po chwili 
- Rozumiem, że cała wasza trójka ma na sumieniu tą dziewczynę, ale nie można całe życie, żyć przeszłością - mówię wbijając wzrok w podłoże 
Niespodziewanie Justin przysuwa się do mnie a moja strefa komfortu zaczyna się pomniejszać. Nie mogę złapać powietrza, serce bije mi coraz szybciej. Co się ze mną dzieje.. Justin rozkłada ręce i - dosyć mocno - mnie obejmuje. Nie wiem co mam robić. Przez ten nadmiar emocji zaczynam wstrzymywać oddech. Gdybym go wypuściła, zaczęłabym dyszeć jak pies w czasie upałów. Po prostu robię to samo co on. Czuję nad uchem ciepły oddech a z Jego ust wydobywa się ciche 
" Dziękuję " Nic nie mówię, ale odpowiadam w myślach - Nie ma za co 
- Chcesz wrócić do środka ? - pyta wypuszczając mnie z uścisku 
Szczerze powiedziawszy straciłam ochotę na dobrą zabawę. Chyba się do tego nie nadaję. 
- W sumie - mówię patrząc na wejście do klubu - Mógłbyś mnie odwieźć do domu - mruczę pod nosem wpatrując się w swoje dłonie. 
Nic nie odpowiada, tylko przekręca kluczyki w stacyjce i odpala pojazd. Muszę przyznać, iż Londyn nocą jest na prawdę niesamowity. Wcześniej tego nie dostrzegałam, ale teraz gdy zaczynam przystosowywać się do otoczenia mogę w końcu to zobaczyć. Jestem już taka senna, że powieki same mi się zamykają.

***

- Jesteśmy - oznajmia Justin. Trzepię rzęsami i rozciągam się. Otwieram drzwiczki i wysiadam z auta. Odwracam się za siebie i widzę, że Justin także opuszcza pojazd. 
- A ty po co wysiadasz ? - pytam zaspanym głosem 
- Idę do swojego domu ? - odpowiada z tym swoim złośliwym uśmieszkiem. Obracam się i widzę przed sobą ogromny dom klik . Otwieram usta z niedowierzaniem. Ten dom robi wrażenie. 
- O Mój Boże - wzdycham przykładając delikatnie dłoń do twarzy 
- Cieszę się, że się podoba - mówi chłopak i zmierza w kierunku wejścia - Idziesz ? 
- Miałeś odwieźć mnie pod mój dom - zauważam
- Tę jedną noc, prześpisz się u mnie - mówi rozkładając ręce a ja zaczynam energicznie podnosić i opuszczać brwi. Gdy to zauważa od razu wybucha śmiechem. 
Jego dom jest na prawdę wielki. Kuchnia zajmuje tyle, co całe moje mieszkanie, a nawet więcej. W dodatku dowiedziałam się, że to nie jedyny dom, jaki zamieszkuje. Z ogromną fascynacją spaceruję po wnętrzu. Wykorzystują każdą chwilę, gdy Justin nie patrzy w moją stronę i zaglądam do każdego pomieszczenia. Tak, wiem, zachowuję się jakbym przed chwilą wyszła z lasu i nigdy nie była w luksusowym domu. A teraz najlepsza część zwiedzania. Salon. Muszę przyznać, że robi wrażenie. Pewnie zapłacili za niego tyle ile ja się nie dorobię przez całe swoje życie. Na środku stoi duża, brązowa, skórzana sofa a wraz z nią fotele do kompletu. Przed nią, na ścianie w kolorze brudnej, białej róży wisi ogromny telewizor. Prawie jak w kinie ! Okna są duże i przejrzyste, a opadające na nie zasłony sięgają aż podłogi, która jest tak idealnie wypolerowana, że można by z niej jeść. Na suficie wisi kryształowy żyrandol, wyglądem przypominającym te z zamku. W rogu salonu, stoi czarne pianino. To ciekawe... Uzupełnieniem tego niesamowitego miejsca jest kremowy dywan i kominek wbudowany w kawałek ściany pod telewizorem. Ile bym oddała, by móc zamieszkać w takim domu. Robię parę kroczków w przód i siadam na aksamitnym dywanie. Delikatnie przejeżdżam dłonią bo przyjemnym w dotyku materiale. Mam ochotę się położyć i zasnąć na nim. Boże, jaka ja jestem dziwna.. 
-Yhm... możesz mi powiedzieć co ty robisz ? - To uczucie kiedy myśli zamieniają się w czyny. Szybko podnoszę się z podłogi i przetrzepuje ubranie.
- J...ja nic - dukam - Przewróciłam się 
- Jasnee - przedłuża - Chodź za mną - kiwa głową i kieruje się w stronę schodów. Podążam za nim.
- Grasz ? - pytam, gdy wchodzimy na drugie piętro. Oczywiście mam na myśli pianino.
- Tak, już od bardzo dawna - kolejna, ciekawa informacja z jego życia, która w żaden sposób nie wpłynie na moje życie.
- Będę mogła kiedyś posłuchać ? - wypalam. W mojej głowie brzmiało to dużo lepiej...
- Wkrótce - odpowiada zerkając na mnie przez ramię. Mimowolnie się uśmiecham.

Gdzie on mnie prowadzi ? Wychodzimy na jeszcze jedno piętro i zmierzamy do dużych drzwi balkonowych. Wychodzę na ogromny taras z basenem, a widoki jakie z niego widać, zapierają mi dech w piersiach. Stąd dosłownie widać całe miasto.
- Wow - mruczę pod nosem. To chyba jedyne słowo, jakie przychodzi mi teraz na myśl.

***

- Kto to jest Misiek ? - prycham śmiechem gdy widzę na ekranie jego telefonu osobę, oznaczoną tym pseudonimem. 
- Ugh...przyjaciółka - mówi speszony 
- Przyjaciółka ? - pytam unosząc brew - Ciekawe 
- Wiesz co jest w tym najśmieszniejsze ? 
- Co takiego ? - dopytuję 
- Nawet nie znam jej imienia, a czuję, że mamy ze sobą wiele wspólnego - śmieje się - Wiem, to głupie, ale jednocześnie - urywa na moment - niesamowite 
- To nie jest głupie - mówię parskając śmiechem i wpatrując się przed siebie - Sama tkwię w podobnej sytuacji 
- Serio ? - nie wierzy mi 
- Serio - odpowiadam z powagą 
Między nami nastaje niezręczna cisza, ale do głowy przychodzi mi banalna myśl. 
- A jakbyś zareagował, gdybym to ja była tą dziewczyną ? - pytam nie spoglądając na Niego. Gdy cisza trwa coraz dłużej decyduję się jednak spojrzeć w Jego stronę. Wygląda na zmartwionego i zakłopotanego. Tak myślałam. 
- Rozumiem - mówię pod nosem 
- Przepraszam, ja... - próbuje wyjaśnić, ale mu przerywam
- W porządku - odpowiadam ze spokojem, chodź trudno jest mi go zachować. 
- Nie chciałem Cię urazić - mówi, patrząc na mnie spode łba 
- Pff... do tej pory szło ci doskonale - rzucam z sarkazmem - Na nic nie liczę z Twojej strony i chcę, żeby tak zostało.
- Okey

Po tej, jakże wspaniałej konwersacji, Justin zaprowadza mnie do pokoju, w którym dzisiaj przenocuję. Po raz kolejny muszę przyznać, że jego rodzice mają świetny gust. Pokój tonie w bieli i wygląda jak marzenie każdej, przeciętnej dziewczyny. To dziwne, bo zdaje mi się, że mieszka sam z rodzicami, chyba, że ten pokój należał kiedyś do Olivii.
Na małej szafeczce koło łóżka, leży podobny do mojego laptop z Apple. W sumie, czemu by nie skorzystać ? Kładę się na łóżko i omal nie zrzucam telefonu Justina na podłogę. Nie wiem co on tu robi, w każdym bądź razie odkładam go na półkę. Uruchamiam komputer i prędko klikam na ikonkę internetu. Kątem oka dostrzegam godzinę i się załamuje. Dochodzi już trzecia nad ranem, a ja jestem już taka padnięta, że nawet nie mam siły zamknąć oczu. To brzmi idiotycznie.. Loguję się na swoje konto na Gochat i sprawdzam skrzynkę. Mam dwie nie odebrane wiadomości. Bagatelizuję je i piszę nową wiadomość.
- O mój Boże ! Nie uwierzysz ! Dokonałam czegoś niesamowitego ! - staram się panować nad wstawianiem tylu wykrzykników, ale emocje mają nade mną przewagę.
Nagle wyświetlacz telefonu Justina zaświeca się z charakterystycznym dźwiękiem. Przełykam głośno ślinę z nadzieją, że to nie jest to o czym myślę. Odwracam wzrok z powrotem na laptopa i wysyłam kolejną wiadomość.
- Ale wiesz co ? Opowiem Ci następnym razem - znów spoglądam na telefon, a on ponownie się zaświeca. Energicznie wstaję z łóżka, rzucając laptop na bok. To są chyba jakieś chore żarty ! Wiem, że to świństwo sprawdzać komuś wiadomości, ale jeśli tego nie zrobię, to umrę z nerwów. Podchodzę do półki i biorę do ręki komórkę. Serce wali mi jak oszalałe, cała się pocę a ręce strasznie mi się trzęsą. Na ekranie blokady wyświetla się znana mi już nazwa. Misiek. Przesuwam palcem po ekranie i widzę treść, którą napisałam dwie minuty temu. Telefon wypada mi z ręki a ja czuję nagłą falę litrów słonej wody w oczach. Przykładam plecy do ściany i zjeżdżam coraz niżej, aż w końcu dotykam tyłkiem podłogi. Chowam twarz w dłonie i daję upust emocjom. Łzy lecą z moich oczu niczym wodospad, rwący strumień. Moje marzenia, moje codzienne samopoczucie, mój charakter, moi znajomi, wie o mnie prawie wszystko. Szkoda, że połowa z nich to kłamstwo. Cholerne kłamstwo. 
W końcu znalazłam kogoś, kto mnie rozumie, kto potrafi mi pomóc, ale też w końcu dowiedziałam się kim jest. Dlaczego on ? Na świecie jest tyle milionów ludzi, a ja trafiłam akurat na Niego. Może nie byłabym tak załamana, gdybym od początku nie kłamała co do spraw materialnych, ani gdybym nie znała Jego reakcji na wiadomość, że to ja jestem Miśkiem. Podnoszę się z podłogi i podchodzę do okna. Delikatnie odsuwam firanki i otwieram okno na oścież. Wdrapuję się na parapet i patrzę w dalekie horyzonty. Łzy wciąż wypływają, ale już nie tak jak wcześniej. Myślę, że jedynym wyjściem jakie mi pozostało, to usunięcie konta i oddalenie się od tej sprawy. Na plecami słyszę dźwięk dochodzący z laptopa. Zeskakuję z parapetu i sprawdzam skrzynkę.
- Dlaczego nie teraz ? Mam dużo czasu :)
Uśmiecham się przez łzy. Chłopak, który pod względem charakteru jest moim ideałem, znajduje się parę pokoi dalej. Oczywiście mam na myśli, że w sieci robi za mój ideał, ponieważ w świecie realnym ani ja nie lubię Jego ani on mnie. Najśmieszniejsze w tym jest to, że wychodzi na to, że powinniśmy się bardzo, bardzo lubić. Problem w tym, że on gra i ja też, ale on piszę prawdę a ja nie.
Zastanawia mnie tylko dlaczego tutaj jest taki wredny. No, ale dobrze by było się tego dowiedzieć, dlatego będę kontynuowała tę grę. Wiem, że postępuje cholernie źle, ale muszę. Po prostu muszę.
- Żartujesz ? Czwarta nad ranem nie jest odpowiednią porą. Dobranoc
- Haha, w porządku. Dobranoc miśku.





Rosie zdemaskowała Justina !
Co myślicie ?
Jestem mega zadowolona z ilości komentarzy pod ostatnim postem.
Jesteście wspaniali <3
Rosie postanowiła w dalszym ciągu korzystać z chatu.
Jak na tym wyjdzie ? Tego jeszcze nie wiemy.
Czy cały tydzień spędzony z Justinem może coś zmienić
między nimi ?
Tego dowiecie się czytając dalsze rozdziały !


18 komentarzy - kolejny rozdział

 

piątek, 21 sierpnia 2015

Rozdział 8

Czuję nagły przypływ chłodu na twarzy, zimne krople spływają po moich policzkach. Natychmiast otwieram oczy i siadam w pionie. Ocieram rękawem bluzy resztę wody kapiącą z twarzy. Rozglądam się dookoła. Szkoła jest w nie nagannym stanie, wszyscy są bezpieczni, uśmiechnięci przemierzają korytarze licem. O co chodzi ? Przecież przed chwilą ten budynek stał w płomieniach.. 
- No w końcu się księżniczka obudziła - słyszę nad sobą niski głos i podnoszę wzrok ku górze 
- Ryan ! - wstaję i rzucam mu się w ramiona - Myślałam, że nie żyjesz, co z Twoją nogą ? - pytam zdezorientowana. On także wygląda na zszokowanego. 
- Z moją nogą wszystko w porządku, ale z Tobą chyba nie bardzo - zauważa z grymasem na twarzy - Pójdę po Emily. 
Zaraz, zaraz.. to znaczy, że to był tylko straszny sen ? Ale jak to mogło się stać ? 
- Ojoj..mam nadzieję, że się wyspałaś - uśmiecha się pogodnie dziewczyna i podaje mi chusteczki, bym mogła wytrzeć rozmazany makijaż. - Wygodnie Ci było na tej ławce ? 
- Jak to możliwe, ze zasnęłam ? - pytam 
- No cóż, wygląda na to, że przycięłaś sobie drzemkę na lekcji a kiedy się skończyła, przenieśliśmy cię tutaj. Masz nieobecność na biologi - śmieje się dziewczyna.
- Chyba powinnam wrócić do domu, nie czuję się najlepiej - mówię i łapię się za głowę. Jestem zażenowana całą tą sytuacją. To był tylko głupi sen a ja czułam jakby to wszystko działo się na prawdę. W dodatku zasnęłam w szkole. Po prostu świetnie. 
- Justin też się dzisiaj zrywa, może Cię podwiezie ? - pyta zerkając przez ramię na Ryana, który od razu podnosi się z podłogi i idzie poszukać przyjaciela. Nie jestem zadowolona z tej propozycji, ale w takim stanie o własnych siłach do domu nie dojdę. 
- To nie jest dobry pomysł, lepiej będzie jak wrócę sama - odpowiadam z ciszonym głosem. 
- Weź nie dramatyzuj, zrób to dla mnie. No bo widzisz.. - mówi poprawiając nerwowo włosy - wydaje mi się, że podobam się Rayowi i chciałabym spędzić z nim trochę czasu.
Chyba się przesłyszałam. Mierzę ją wzrokiem od stóp do głów z niedowierzaniem. Ona z nim ? Przecież to nie ma żadnego sensu. To tak jakbym ja była z Justinem. Uważam, ze w ogóle do siebie nie pasują, no, ale nigdy nie rozumiałam pojęcia miłości. 
- To jak ? Jedziemy ? - pyta Justin drapiąc się po głowie. Ociężale wstaje i zmierzam ku wyjściu. Nie mam pojęcia dlaczego tak źle się czuję. Może to zasługa tej twardej, drewnianej ławki, lub mojego umysłu. Wciąż myślę o tym co zdarzyło się we śnie. 

Wsiadam do srebrnego Audi R8 v10. To moja ulubiona marka samochodu. Kiedyś zawsze sobie powtarzałam, że jak wygram ogromne pieniądze to sobie taki z prezentuję. Marzenia ściętej głowy...
Całą drogę przemierzamy w milczeniu. Kiedy wysadza mnie pod blokiem mówię tylko ciche " dziękuję " a on odpowiada na to skinieniem głowy i odjeżdża. Z trudem udaje mi się wejść na czwarte piętro i nie zaliczyć przy tym żadnego upadku. Wchodzę do mieszkania i widzę na sobie wściekły wzrok matki. 
- Czemu nie jesteś w szkole ? I kto Cię odwiózł do domu ? 
- Źle się poczułam i kolega mnie podwiózł - odpowiadam. Nie mam ochoty na rozmowę, chcę jak najszybciej się położyć i zasnąć.
- Widzę ten Twój " kolega " - nakłada spory nacisk na to słowo - nieźle się wozi - zauważa. 
- Owszem, śpi na pieniądzach - mówię od niechcenia
- Nie powinnaś się zadawać z takimi ludźmi, znajdź sobie przyjaciół na swoim poziomie. 
- Ja jestem najgorszym poziomem. Nie ma takich jak ja, są tylko lepsi - rzucam i wchodzę do pokoju by nie słuchać odpowiedzi matki na moje stwierdzenie tego bolesnego faktu.
Miałam zamiar położyć się spać, ale jest jeszcze wcześnie. Podchodzę do łóżka, otwieram klapkę od laptopa i wciągam się w spokojną muzykę dobiegającą z niego. W między czasie biorę prysznic i przebieram się w granatową piżamę. Kiedy komputer jest już gotowy do działania, sprawdzam godzinę w prawym dolnym rogu. Jest 19.34. Powinien być online. 
- Hej - piszę. Czekam dłuższą chwilę, ale po drugiej stronie jest kompletna cisza. Powoli zaczynam przymykać oczy kiedy do rzeczywistości przywraca mnie znajomy dźwięk. Ruszam powiekami dla lepszego widzenia i odczytuję wiadomość.
- Hej, jak się czujesz ? - odpisuje chłopak - Wybacz, że wcześniej nie odpisałem, miałem ważny telefon - tłumaczy
- W porządku. A co do mojego samopoczucia to sama nie wiem. Miałam dzisiaj dziwny sen... - zwierzam się
- Jaki ? :o
- Śniło mi się, że moja szkoła się pali. - piszę - Tak banalnie to brzmi..
- Raczej powinnaś się cieszyć z tego powodu, a nie przejmować - odpisuje
- Nie martwię się o szkołę, tylko o ludzi, którzy w niej byli - wyjaśniam - To skomplikowane..
- Jesteś pokręcona...
- Haha... nie jestem - śmieję się
- Jesteś i przestań zaprzeczać.

Piszemy ze sobą jeszcze przez dobre trzy godziny a gdy na zegarku wybija godzina 23.00 postanawiam położyć się spać. Dla większości miejscowych ludzi dopiero o tej godzinie rozpoczyna się życie na Southwark. W czasie kiedy inni imprezują, podróżują, świetnie się bawią ja najzwyczajniej w świecie kładę się spać.
Niestety, noc nie mija przyjemnie. Ze snu wyrywa mnie ten sam koszmar, który przyśnił mi się w szkole po raz pierwszy. Teraz boję się ponownie zasnąć z myślą, że sen się powtórzy. W sumie to nic złego w nim nie ma, ale widok płonącej szkoły i zmasakrowanych twarzy pozostałych ludzi budzi we mnie strach. Siedzę z podkurczonymi nogami i wpatruję się w drzwi. Nie mogę już dłużej wytrzymać i oczy same mi się zamykają. Przybieram odpowiednią pozę i znów odpływam.


***

- Rosie, masz gościa ! - komunikuje mama z korytarza. Kogo niesie tak wcześnie ? Sprawdzam godzinę na budziku i widzę 9.04. Na prawdę ? Jest sobota, chcę się wyspać co najmniej do jedenastej a tu mnie z samego rana nachodzą. " Nachodzą " mam na myśli jedną osobę. Emily. Nie spodziewam się nikogo innego niż jej. Za pewne chce wyciągnąć mnie na zakupy, albo spacerek po mieście ( z zakupami ). Leżę, nadal przyklejona do poduszki z rozwaloną pościelą w nogach i krzyczę " wejdź ". 
- Cześć - słysząc głos inny niż się spodziewałam, natychmiast się wzdrygam a przy tym spadam z łóżka. Teraz leżę na podłodze w słodkiej, granatowej piżamce zaplątana w pościel. Na pewno wyglądam niesamowicie.... głupio. 
- Co ty tu robisz do cholery ?! - wrzeszczę 
Justin zamyka za sobą drzwi a ja próbuję wgramolić się z powrotem na łóżko. Najchętniej wyskoczyłabym przez okno, żeby nie mógł dłużej oglądać mnie w takim stanie. Rozczochrane włosy, brak makijażu nie jest moją mocną stroną. Moje zachowanie w tym momencie najwyraźniej go bawi. Cały Bieber...
- To już nie można od tak odwiedzić swojej ulubionej sympatii ? - Robi mini rozbieg i wskakuje na łóżko. Mogę przysiąc, że moje ukochane łóżeczko nie przeżyło tego nagłego nadmiaru ciężaru. Nie twierdzę, że jest gruby, ale na pewno cięższy ode mnie, a to łóżko jest na prawdę bardzo stare. Pomijając ten nieistotny fakt, to właśnie leżę w jednym łóżku z najbardziej pożądanym chłopakiem w szkole. Czuję, ze zaczynam się rumienić a na wewnętrznej stronie dłoni pojawia się delikatny pot. Natychmiast wycieram je w skrawek prześcieradła. Czemu tak intensywnie reaguję na Jego obecność ? Przecież go nienawidzę. 
- Ej wiesz co ? - rozgląda się - chyba... rozwaliłem ci łóżko - wpatruje się we mnie z głupim uśmieszkiem.
- N..n..nie szkodzi - dukam
- W przyszłą sobotę jest koncert charytatywny - mówi
- I co w związku z tym ? - pytam unosząc brew
- Chcę wesprzeć jedną z fundacji i pomyślałem, czy nie zechciałabyś zaśpiewać ze mną piosenki w ramach pomocy - ciarki przeszły po moim ciele. Nie docierają do mnie Jego słowa. On i ja na jednej scenie ? To jest w ogóle możliwe ? 
- Pff... bierzesz udział w takich rzeczach ? - prycham
- Ta fundacja nazywa się " Pomóż dzieciom w walce z rakiem " a dokładniej z atypowym nowotworem teratoidnym. Zanim przeprowadziłem się do Londynu, mieszkałem w Kanadzie. Nie miałem wtedy dużo pieniędzy, dlatego objąłem posadę opiekunki - opowiada - Boże, jak to brzmi..
Nic nie mówię, zatkało mnie. Przytakuję głową na znak, żeby kontynuował. Wzięło go na głębokie wyznania, chcę mu pokazać, że jestem ciekawa jego historii. Bo w sumie tak jest...
- Zajmowałem się dziewczynką, miała 6 lat i nazywała się Avalana. Przychodziłem do niej codziennie, była na prawdę wyjątkowa - obraca głowę w moją stronę i spogląda mi w oczy. Jego spojrzenie jest takie intensywne, czuję jak tonę w jego karmelowych tęczówkach. Boże Rose, ogarnij się ! 
- Niestety zmarła na raka mózgu - minimalnie dostrzegam łzę w jego oku, ale szybko ją wyciera i kieruje wzrok na drzwi. - Pewnie myślisz sobie, że od początku zgrywam twardego kolesia a tak na prawdę jestem miękki - mówi lekko się uśmiechając. W sumie ma rację. Tak właśnie myślę, teraz mam go czym szantażować, ale nie jestem aż taką suką. Może nie jest takim zapatrzonym w siebie dupkiem za jakiego go miałam ? 
- Jejku.. to straszne - mówię, siadając na łóżku po turecku, a po policzku spływa mi łza - W dodatku chwytające za gardło - dodaję ocierając ją
- Zgadzam się - odpowiadam po chwili namysłu
- Na prawdę ? - patrzy na mnie z niedowierzaniem
- Na prawdę - odpowiadam zmuszając się do lekkiego uśmiechu - Widzę, że to dla Ciebie bardzo ważne
- Dzisiaj zapowiada się kolejna, szalona noc w klubie - zaczyna - Będzie tam Ray - urywa na moment - z Nią - dodaje, robiąc minę w stylu klik Muszę przyznać, że wygląda przekomicznie. Nie mogę się powstrzymać i wybucham śmiechem.
- Powinieneś cieszyć się z tego, ze Twój przyjaciel jest szczęśliwy - mówię wciąż nie mogąc powstrzymać śmiechu.
- Już bym wolał, gdyby chodził z Tobą niż z Nią - przez chwilę zachowuję powagę, a potem znów wybucham jeszcze większym śmiechem
- Myślę, że będą słodką parą - delikatnie się uśmiecham z myślą, że choć trochę wyglądam seksownie, ale za pewne tak nie jestem. Prawdopodobnie przypominam pięcioletnie dziecko żebrzące o lizaka.

Odprowadzam chłopaka do drzwi wyjściowych. Justin odwraca się jeszcze na moment w moją stronę.
- Powinnaś porozmawiać z matką na ten temat. Kiedy czekałem na Twoje pozwolenie, żeby wejść do pokoju poszła do kuchni i wyjęła z szuflady czterdziestu centymetrowy nóż - parska śmiechem chowając ręce do kieszeni. Jest mi tak cholernie wstyd za moją matkę. Spodziewałam się po niej wiele rzeczy, ale taką siarę, żeby zrobić ? Przeszła ludzkie pojęcie.
- Ma swoje powody - odpowiadam z grymasem
- No to jak będzie ? - pyta spuszczając głowę w dół  - wpadniesz dzisiaj do Heaven ?
- A co jeśli znowu będziesz chciał mnie otruć ? - prycham
- Postaram się tego nie zrobić - parska wciąż wbijając wzrok w ziemię

Chwilę jeszcze ze sobą rozmawiamy i wymieniamy się numerami. To znaczy on podaje mi swój numer telefonu, a ja tylko numer domowy. Zamykam drzwi i decyduję się wyjść do parku. Biegnę do swojego pokoju i ubieram się w letni outfit  klik Muszę przyznać, że Victoria ma świetny gust i styl. ( Victoria to córka, ciotki Tamary, od której Rosie dostaje ubrania ) Wychodzę na zewnątrz, ponieważ chcę poukładać swoje myśli. Od przyjazdu tutaj tyle się działo, że nie wytrzymuję już psychicznie. Nie wiem co robić, nie wiem co myśleć, jak działać. Przemierzając brukowymi uliczkami, podsumowuję swój dotychczasowy pobyt w tym mieście. Pierwszy dzień szkoły nie należał do najlepszych. Potem ta dyskoteka w klubie a następnie tygodniowe leczenie w szpitalu. Po ponownym powrocie do szkoły znów zrobiło się dobrze, ale nie na długo. Teraz nie mogę spać po nocach, bo nęka mnie ten okropny sen. Jeśli będzie śnił mi się każdej, kolejnej nocy to skieruję się do psychiatry. Mówię na poważnie.. Dzisiaj mam szansę dobrze się bawić, bez żadnych przykrych wypadków. Mam szansę, na poznanie kogoś nowego lub uregulowanie swoich relacji z wrogami. Justin. Wcześniej uważałam go za totalnego dupka a teraz nie mam o nim zdania. Po części dalej tak jest, aczkolwiek jego wyznanie dzisiaj rano mnie zaskoczyło. Bardzo współczuję małej Avalanie.. Na myśl o niej, po policzku spływa mi pojedyncza łza, którą szybko wycieram w skrawek kurtki. Wyjmuję z torebki zeszyt w twardej oprawie i zapisuję kolejne ważne wydarzenie z życia. Owszem, uważam, że to miły gest, że chłopak, który mnie nie znosi a ja Jego jeszcze bardziej przychodzi do mnie i zwierza mi się. Kiedy kończę wstaję z ławki i wracam do domu. Idąc, rozmyślam, czy wybrać się do Heaven czy nie. Iść czy nie iść.. Ostatecznie wygrywam z samą sobą i decyduję się pójść. Tym razem, sama się przygotuję. Nie chodzi o to, że nie chcę widzieć Emily na oczy, ale chcę być samowystarczalna. Wchodzę na blokowisko i kieruję się ku swojemu piętru. Pierwsze co, to zmierzam do łazienki i biorę długotrwały prysznic. Gdy już jestem odświeżona podchodzę do szafy i decyduję się na taki zestaw klik .
- Ty gdzieś wychodzisz ? - wzdrygam się i rozmazuję tusz po policzku gdy słyszę za plecami niespodziewany głos matki
- Tak, na imprezę - odpowiadam zmywając go nawilżoną chusteczką
- Chyba nie muszę Ci przypominać co stało się na poprzedniej " imprezie " - intonuje
- Nawet nie zaczynaj... - przeciągam - Idę i koniec
Z progu przenosi się na łóżko i siada na nim ociężale. Bierze do ręki zdjęcie, na którym jestem małym brzdącem, na którym oprócz mnie jest także ona i ojciec.
- Tak szybko dorosłaś - mówi wpatrując się w fotografię - A ja byłam taka ślepa i nie potrafiłam tego dostrzec - urywa na moment - lecz teraz to widzę. Z oka wypływa łza, za nią kolejna i kolejna. Robi mi się jej żal i podchodzę do niej.
- Nie płacz - obejmuję ją a ona wtula twarz w moje ramię - Wyszłyśmy na prostą - gładzę ją po głowie - Wszystko będzie dobrze, zobaczysz
- Tak bardzo bym chciała cofnąć czas - szepcze przez łzy
- Ale nie cofniesz, dlatego ciesz się teraźniejszością - odpowiadam. Nagle zapala mi się lampka nad głową. Ciesz się teraźniejszością.. Właśnie chcę to zrobić !

Mama już się opamiętała, ja dokończyłam makijaż i jestem gotowa do wyjścia. Niestety, jest jeden,  mały aczkolwiek istotny szczegół a nawet nazwałabym to problem. Jak ja mam tam dotrzeć ? Robię parę kroczków w przód i stoję przed telefonem wiszącym na ścianie. Wyjmuję z kieszeni w torebce małą karteczkę na której jest numer Justina. Waham się, dzwonić ? Szkoda mojej ciężkiej pracy, więc co mi zależy to tylko głupi telefon.
Pierwszy sygnał, drugi sygnał, trzeci sygnał...Zaraz mnie szlag trafi ! Rzucam słuchawką o ścianę krusząc przy tym trochę tynku. Mam nadzieję, że mama tego nie słyszała. Siadam zdenerwowana na kanapie i zaczynam ściągać szpilki kiedy słyszę dzwonek do drzwi. Podchodzę do nich i otwieram je.
- Hej - witam go lekko się uśmiechając. Próbuję zamaskować złość, która się we mnie gotuje
- Heej - przeciąga mierząc mnie wzrokiem od stóp do głów. Przyznam iż nie jest to komfortowe - Gotowa ?
- Jasne - robię krok do przodu i zamykam za sobą drzwi. Muszę chwycić się barierki, w tych szpilkach łatwo się wywrócić, zwłaszcza na schodach.
Na parkingu stoi już jego samochód. Samochód moich marzeń.. klik
Justin podchodzi do pojazdu od strony pasażera i otwiera mi drzwi lekko się pochylając. Muszę przyznać, że po raz kolejny mnie rozbawił. Po chwili zajmuje miejsce za kierownicą.

***
 
Po nie całych 15 minutach jesteśmy już pod klubem. Justin pierwszy wysiada z samochodu i od razu idzie do swoim kumpli. No tak... a ty sobie siedź w tym aucie i gnij. W koło widzę pełno wypindrzonych lasek w wyzywających strojach. Przez przyciemniane szyby mnie nie widać, dlatego nikt nie domyśla się, że tu jestem. Można to wykorzystać.. Otwieram drzwiczki i wystawiam za nie prawą nogę. Teraz wszystkie pary oczu są skierowane w moją stronę. Rozszerzam je bardziej i wysiadam z samochodu. Zalotnie poprawiam włosy i z gracją kieruję się w śród wejścia. Odwracam głowę w bok i widzę grupkę dziewczyn patrzących na mnie z otwartymi buziami. Puszczam im oczko i wchodzę do środka.
W tłumie ludzi, chcę odnaleźć wzrokiem Emily. Podobno miała tu być z Ryanem. Wchodzę po szklanych schodkach na balkon by wszystko lepiej widzieć. Czuję czyjąś dłoń na ramieniu i natychmiast się odwracam.
- Spokojnie, przyniosłem drinki - mówi Justin kładąc napoje na małym stoliczku
- Widziałeś ich ? - pytam unosząc brew i odgarniając włosy z twarzy
- Nie i raczej nie chcę ich oglądać - prycha biorąc spory łyk alkoholu
Spoglądam na Niego z pogardą. Justin rozchyla lekko usta a ich zawartość wylewa się na Jego ubranie. Zaskoczona odchodzę w bok, i staram się zlokalizować to, na co patrzy. Nagle dostrzegam w dole chłopaka i dziewczynę, siedzących na kanapie. Teraz i ja otwieram usta z niedowierzaniem.






Z góry przepraszam, że tak długo nie było rozdziału =/
Co do posta, to zrobiłam taką małą niespodziankę !
Wątpię czy ktoś się spodziewał takiego obrotu sprawy :D
Kolejny rozdział dodam na pewno wcześniej
I w końcu pojawi się ten moment, na który myślę,
że większość czeka ^^
Wiem, że w opisie bloga jest inaczej,
ale postanowiłam, że zmienię trochę ten moment,
w którym Rosie dowiaduje się o " przyjacielu " z sieci.
Także, wyczekujcie nowej akcji i zapraszam do komentowania ! =)

15 komentarzy - kolejny rozdział 

czwartek, 13 sierpnia 2015

Rozdział 7

Przespałam się z tą całą wczorajszą sytuacją i uznałam tamten dzień za jeden z najlepszych dni w moim życiu. Idąc dzisiaj na lekcje, prawie każdy powiedział do mnie " cześć " gdy mnie zobaczył. Obecnie ba zgram w moim pamiętniku i zapisuję w nim tekst piosenki, którą wczoraj zaśpiewałam. Powinnam zgłosić się do rekordów Guinessa w kategorii " Piosenka wymyślona w minutę " . Z moich myśli wyrywa mnie zrzędliwy głos.
- Panno Henderson, czy zna Pani odpowiedź na moje pytanie ? - pyta Rickards i wpatruje się w mój zeszyt
- A mogłaby Pani powtórzyć ? - pytam unosząc głowę do góry. Ahh...zapomniałabym dodać. Emily przepisała się do innej nauczycielki na angielski, niestety dla mnie zabrakło już miejsca. Muszę do końca liceum uczęszczać na zajęcia z tą babą. Ze względu na to, że siedzę sama w ostatniej ławce nikt nie jest w stanie pomóc mi na lekcji.
- Trzeba było słuchać a nie mazać sobie w tym zeszyciku, pokaż no mi to - wyrwa mi z ręki pamiętnik i zaczyna czytać na głos zapisaną w nim treść
- Powiedz mi coś, co muszę wiedzieć. Wtedy weź mój oddech i nie pozwól mu odejść. Jeśli tylko pozwolisz mi naruszyć Twoją przestrzeń, zabiorę przyjemność, zabiorę ją z bólem - czyta a w klasie zaczynają pojawiać się ciche śmiechy
- Ponieważ jeśli chcesz mnie zatrzymać, musisz, musisz, musisz, musisz kochać mnie mocniej. Ojej, jakie to romantyczne - naśmiewa się nauczycielka
- Może mi to Pani oddać ? - pytam rozzłoszczona
- Zazdrości, bo sama by lepszego nie napisała - rozbrzmiewa głos chłopaka pod oknem a w sali znowu słychać śmiech. Tym razem głośniejszy. Rickards odwraca się do Justina, który posyła jej szeroki uśmiech
- Ja myślę, że zazdrości, bo nikt nie napisałby czegoś takiego dla niej - śmieje się Ryan. Widać też nie lubi tej kobiety.
- Nawet gdyby mi zapłacili to bym się z nią nie przespał - gdy padają te słowa, w pomieszczeniu robi się kompletny chaos. Rickards zaczyna krzyczeć, klasa się śmieje a Justin przybija " żółwika " z
Ryanem. Hałas przerywa piskliwy głos jednej z dziewczyn
- Czy wy też czujecie ten dym ?! - mówi, a wszystkie oczy kierują się na drzwi. Pani Tamara podchodzi do nich i otwiera je na oścież a do sali wpada ogromna chmura dymu. Po szkole rozchodzi się alarm, a przez radiowęzeł słychać komunikat od dyrektora o jak najszybsze opuszczenie budynku. Klasa znajduje się dosyć wysoko, więc skok z okna odpada z gry. Każdy pcha się w stronę wyjścia, ja wychodzę ostatnia, ponieważ nie mogę przecisnąć się przez tłum.
Wybiegam na korytarz, nie mam zielonego pojęcia gdzie znajduje się wyjście ze szkoły. Dym ogranicza moją ostrość widzenia, przy okazji zaczynam się dusić. Słyszę pełno krzyków, i biegających w panice ludzi. Staram się podążać instynktownie. Mam nadzieję, że źródła hałasu doprowadzą mnie do wyjścia. Zbiegam na piętro niżej, a gdy wykonuję kolejny krok potykam się o coś twardego. Leżę na podłodze, otoczona popiołem. Widzę jak ogień się rozprzestrzenia, hałas ustępuje a ja słyszę tylko walące się ściany i meble w salach. Nagle zauważam dwóch wysokich chłopaków, mam nadzieję, że jeden z nich to Justin. Bez zastanowienia krzyczę jego imię.
- Justin ! - drę się tak głośno, że zaczyna boleć mnie gardło. Chłopak nie zawraca więc próbuję jeszcze raz.
- Justin !! - staram się podnieść głos, ale z trudem mi to wychodzi. Powoli godzę się z tym, że zaraz coś na mnie spadnie i mnie zmiażdży a przy okazji spalę się żywcem. Zamykam oczy, ból w nodze nie chce ustąpić. Wstałabym, pobiegła, ale nie dam rady się podnieść. W ogóle dlaczego go wołam ? I tak wiadomo, że nie zawróci, że będzie ratował własną dupę. A Emily ? Oby nic jej się nie stało, mam nadzieję, że jest już bezpieczna i czeka na zewnątrz.
Jestem już kompletnie pozbawiona pola widzenia. Dym drażni mi oczy z czego łzy rozmazują mi obraz. Jednak dostrzegam ludzką postać biegnącą w moją stronę. To chyba jakiś cud...
- Co ty tu jeszcze robisz ?! - Justin bierze mnie pod ręce i pomaga mi wstać
- Po..potknęłam się
- Dasz radę iść ? - pyta a ja patrzę się na niego jak na idiotę. Chyba zrozumiał o co mi chodzi, bo właśnie odwraca się do mnie plecami i mówi, żeby na niego wskoczyła. Nie ukrywam, to brzmi dziwnie.. Jednak oboje wiemy, że tak będzie szybciej.
Dobiegamy do kolejnych schodów gdzie czeka na nas Ryan. Kiedy chcemy zejść w dół, schody nagle się zarywają przy czym pochłania je wielka fala ognia
- No super, jak teraz wyjdziemy ? - pyta Ray
- Tylne drzwi ! - krzyczę. Obaj zawracają i biegną w przeciwną stronę. Zaczynam zsuwać się z pleców Justina, lecz próbuję się jakoś ratować by całkiem nie spaść na ziemię. Energicznie obejmuję jego szyję i kurczowo zaciskam na niej ręce. Musiało go zaboleć bo wydał z siebie dziwny jęk i podrzucił mnie lekko do góry.
Stoimy przed tylnymi drzwi. Ryan z całej siły kopie w nie, ale one nie chcą się otworzyć. Justin oddaje mnie na ręce przyjaciela i sam próbuje odblokować wyjście. Zadaje z buta ostatnie uderzenie a wtedy drzwi lekko wychodzą z zawiasów. Jednak po chwili, odwraca się i karze nam uciekać
- Co się dzieje ?! - krzyczę, ale słyszę tylko kolejny rozkaz
- Padnij !
W tym samym momencie następuje potężny wybuch. 

●●●

Boże, znowu to samo...Czuję ból nie do opisania. Moja głowa.. Leżę oparta o kawałek zburzonej ściany. Opuszkami palców dotykam głowy, ale nie wykrywam żadnej cieczy. Za to po nodze spływa mi intensywna czerwona substancja. Słyszę syreny, straż w końcu dotarła. Nie mogę uwierzyć w to, że tak późno przyjechali. Wzrokiem szukam Justina. Dostrzegam go siedzącego pod stosem zburzonych ścian. Z trudem się podnoszę i podchodzę do niego. 
- O mój Boże ! - krzyczę chowając twarz w ręce. Pod kupą gruzu leży Ryan. Cały we krwi, popiołu i tynku lecącego ze ścian. Wygląda jak wrak człowieka. 
- Ray, wstań ! Błagam Cię podnieś się ! - krzyczy Justin
- Nie dam rady, mu..musicie iść beze mnie - widać, że ciężko mu jest wydusić z siebie jakiekolwiek słowo
- Nie rób mi tego, musisz się podnieść, musimy uciekać - mówi chłopak. W jego oczach dostrzegam łzy 
- Weź dziewczynę, ratujcie się, zanim i Wam się coś stanie 
Justin odwraca się i spogląda na mnie. Teraz idealnie dostrzegam ból i cierpienie na jego twarzy. Przez ten widok łzy same cisną mi się do oczu.
- Nie zostawię Cię - kładzie się na nim i mocno ściska jego bluzę
- Nie wstanę, rozumiesz ?! - wyznaje Ray
- Gówno mnie to obchodzi ! Tylko Ty mi zostałeś, nie możesz stąd odejść, zrozum to ! 
- Pamiętaj, że byłeś dla mnie jak brat - chłopak klepie go po plecach 
- I zawsze nim będę - odpowiada Jus
Ogień napiera coraz bardziej w naszą stronę, jeżeli teraz nie wyjdziemy, ugrzęźniemy tu razem z nim. Nie chcę przerywać im tego smutnego rozstania, ale dobrze wiem, że sama sobie nie poradzę. 
- Justin, musimy stąd uciekać, nie pomożesz mu już - szepczę 
- Ona ma racje, wyjdziecie piwnicą, tylko ruszcie się, bo potem może już nie być innej drogi. 
Jus puszcza jego ubranie i zostawia mu na ręce coś w rodzaju bransoletki. 
- Żegnaj bracie - mówi i bierze mnie na ręce.
Biegniemy coraz niżej, nie mam już czym oddychać. Zaczynam kaszleć, dusić się. W końcu dobiegamy do frontowych drzwi, które na szczęście są otwarte. Na podwórzu straż ugasza pożar, wszyscy stoją i gapią się na płonący budynek. W tłumie ludzi dostrzegam mamę i Emily owiniętą w koc. Justin stawia mnie na ziemi a ja czym prędzej do nich biegnę. 
- Jezus Maria ! Rosie ! - mama przytula mnie z całej siły
- Już myślałam, że się nie wydostaniesz - mówi Emi i przytula mnie z drugiej strony 
- Nie dałabym sobie rady, bez pomocy Justina - odpowiadam i patrzę w Jego kierunku. Klęczy na asfalcie wpatrzony w czarny dym. Nie chcę wiedzieć co teraz przeżywa. Nie zazdroszczę mu takiej sytuacji. Wiem, że jest dupkiem, wrednym pieprzonym dupkiem, ale jest też człowiekiem. Czuję, że powinnam coś zrobić, ale nie wiem co. Uwalniam się z uścisku i idę do niego. 
- Rose gdzie idziesz ? - woła za mną mama
- Proszę się nie martwić - pociesza ją Emily
Podchodzę do Justina i siadam koło niego. Nic nie mówię. Zwykła obecność drugiej osoby, pomaga wiele znieść, bynajmniej tak było napisane w jednej z gazet. 
- Nienawidzę tej budy - mówi wciąż wpatrzony w walący się budynek 
- Czy wszyscy opuścili teren niebezpieczeństwa ? - pyta strażnik dyrektora szkoły 
- Tak, znaczy tak mi się wydaje - odpowiada mężczyzna 
- Jest prawdopodobieństwo, że ktoś nadal przebywa wewnątrz ? 
- Minimalne 
Nie mogę znieść tej bezsensownej konwersacji dlatego podbiegam do strażnika i mówię, że w środku leży chłopak zmiażdżony przez gruz. Na te słowa, czterech ludzi wbiega w ogień i rozpoczyna poszukiwania. Przy okazji przyjeżdża kolejna straż. Co się w ogóle dzieje ?! Skąd ten pożar ?! Jak to się stało ? Kto za tym stoi ? Mnóstwo pytań nawiedza mój umysł. Wcześniej się nad tym nie zastanawiałam, martwiłam się tylko tym, czy przeżyję. Mama macha na mnie ręką na znak, że jedziemy do domu. Jednak ja decyduję się zostać tutaj. 
- Co ? Chyba jesteś nie poważna, wracamy do domu - mówi matka szarpiąc mnie za ramię
- Nigdzie nie jadę ! Zostaję tutaj - odpycham jej rękę i oddalam się od niej

Widzę jak Justin wsiada do swojego samochodu. Prędko biegnę w kierunku pojazdu, mam nadzieję, że pozwoli mi ze sobą porozmawiać. Nie wiem dlaczego to robię. Na prawdę nie wiem. Może to impuls, albo na prawdę mi go szkoda. To wszytko jest takie skomplikowane...
- Zaczekaj ! - podbiegam do szyby i uderzam w nią pięścią
- Czego Ty jeszcze chcesz dziewczyno ? - pyta marszcząc brwi 
- Chcę z Tobą porozmawiać - mówię speszonym głosem
- Nie mamy o czym rozmawiać - rzuca 
- Twój przyjaciel pali się tam żywcem a Ty po prostu sobie odjeżdżasz ? To co z Ciebie za kumpel ? - mówię unosząc brwi do góry i opierając się o drzwiczki auta
- No jak widzisz, żaden. Zresztą to Twoja wina 
- Co takiego ?! Jak możesz mnie o to oskarżać ?! - krzyczę zarzucając ręce do tyłu 
- Gdybym nie musiał po Ciebie wracać, dawno zdążylibyśmy uciec - wciska pedał gazu i odjeżdża z parkingu z piskiem opon. 
Te słowa zabolały bardziej niż siarczysty policzek, skok z dużej wysokości, lub, jak na tę chwilę spalenie się żywcem. Obwinia mnie o śmierć swojego przyjaciela ? Rozumiem, że nie żywi do mnie żadnej sympatii, ale żeby powiedzieć coś takiego ? Na placu zostali już tylko straż, pogotowie, nauczyciele i trochę uczniów. Z budynku wychodzą mężczyźni trzymający młodego chłopaka na noszach. Zaraz, zaraz... Przecież to Ray ! Podbiegam do karetki, chcę zobaczyć czy żyje.
- Nie możesz z Nami jechać - mówi ratownik
- Niech mi Pan tylko powie, czy on przeżyje ? Wyjdzie z tego ? - obsypuję go pytaniami
- Nie wygląda dobrze. Ma popalone ciało i jeszcze długo nie odzyska przytomności.  Trzeba się modlić, by kiedykolwiek się jeszcze obudził - te słowa z cisnęły mnie za gardło. Przykładam dłonie do twarzy, chowam w nich swoje poczucie winy.
- W grę może wchodzić także amputacja lewej nogi, ale postaramy się ją uratować. Masz jakiś kontakt do jego rodziców ? - pyta ratownik, a ja zaczynam nad sobą panować
- Amputacja ?
- Niestety, przykro mi
- Nie znam go za dobrze, ale wiem kto może pomóc. Tylko dzisiaj to nie będzie możliwe.
- Proszę, tu jest wizytówka szpitala do którego go przenosimy. Liczę na Twoją pomoc - mówi i podaje mi plastikową kartę.
I co teraz ? To już koniec edukacji ? Gdzie teraz będziemy uczęszczać do szkoły ? Co spowodowało ten wypadek ? Słyszę syreny policyjne, a za nim nadjeżdża lokalna telewizja. Nie chcę rzucać się w oczy i być wypytywana jak uniknęłam śmierci. Wczorajszy dzień był jednym z najlepszych w moim życiu, ten, jest najgorszym. 





Kolejny rozdział za Nami ! :3 
Mam nadzieję, że się spodoba.
Jeżeli chodzi o wypowiedź pani Rickards, jest to
treść piosenki " Love mi harder " Ariany
w tłumaczeniu na język polski.

Czytasz = komentujesz 





środa, 12 sierpnia 2015

Rozdział 6

Hah... czyż to nie jest piękne ? - myślę stąpając schodek po schodku w dół. W końcu wyszłam ze szpitala ! Jestem taka szczęśliwa, że nie muszę brać już tych wszystkich świństw i czuję się znacznie lepiej. Koniecznie muszę spotkać się z Emily. Tyle razy zapraszała mnie na wspólny wypad na miasto, ale nigdy nie miałam na to czasu, a potem jeszcze ten wypadek. No, ale cóż, czas najwyższy. Biorę od mamy telefon i naciskam pojedynczo miękkie klawisze. Przykładam komórkę do ucha i słyszę charakterystyczny dźwięk połączenia a w tle rozbrzmiewa piosenka Ellie Goulding. 
- Tak słucham ? - słyszę dziewczęcy głos po drugiej stronie
- Hej, to ja Rosie. Właśnie wyszłam ze szpitala, może chciałabyś się spotkać ? - proponuję jej 
- Oh to wspaniale ! Widzimy się w Pulii za 10 minut. - odpowiada i rozłącza się

●●●  

Nie mam pojęcia dlaczego,ale od samego rana jestem bardzo wesoła. Wydaje mi się, że jest to spowodowane tym, że od dłuższego czasu w ogóle nie wychodziłam na świeże powietrze. Idąc w wyznaczone miejsce prawie podskakuję. Mijam ludzi, którzy jak na mnie spoglądają sami również się uśmiechają. Robi mi się na sercu jeszcze cieplej. Popycham szklane drzwi i wchodzę do środka kawiarni. Pod oknem widzę już czekającą na mnie dziewczynę. 
- Cześć Emi - witam ją z największym uśmiechem na jaki mnie stać. 
- Witaj, powiedz, skąd ta radość u Ciebie ? - pyta, odwzajemniając tym samym radosnym uśmiechem
- Ahh.. no wiesz, w końcu nie muszę już leżeć w tym okropnym szpitalu, brać lekarstwa, za to mogę znowu cieszyć się tym pięknym miastem i pogodą
- Jeszcze nie całe 3 tygodnie temu mówiłaś zupełnie co innego - przypomina mi 
Nagle przed oczami widzę niespodziewaną wizytę Justina w szpitalu i naszą rozmowę. Nie jestem pewna czy powinnam spytać się Emi, czy to prawda. Albo skłamie, ale obrazi się na mnie, że wypytuję o jej przeszłość. Przygryzam wargę. 
- Co jest ? - unosi pytająco brwi i spogląda na mnie
- Chciałabym Cię o coś spytać - wolę znać prawdę, chociaż nie wiem jaka bodła i gorzka by nie była, to wolę taką niż żyć w kłamstwie. Opowiadam więc, całą rozmowę z chłopakiem. Kiedy kończę, głęboko patrzę jej w oczy i czekam na odpowiedź. 
- Tak, on miał rację. Ale ja na prawdę nie chciałam tego zrobić. Owszem, byłam samolubna, martwiłam się wtedy tylko o własną dupę, ale gdybym mogła cofnąć czas, nie postąpiłabym tak.  
- Przynajmniej zrozumiałam, dlaczego jest dla mnie taki wredny. Wykorzystuje mnie, by zemścić się na Tobie - mówię z opuszczoną głową. 
- Tak strasznie, strasznie mi przykro. Na prawdę Cię polubiłam, jesteś zupełnie inna niż reszta dziewczyn. Na każdy temat mogę z Tobą porozmawiać. Justin to widzi i wykorzystuje, bo wie, że boli mnie najbardziej. Wie, że jesteś pierwszą osobą, którą szczerze polubiłam. - mówi z łzami w oczach. Widzę, że jest jej przykro, że także cierpi. 
- W porządku, zapomnijmy o tym - rzucam bez emocji
- A co z Tobą ? -pyta  
- Poradzę sobie 

●●●

Czuję jak ktoś, dosyć mocno szarpie mnie za ramię. Przewracam się na drugi bok z nadzieją, że pozwoli mi spać dalej. Kiedy jednak szarpanie nie ustępuje, czuję nagły przypływ chłodu. Momentalnie się podnoszę a moja kołdra leży na podłodze. Mama krzyczy na mnie, że jeśli nie wstanę w tej chwili to spóźnię się do szkoły. Już chyba wolałabym leżeć w szpitalu niż tam iść. Chociaż.... Ociężale się podnoszę i udaje do łazienki. Plus w szpitalu był taki, że tam była ciepła woda. Biorę szybki prysznic i wracam do pokoju. Otwieram szafę i decyduję się na biały prześwitujący sweterek z długim rękawem, pod to biała bokserka, obcisłe rurki i białe trampki. Włosy wiąże w wysokiego kucyka, ale zajmuje mi to dobre 20 minut. Tych włosów się nawet nie da podnieść. Przy lustrze robię delikatny makijaż i schodzę na dół. Podnoszę plecak z podłogi i wychodzę z mieszkania. Spoglądam na cyferblat znajdujący się na wielkiej wieży zegarowej. W sumie mam jeszcze sporo czasu, nie wiem po co ten cały chaos z rana. 

●●●

Idąc przez szkołę, co krok słyszę szepty na swój temat. Plotki szybko się rozchodzą... - myślę. Już chyba każdy wie, że fejm szkoły załatwił w bardzo szybkim czasie bezbronną, nic nie znaczącą dla świata dziewczynę. Pewnie połowa z tych nadzianych dzieciaków była przekonana, ze już zdechłam. Nie ma tak łatwo... Przemierzając kolejne korytarze moją uwagę przykuwa plakat wiszący na ścianie koło szafek dla uczniów. Zatrzymuję się by przeczytać treść. 

Bitwa na głosy ! 
Jeżeli masz talent i potrafisz śpiewać
zmierz się w pojedynku wokalnym
i zgarnij nagrodę ! 
Wszyscy chętni zapisują się
na listę poniżej. 

Bitwa na głosy ? Serio ? Kto wymyślił w ogóle takie gówno. Obok mnie przechodzi jakaś dziewczyna, bez namysłu łapię ją za łokieć i przyciągam do siebie. 
- Wiesz może coś na ten temat ? - pytam wskazując palcem na kartkę
- Ahh tak, oczywiście. Jest to taki konkurs organizowany co roku przez uczniów. Każdego roku jest wybierana inna konkurencja np. taniec, rysowanie, w tym roku jest to śpiew. - wyjaśnia 
- I jak to działa ? - pytam dalej 
- Jeżeli chcesz wziąć udział musisz wpisać się na listę. O tutaj. - pokazuje palcem żółtą kartę poniżej. 
- Dwie osoby między sobą śpiewają różne piosenki, ta która bardziej spodoba się uczniom wygrywa. 
- Skąd wiadomo, która się bardziej podoba ? - dopytuję 
- Różnie to bywa. Czasami jest tak, że głośniejsze brawa świadczą o wygranej, lub wypisują imię ucznia, potem podliczają głosy. Oczywiście piosenki muszą być twojego autorstwa. 
- To bez sensu. To wisi dopiero od dzisiaj, jak ktoś ma wymyślić w 3 godziny jakikolwiek zgrabny tekst ? - unoszę pytająco brwi i patrzę z niedowierzaniem na dziewczynę. 
- No wiesz, to wisi tu od tygodnia, tylko Ciebie nie było. - odpowiada i wykrzywia usta na znak grymasu. 
Zrobiło mi się głupio, dlatego bez słowa odeszłam od ściany. Zaraz rozpoczną się lekcje, więc idę do szkolnej toalety załatwić swoje potrzeby. Wychodząc, ostatni raz spoglądam na kartę chętnych. 

- Liam Dashner
- Lily Jeffey 
- Jennifer Shanon 
- Justin Bieber 
- Rayan Smith 
- Katie Johnson
- Lucy Stanley 

Czwarte nazwisko na liście mnie zaskoczyło. Chyba zdecyduję się przyjść na tę wielką " bitwę " Jak na razie decyduję się pójść na lekcje.
Ich koniec był bardzo długo przeze mnie wyczekiwany. Ostatnie dwie godziny nauki są odwołane z uwagi na konkurs, który odbywa się na placu szkolnym. Korytarze i hol zdążyły już opustoszyć, każdy pobiegł na podwórko. Nie przejmując się czy zdążę czy nie idę powoli, spacerkiem. Przecież i tak nie biorę udziału, a osoby, które występują na początku mnie nie interesują. Przepycham się przez tłum ludzi by zobaczyć cokolwiek co się obecnie dzieje. Sterczę koło laski, której źrenice się tak rozszerzyły, że nie jestem w stanie dostrzec białego koloru na około tęczówki. Podskakuje i macha rękami na wszystkie strony. Z czego ona się tak cieszy ? Nagle słyszę, jak głośno wykrzykuje imię " Justin ". Prędko odwracam wzrok od dziewczyny i patrzę w środek koła zrobionego przez resztę uczniów. W średnicy koła stoi Justin z mikrofonem a na przeciwko Niego, jeśli dobrze sobie przypominam, jego najlepszy przyjaciel Ryan. Przyznam, że ma całkiem fajny głos. Ostatecznie, rozgrywka się kończy i zwycięzcą został okrzyknięty Justin. Czas na kolejny pojedynek. Tak jak było napisane w regulaminie, który w sumie ominęłam, ale zdążyłam przeczytać dwie linijki, wygrany wybiera sobie z kim chce walczyć. Justin bierze do ręki kartkę z listą chętnych, a po chwili słyszę swoje imię. 
- Rosie Henderson proszona na środek ! - krzyczy przez mikrofon główny organizator. 
To jest chyba jakiś chory żart. Przecież ja się kurwa nie zgłaszałam ! Stoję jak widły w sianie i nie wiem co mam robić. Każdy patrzy się na mnie wyczekująco, a gdy spoglądam kątem oka na Justina, on tylko się uśmiecha. Na pewno on dopisał mnie do listy. 
- No rusz się ! - wrzeszczy ktoś za moimi plecami. Nie pewnie wychodzę na środek i staję jak słup soli. Prowadzący podaje mi mikrofon a ja przykładam go do ust.
- To jakaś pomyłka, nie zgłaszałam się - próbuję wyjaśnić nieporozumienie. 
- To jakim cudem jesteś na liście ? Twój duch Cię zgłosił ? - nabija się ze mnie chłopak. 
- Ja..Ja nie wiem - jąkam się. 
- Muzyka ! - krzyczy chłopak i w tym momencie rozbrzmiewa głośna melodia. 
Justin okrąża mnie dookoła, uczniowie zaczynają klaskać, po czym uruchamiają się struny głosowe chłopaka. Oczy rozszerzają mi się jeszcze bardziej gdy słyszę jego idealny, czysty głos. 


If I was your boyfriend, I'd never let you go 
I can take places you ain't never been before 
Baby take a chanse or you'll never ever know
I got money in my hands that I'd really like to blow
Swag, swag, swag on you
Chillin by the fire while eatin' fondue
I know bout me but I know bout you 
So say hello to falsetto in three, two, swag 

I'd like to by everything you want
Hey girl, let me talk to you 

If I was your boyfriend, never let you go
Keep you on my arm girl, you'd never by alone 
(...) 

Wiem, że tekst piosenki na pewno nie jest o mnie, ale jest kierowany w moją stronę, więc zrobiło mi się trochę miło. Niestety jemu kończy się czas, a ja dalej nie wiem co mam robić. Melodia się kończy, a zaczyna następna. Dasz sobie radę.. dasz radę, pokaż, że jesteś w tym lepsza... Decyduję się na to, by tekst piosenki był podobny do treści piosenki Justina. Przykładam urządzenie do warg i zaczynam śpiewać.  

Tell me something I need to know
Then take my breath and never let it go 
If you just let me invade your space 
I'll take the pleasure, take it with the pain 

And if in the moment I bite my lip 
Baby, in the moment you'll know this is
Something bigger than us and beyond bliss
Give me a reason to believe it 

Cause if you want to keep me
you gotta, gotta, gotta, gotta got to love me harder
And if you really need me
you gotta, gotta, gotta, gotta, got to love me harder
(...)

Nawet nie wiem kiedy, muzyka przestała grać a ja lecę z mini solówką. Przez dłuższą chwilę zapadła cisza. Każdy gapi się na mnie z niedowierzaniem. Patrzę na Justina i on także nie może uwierzyć w to co się stało. Nagle wszyscy zaczynają skakać, bić bravo i wykrzykiwać moje imię. Paru chłopaków podbiega do mnie i bierze mnie na ręce, wysoko podrzucając do góry. Spoglądam w dół i widzę, że Justin szeroko się uśmiecha i również zaczyna klaskać w dłonie trzymając w jednej z rąk mikrofon. Kiedy w końcu jestem odstawiona na ziemię, wbiegam do szkoły by odszukać Emily i koniecznie powiedzieć jej co się właśnie wydarzyło. Niestety nigdzie nie mogę jej znaleźć a gdy odwracam się widzę Jego. 
- O tutaj jesteś, wszędzie Cię szukam - mówi chłopak i podchodzi bliżej mnie
Szukał mnie ? To niemożliwe... 
- Co chcesz ? - krzyżuję ręce na piersi i patrzę mu w oczy 
- Ugh.. czemu zaraz tak ostro ? Chciałem ci tylko osobiście pogratulować świetnego występu - mówi rozkładając ręce
- Pff.. - parskam i odwracam wzrok 
- I co ? Mam ci jeszcze podziękować za to co zrobiłeś ? - pytam unosząc lewą brew 
- No, było by miło - odpowiada, a ja szturcham go w ramię, bo widzę jego rozbawienie 
- Niestety, ten moment nigdy nie nadejdzie - mówię i oddalam się od niego
- Szkoda, bo chciałem ci coś zaproponować, ale widzę, że nie jesteś chętna - podnosi głos, bym lepiej go słyszała
- I tak raczej bym się nie zgodziła na Twoje chore propozycje - krzyczę z drugiego końca korytarza a w moim głosie pobrzmiewa nuta rozbawienia. Po moich słowach w tle także słyszę, jak i on się śmieje. Każda laska oddałaby wszystko by słyszeć ten śmiech każdego dnia, a to ja okazałam się być tą szczęściarą, zbytnio się nie starając. Czuję niesamowite ciepło na sercu. Dzięki temu występowi zyskałam nagły przypływ pewności siebie. To wspaniałe uczucie. Zostałam zauważona i pochwalona przez prawie wszystkich ludzi ze szkoły. Uśmiecham się, bo plan Pana Biebera miał odwrotne działanie od zamierzonego. Analizując to wszystko co się stało, to nie jestem aż tak wściekła. W sumie, to mogłabym mu za to podziękować, bo zapunktowałam u wielu osób, ale nie dam mu tej satysfakcji. Niestety, wszytko co dobre kiedyś się kończy. W moim przypadku, szczęście trwa tylko kilka niewinnych chwil.






No to mamy kolejny rozdział =)
W sprawie komentarzy, prosiłabym o podpisywanie się
( Kieruję to do osób anonimowych )
Żeby nie było tak, że jedna osoba robi spam.
Bo to nie jest wcale fajne, tylko wkurzające. 
Osobiście jestem za założeniem konta Google.

Powyżej 10 komentarzy i wrzucam kolejny =)






sobota, 8 sierpnia 2015

Rozdział 5

JUSTIN POV 

W jakim celu, ktoś chciałby się ze mną widzieć o północy w takim miejscu ? Do tego czasu zostało jeszcze 12 godzin. Nie wiem co mam myśleć. Ktoś chce mnie porwać ? Pobić ? Zabić ? A jeżeli to jakaś pułapka ? Przychodzi mi do głowy, że to może być podstęp uknuty przez Emily. Na pewno chce się odegrać. Muszę ją znaleźć. Tylko gdzie ona może teraz być ? Domyślam się, że przesiaduje w szpitalu i udaje dobrą przyjaciółkę dla tej drugiej. Zaraz, zaraz, ale jak się ten szpital nazywa ? Przeszukuję telefon i wybieram numer do chłopaka, który zadzwonił tamtej nocy po pogotowie. Szybko dowiaduję się gdzie znajduje się szukany przeze mnie budynek. Wsiadam do samochodu i jadę we wskazane miejsce. Dotarcie zajmuje mi niecałe 20 minut. Zatrzymuję się na parkingu i gaszę silnik. Kładę ręce na kierownicy, zastanawiam się po co w ogóle tam idę. Narobiłem sobie już zbyt wielu wrogów. Pójdę tam i co jej powiem ? A jeśli jej tam wcale nie będzie ? Zastanę tylko tą dziewczynę, którą zatrułem i teraz będę się tylko patrzył jak cierpi ? Z drugiej strony co mi szkodzi zobaczyć jak się czuje. Może to jakoś ocuci moje poczucie winy, które w dziwny sposób zacząłem odczuwać. Ja i poczucie winy ? Dobre Justin, dobre.. Biorę głęboki wdech i wysiadam z pojazdu. Kieruję się w stronę wejścia, ręce mi się całe trzęsą. Czym ja się tak denerwuję ? Przemierzam korytarze, zaglądam do każdej sali. Zapach lekarstw drażni mi nozdrza. Tak bardzo nienawidzę tego miejsca. Przyśpieszam i zaczynam iść coraz szybciej, żeby móc uniknąć większych kontaktów z panującą tutaj atmosferą. Prawie, że biegnąc moim oczom z lewej strony ukazuje się duży pokój. Cofam się do tyłu i chowam za ścianą. To musi wyglądać dziwnie. Rosie leży na szpitalnym łóżku okryta białą pościelą. Wydaje mi się, że śpi dlatego wychylam się nieco. Wtedy za moimi plecami słyszę głos pielęgniarki.
- Przepraszam, pan do pacjentki ? 
Odwracam głowę z powrotem w stronę łóżka i widzę rozbudzającą się twarz dziewczyny. 
- Niee... znaczy tak, znaczy nie wiem - jąkam się 
- Justin ? - pyta dziewczyna
- Jeżeli chce pan wejść to proszę bardzo. Pacjentka przyjęła już leki i może przyjmować gości. 
- Dz.. dziękuję - odpowiadam, prawie, że mrucząc. Co mnie podkusiło, żeby tu przychodzić ? Inni mieli racje, bywam strasznym idiotą. 
- Ymm... cześć - mówię patrząc we wszystkie możliwe strony tylko nie na nią. 
- Cześć - odpowiada z uśmiechem na twarzy. Z czego ona się cieszy ? Przecież leży w szpitalu i to przeze mnie. Powinna mnie zwyzywać czy coś, a ona tak beztrosko się uśmiecha. 
- Jak się czujesz ? - zyskuję nieco odwagi i patrze jej w oczy. 
- Nie najgorzej. Po co przyszedłeś ?
Nie wiem co mam odpowiedzieć. Po chwili namysłu postanawiam powiedzieć prawdę. 
- Przyszedłem, bo myślałem, że zastanę tu Emily.. - odpowiadam 
- Emily ? Po co chcesz się z nią widzieć ? 
Składam obie ręce ze sobą i kładę na kolana równocześnie zagryzając dolną wargę. 
- Zapewne domyśliłaś się, że bardzo się nie lubimy, prawda ?
- Nie, nie bardzo. Owszem wpadła w furię gdy skojarzyła, ze to ty mi to dosypałeś, ale każdy zareagował by na jej miejscu podobnie. - odpowiada
- Dlaczego się nie lubicie ? - zadaje kolejne pytanie po dłuższej ciszy między naszą wymianą zdań 
- To długa historia... 
- Mam czas, chyba, że Ty się gdzieś spieszysz. - mówi z tym samych uśmiechem, co na początku rozmowy. Nie mogę wytrzymać i też zaczynam się uśmiechać. 
- Nie, w sumie też mam sporo czasu. - Tak na prawdę mógłbym robić w tym czasie coś zupełnie przyjemniejszego niż siedzieć w tym walącym smrodem szpitalu, ale może lepiej kiedy będzie znała prawdę.  
- Więc słucham. 
- To było rok temu, dokładnie w tamte wakacje. Właśnie w tym czasie zaczynała się moja przygoda z klubem. Mój ojciec wykupił go na moje 17 urodziny. Powiedzieli, że nie mają czasu na umilanie mi kolejnych dni bo mają dużo pracy, dlatego zainwestowali w ten klub. Dzięki niemu poznałem wielu ludzi. Każdego wieczoru zbierało się ich tam coraz więcej. Na jednej z imprez poznałem Emily. To ona przedstawiała mi ludzi, którzy nie należeli do dobrych osób. Większość z nich handlowała narkotykami z czego zdobywała ogromny zysk. Zaproponowali mi abym dołączył do nich. No i to zrobiłem. Parę tygodni później, poznałem dziewczynę. Była wyjątkowa, zupełnie inna niż wszystkie, które znałem do tej pory. Niestety nie wiedziała o tym, że zarabiam na czarno. Nie umiałem jej tego powiedzieć. Z biegiem czasu szło mi coraz lepiej, coraz więcej ludzi mnie rozpoznawało, coraz większą  posiadałem listę klientów. Emi przestało się to podobać. Wiedziała, że schodzi na dno i nie jest już taka popularna i lubiana. Dlatego powiedziała Olivii, mojej dziewczynie, czym tak na prawdę się zajmuję. Nikt nie przewidział tego, że pójdzie z tym na policję. A kiedy Emi sie o tym dowiedziała, nie chciała pójść siedzieć dlatego, zleciła napad na dziewczynę, tylko w ten sposób Olivia nie mogła powiedzieć kto stał za nie legalnym handlem dragami. I dlatego teraz ja mszczę się na niej. Gdybym sam jej o tym powiedział, może by zrozumiała, ale Emily na pewno przekręciła bieg wydarzeń i nagadała jej zupełnie co innego... - opowiadam
- Widzę, bardzo ci zależało na tej dziewczynie - mówi po dłuższej chwili
- Teraz zaczynam wszystko od nowa, chociaż miałem kiepski start. 
- Mam do Ciebie prośbę. 
- Jaką ? - pytam
- Nie próbuj mnie już więcej zabić - mówi i oboje zaczynamy się śmiać
- Postaram się.
Kiedy rozmawiamy dalej o wydarzeniach z przeszłości do sali wbiega zdenerwowana ( tak mi się wydaje, bo jest czerwona i patrzy na mnie jakby chciała mnie zabić ) matka dziewczyny.
- A co on tutaj robi ?! - podchodzi z drugiej strony łóżka i niszczy mnie wzrokiem
- Mamo spokojnie, nie denerwuj się... on tylko - tłumaczy Rosie
- Ja tylko przyszedłem zobaczyć jak się czuje - oznajmiam
- Jak się czuje ? Przez Ciebie mogło by jej już tu nie być ! - wrzeszczy
- Niech się pani tak nie unosi ! Przecież żyje.
- Jak możesz... - znowu ten wzrok
- Mamo... - dziewczyna próbuje ocucić matkę
- Wynoś się stąd ! - wskazuje ręką drzwi
Jestem już w progu wyjścia kiedy odwracam się do nich ostatni raz .
- Do zobaczenia jutro, Rose - posyłam jej najmilszy uśmiech na jaki mnie stać, by jeszcze bardziej zrobić na złość tej kobiecie

●●●

Jest już tak ciemno, że ledwo widzę drogę. Zaczynam zwalniać, żeby nie uderzyć w kogoś lub coś, chociaż wątpię, żeby ktoś się kręcił tutaj o tak późnej godzinie. Po wyjściu ze szpitala, próbowałem dodzwonić się do Ryana, ale on ciągle odrzucał moje połączenia. W dodatku ta akcja w szpitalu. Co mnie podkusiło, żeby tam iść ? Moje życie jest na prawdę takie nudne, że zmuszam się do łażenia po szpitalach ? Zatrzymuję się na chwilę pod laskiem i sprawdzam telefon. Mam nadzieję, że zagubiona, szara myszka jest obecnie na chacie. Niestety, nie tym razem. Zostawiam jej tylko krótką wiadomość o treści " Napisz do mnie kiedy będziesz miała wolną chwilę " i ruszam dalej w drogę. Podjeżdżam na parking koło klubu, ale nie wysiadam z pojazdu. Szczerze ? Trochę się boję. Rozglądam się dookoła, ale nikogo nie widzę. Spoglądam na zegarek. Jest godzina 00.03. Nagle ktoś zaczyna mocno walić w moją szybę od strony kierowcy. Prędko rzucam się na siedzenie pasażera i wyjmuję ze schowka broń. " Odejdź, mam broń, nic mi nie zrobisz ! "  - krzyczę. Po chwili słyszę znajomy głos. 
- Justin czy Ciebie kurwa powaliło ? 
Otwieram drzwi i wysiadam z pojazdu. 
- No chyba Ciebie. Czemu kazałeś mi tu przyjeżdżać tak późno ? Nudzi Ci się ? - mówię i lekko szturcham Ryana w ramię 
- Chcę Ci coś pokazać. Chodź ze mną. - zmierzamy w kierunku jego samochodu 
- Dokąd jedziemy ? - pytam 
- Zobaczysz. 
Droga mija bardzo długo. Bynajmniej tak mi się wydaje. Od tych kołyszących wybojów na drodze zaczyna mi się chcieć spać. Opieram głowę o oparcie i zamykam oczy. 
- Ej, stary, weź nie zasypiaj, już nie daleko
Powoli wjeżdżamy pod dużą górę. Spoglądam przez szybę w dół i widzę ogromną przepaść. Ze strachu wciskam mocno palce w oparcie. Jedziemy coraz wolniej aż w końcu zatrzymujemy się na wysokim wzgórzu. Wychodzę z samochodu i idę pod samą krawędź stromego urwiska. Patrzę daleko przed siebie i widzę olbrzymi księżyc, otoczony milionami gwiazd. Ciszę, co chwila przerywa obijająca się o klif woda. Czuję się jakbym był w innym świecie. Jakby wszystko co robiłem do tej pory straciło sens. Zwykłe, rutynowe czynności odeszły. Jestem tylko ja i ten przepiękny krajobraz. 
- Fajnie, co nie ? - pyta 
- Trochę pedalskie. Ja rozumiem, że zabierasz dziewczynę w takie miejsce, ale nie faceta. - zaczynam się z niego nabijać 
- Zabrałem tu swojego najlepszego przyjaciela, który jest dla mnie jak brat - odpowiada
- Więc, bracie, dlaczego nie napisałeś do mnie ze swojego numeru telefonu ? 
- Chciałem, żeby wyszło bardziej tajemniczo - przyznaje
Podchodzi do bagażnika i wyjmuje z małej, przenośnej lodówki, dwa piwa. 
- Trzymaj - podaje mi butelkę 
- Chciałem się Ciebie o coś spytać.. 
- Śmiało - mówię 
Kiedy Ryan zaczyna swój monolog o tym jaki to jest szczęśliwy i kiedy chce zasypać mnie swoimi życiowymi pytaniami czuję w spodniach drganie telefonu i przy tym charakterystyczny dźwięk. Prędko go wyciągam i sprawdzam skrzynkę na chacie. 
- Hej, wybacz, że tak późno, ale cały dzień miałam badania i nie mogłam napisać 
- Hej, w porządku. Dobrze, że jesteś - odpisuję 
- Czy jakbym Cię o coś poprosił, to byłbyś w stanie to zrobić ? - pyta Ryan 
- Jak się czujesz ? Kiedy możesz wychodzić z domu ? - piszę wciąż zapatrzony w ekran telefonu. 
- Justin ! - krzyczy Ray a ja gwałtownie odwracam głowę. Nie słyszałem jakie pytanie mi zadał ale nie chce by było to po mnie widać. Dlatego odpowiadam byle co. 
- Tak, jasne.
- Spróbujesz dogadać się z Emily ? Bardzo mi na tym zależy 
- Jutro będę mogła już normalnie funkcjonować - odpisuje dziewczyna
- Ey, dasz mi chwilę ? Zrobię zdjęcie - mówię do niego i wyciągam telefon przed siebie
- Zobacz, w jakie malownicze miejsce zabrał mnie mój przyjaciel. Kiedyś też Cię tu zaproszę - wysyłam jej zdjęcie
- To jak ? Zgadzasz się ? Zaprosisz ją gdzieś, dojdziecie do porozumienia ? - zacząłem ignorować to co do mnie mówi. Za bardzo byłem pochłonięty rozmową. 
- Jeju, to takie miłe. Myślę, że to będzie jeden z najlepszych dni w moim życiu - pisze
- Yhy, pewnie, nie ma problemu, stary - przytakuję 
- Dzięki. Cieszę się, że się zgodziłeś - mówi Ray 
Zaraz, zaraz... zgodziłem się ? Ale, że na co ? Kładę się na trawię i wysyłam do dziewczyny kolejną bezsensowną wiadomość. Chłopak zaczyna zbierać butelki i mówi, że zaraz wracamy. Ponownie przytakuję, chodź nie wiem na co. Kiedy w końcu krzyczy, żebym się ruszył, wstaję i wsiadam do auta. Jadąc, wciąż wymieniam się wydarzeniami z życia z laską z chatu. Kątem oka widzę, że Ryan jest tym trochę poddenerwowany, ale nie mogę przestać w tej chwili. Czy to normalne, że interesuje mnie życie osoby, której nigdy nie widziałem na oczy ? Nie, to chyba nie jest normalne, ale podoba mi się to. Lubię takie tajemnicze klimaty, może dlatego, Ray mnie tu przywiózł. Chociaż taką jednorazową wymianę zdań moglibyśmy przeprowadzić nawet na ulicy. 
Wracam do domu przed godziną 4 nad ranem. Wydaje mi się, że wszyscy już śpią dlatego po cichu biegnę na górę do swojego pokoju. Już prawie wchodzę do pomieszczenia kiedy słyszę głos matki na dole. 
- Gdzie byłeś ? 
- Nigdzie. Byłem z Ryanem. - odpowiadam bez emocji
- Dlaczego tak późno wróciłeś ? - wypytuje
- Bo mi się tak podoba - odszczekuję i wchodzę do pokoju 
Jutro znowu trzeba iść do tej chorej szkoły. Lekcje zaczynają się o 8.00, więc zostało mi 4 godziny snu, aczkolwiek przedłużę go o jeszcze jakieś dwie, trzy godzinki. Szkoła nie ucieknie. Przecież człowiek uczy się całe życie. Najbardziej w tej chwili zastanawiam się, na co zgodziłem się dzisiaj nad wzgórzem. Wątpię by to było coś, co mi się spodoba. Przebieram się w luźne ubranie i kładę się spać. Prawię zasypiam, ale nagle słyszę ponowny dźwięk przychodzącej wiadomości. Wyciągam rękę ku szafce i sprawdzam treść. 
- Dobranoc, kolorowych 
- Dobranoc kochanie, wzajemnie - odpisuję i odkładam telefon 





Mam nadzieję, że się spodoba <3
Jeżeli czytacie, to prosiłabym o skomentowanie :3
10 komentarzy i wrzucam kolejny rozdział ! :)