sobota, 7 listopada 2015

Epilog

Siedzę na otulonej lodem ławce w pobliskim parku, obok jednej z najpopularniejszych ulic Londynu. 
Płatki śniegu spadają na moje ciemne włosy, a wiatr przedostaje się przez dziurki ubrania, otulając chłodem moje ciało. Siedzę i spoglądam na szczęśliwą parę przed sobą. 
Kiedyś to ja, byłam taka szczęśliwa. 
W rękach trzymam zwinięty list, który 3 lata temu znalazłam na szpitalnym łożu matki. Jak potoczyła się jej historia ? 
Zmarła dokładnie rok temu. Dzisiaj jest rocznica jej śmierci. 

Zmierzam na otulony grubą warstwą śniegu, cmentarz. Odnajduję jej grób i siadam na małej ławeczce, znajdującej się na przeciwko. Po moim policzku spływa łza, ale pod wpływem zimna, zatrzymuje się w połowie. Przecieram ją wilgotną rękawiczką i znów spoglądam na nagrobek. 
- Niedawno skończyłam 20 lat - szepczę - Wiesz co zrobiłam w swoje urodziny ? Poszłam do baru i kupiłam kawę - zaśmiałam się. 
- Brakuje mi ciebie - znów wyszeptałam - Nie mam obok siebie już nikogo. Emily wraz z Ryanem wyjechali na drugi kontynent a Justin... - urwałam - Nie wiem czy do ciebie nie dołączyć. 
Uniosłam wzrok, ponieważ spostrzegłam nieopodal wysokiego mężczyznę. Przyglądał mi się. Miał na sobie czarny kaptur i czapkę, a włosy opadały mu na twarz. Nie znałam go. 
Wstałam z ławeczki i opuściłam ponury cmentarz. 

***
- Co podać ? - spytała kelnerka, gdy zajęłam miejsce pod oknem w pobliskim barze. 
- Poproszę gorącą czekoladę - zaproponowałam 
Gdy kobieta odeszła, ponownie wyjęłam z kieszeni płaszcza zwiniętą kartkę papieru. Niektóre słowa były już rozmazane, ale jednak wciąż widoczne. Od 3 lat, dzień w dzień nosiłam go ze sobą. Czułam się bardzo przywiązana do tego listu. 
- Można ? - zapytał ktoś, stojący nade mną. 
To był ten sam mężczyzna, przyglądający mi się na cmentarzu. 
Przytaknęłam głową. 
- Na czyim grobie byłaś ? - wypalił nagle 
Spojrzałam na niego zdezorientowana. 
- Na grobie swojej matki - wydukałam 
Po chwili kelnerka przyniosła dla mnie gorący napój. 
- Kim jesteś ? - pytam, biorąc łyk czekolady. 
Mężczyzna się zaśmiał. Nie mogłam stwierdzić ile ma lat, ponieważ wciąż nie widziałam dokładnie jego twarzy. 
- To zabawne - zaczął - Spotykasz w swoim życiu pewną osobę, przeżywasz z nią coś niesamowitego a potem zapominasz o niej jakbyś tak na prawdę nigdy jej nie poznał. 
- Czuję, że czyta Pan mi w myślach - śmieje się 
- Mam dopiero 21 lat a czuję się, jakbym przeżył co najmniej pół wieku - mówi, a kąciki jego ust uniosły się ku górze. 
Był bardzo młody. 
- Ja mam 20 i czuję się zupełnie tak samo. Może życie straciło sens parę lat temu i do tej pory go nie znalazłam - szepczę 
Przez moment oboje tkwiliśmy w ciszy. 
- Co trzymasz w ręku ? - pyta 
- To kawałek kartki papieru, dla którego jeszcze codziennie się budzę, by móc ponownie przeczytać jego treść - mówię 
- Mogę spojrzeć ? 
Chwilę wpatrywałam się w list i głęboko się zastanawiałam czy podać go chłopakowi. To tak, jakbym na parę minut wyrwała sobie serce i dała je komuś potrzymać. 
Ostatecznie, zwinęłam kartkę i położyłam po drugiej stronie stolika. 
Chłopak rozwinął papier i długo się w niego wpatrywał. Co chwilę uśmiechał się pod nosem. 
Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc jego zachowania. 
- Ale miałem okropne pismo - skomentował, oddając mi list. 
Poczułam, jak moje serce rozpada się na milion kawałeczków. Otwarłam szeroko usta oraz oczy. 
- S..słucham ? - wydukałam
- Musiałem sprzedać wszystko, czego się w życiu dorobiłem, żeby pomóc tej kobiecie - kontynuował, nie zwracając na mnie uwagi. 
Mój oddech stał się płytki i nierównomierny. 
- Spójrz na mnie - poprosiłam przez zaciśnięte zęby. Z całej siły próbowałam powstrzymać się od płaczu. 
Chłopak powoli ściągnął czarny, długi kaptur a po chwili czapkę. Wciąż miał wzrok wbity w podłogę. Jego włosy miały odcień jasnego blondu, a grzywka opadała mu na twarz. Przeczesał je dłonią, tym samym podnosząc głowę i spoglądając głęboko w moje oczy. 
- Cześć Rosie - przywitał mnie, uśmiechając się. 
Tym razem się nie powstrzymałam. Łzy leciały z moich oczu niczym wodospad. 
- Justin - wyszeptałam 
Znów wpatrywaliśmy się w siebie. 
Powoli podniosłam się z miejsca. Chłopak zrobił to samo. Obeszłam stolik dookoła i wyszłam na zewnątrz.
Po dwóch minutach drzwi ponownie się otworzyły, a za moimi plecami stanął Justin.
Odwróciłam się i rzuciłam mu się w ramiona, dając upust emocjom. 
- Dlaczego mnie zostawiłeś ?! - krzyczałam, jednocześnie bardziej się w Niego wtulając 
- Musiałem, przepraszam - powiedział, gładząc moje włosy. 
- Przyjechałeś zrobić mi nadzieję, a potem znów wyjechać ? 
Z nieba ponownie zaczęły spadać płatki śniegu, a z baru wydobywała się świąteczna melodia. 
Justin nie reagował na moje pytanie. Dopiero kiedy, zwolnił uścisk i spojrzał w moje oczy, uśmiechnął się niczym dziecko i odpowiedział : 
- Przyjechałem, by zostać z Tobą na zawsze. 

niedziela, 1 listopada 2015

Rozdział 15

Wstaję cała obolała. Łóżka w tym hotelu, są strasznie nie wygodne.
Obracam się na drugi bok i nie dostrzegam obok siebie Justina.
Pewnie wszyscy już zeszli na śniadanie. 
Na zegarku dochodzi godzina 10.00. Powoli podnoszę się i podchodzę do dużej szafy, by wybrać w niej jakąś odzież na dziś. Następnie udaje się do łazienki, gdzie robię sobie delikatny makijaż a włosy wiążę w koka.
Schodzę na dół po schodach, słysząc, jak z kuchni dobiega jakiś hałas. Staję w progu i widzę całą trójkę przyjaciół, którzy świetnie bawią się w swoim towarzystwie.
- Witaj księżniczko - powiedział radosnym głosem Justin, robiąc krok w moją stronę. Przybliżyłam się do niego, obejmując go i mocno się w niego wtulając.
- Słodkie - komentuje Ryan biorąc kolejny kęs kurczaka.
- Nie uwierzycie co mamy ! - mówi podekscytowanym głosem Emily, odrywając się na chwilę od gotowania.
Justin i ja, patrzymy na nią z wyczekaniem.
- Załatwiłam nam - urywa na moment - bilety na mecz basebollu !
Otwarłam usta z wrażenia. Nie sądziłam, że uda jej się je zdobyć.
Justin także nie mógł uwierzyć w to co usłyszał. Podbiegła do dziewczyny, mocno ją ściskając i podnosząc do góry.
- Boże...kocham cię dziewczyno ! - mówi z nie pohamowaną radością.
- Dobra, dobra, postaw mnie - oznajmia chichocząc - Mamy tylko półtorej godziny, więc radzę się sprężyć.

Kiedy każdy już był gotowy, cała czwórka wsiadła do wynajętej przez Justina limuzyny i w szybkim tempie zajechaliśmy na stadion.
Jestem strasznie podekscytowana tym meczem, ponieważ nigdy nie miałam okazji zobaczyć czegoś takiego na żywo. Pomimo, że nie za bardzo przepadam za tym sportem, to jednak się cieszę i nie ukrywam tego.
Zajęliśmy miejsca w czwartym rzędzie od tyłu. Z tego miejsca był świetny widok, niemalże na każdego zawodnika.

***
Minęła jakaś połowa meczu, a ja czuję się, jakbym miał zaraz zasnąć. Oczywiście, staram się udawać, że świetnie się bawię. Nawet wstaję wtedy, kiedy wstaje jakaś połowa trybun, chociaż i tak nie wiem kto wygrywa. 
- Uwaga, uwaga - odzywa się męski głos - Pragnę poinformować państwa, że uruchamiamy " całuśną kamerę ". Mam nadzieję, że znają państwo zasady gry - mówi mężczyzna. 
Łapię się za głowę. 
A co, jeśli ta kamera trafi na mnie ? Na mnie i tego obrzydliwego kolesia obok mnie, który od początku meczu opycha hamburgerami ? 
Rozglądam się i widzę, jak każdy wstrzymuje oddech. Nagle kamera ukazuje na dużym ekranie parę. 
To dorosły mężczyzna i kobieta. Wyglądają na małżeństwo. 
Gdy zauważają się na bilbordzie, uśmiechają się do siebie i delikatnie się całują, na co cała widownia krzyczy z wrażenia i poklaskuje. 
Po piętnastu minutach funkcjonującej " Kiss cam " zauważam znajomą postać na ekranie. Otwieram szerzej oczy i nie mogę uwierzyć w to co widzę. 
Pokazali mnie. 
Odwracam się do Justina, którego rozpoznałam a on uśmiecha się cwanie. 
Mam się pocałować przed tysiącami ludzi? 
Jednak nie mam zbyt wiele czasu na zastanowienia, ponieważ chłopak przybliża się do mnie i łączy nasze usta. Przyznam, że bardzo brakowało mi tego uczucia. 
Dziewczyny siedzące za nami piszczały z podekscytowania, a po pocałunku z chłopakiem, mówiły, jak bardzo mi zazdroszczą. Uśmiechnęłam się pod nosem. 

Poczułam w kieszeni wibrujący telefon. Wyjęłam go i przesunęłam palcem po ekranie. 
Na wyświetlaczu widniał nie znany mi dotąd numer. 
Odebrałam. 
- Tak, słucham ? - mówię do słuchawki. Niestety tłum ludzi zagłuszał mi rozmowę, więc musiałam upuścić na moment stadion. 
- Dzień dobry panno Rosie - odezwał się męski głos - Dzwonię ze szpitala, nazywam się Arthur Dolan. 
- Ze szpitala ? - przeraziłam się - Co się stało ?! - krzyknęłam nieco głośniej 
- Nie mam zbyt dobrych wieści - mówi doktor 
Z mojego oka popłynęła łza. 
- Co się dzieje ? - pytam drżącym głosem
- Twoja mama, bardzo źle się wczoraj poczuła, ale jednak dała radę zadzwonić na pogotowie. 
Złe wieści są takie, że wykryliśmy u niej raka nerki, ale do tej pory nie znaleźliśmy dawcy, a co gorsze, mamy mało czasu. 
Zacisnęłam usta. Łzy leciały jedna po drugiej, nie chcąc przestać. 
- Panno Rose ? - odzywa się lekarz 
Nie jestem w stanie mu odpowiedzieć 
- Proszę oddzwonić później - mówi i rozłącza się
Upadam na kolana i nie mogę powstrzymać płaczu. Moja matka ma już tylko jedną nerkę ! Drugą oddała, by pomóc dziewczynce z naszego osiedla, a teraz sama jej potrzebuje. Ja niestety nie mogę jej dać, ponieważ się nie nadaję. I co teraz ? 
- Boże, Rosie, wszystko w porządku ? - przestraszył się Justin, gdy wyszedł by mnie poszukać. Nie chciałam, by oglądał mnie w takim stanie. 
- Nie, musimy wracać - zażądałam. 

***
Biegnę ile sił w nogach, żeby jak najszybciej znaleźć się przy mamie. Po drodze, niechcący wpadłam na jej lekarza prowadzącego. 
- I co z nią ? - pytam podenerwowana. 
- Jej stan jest coraz gorszy. Guz, zaatakował już prawię całą nerkę, a żaden ochotnik się nie odezwał. 
Zaciskam usta. 
- Boję się, że rak może zaatakować niemalże cały jej organizm, a wtedy będzie potrzebna rehabilitacja, a koszty będą ogromne - dodaje. 
Lekarz odchodzi, a ja słyszę kroki za sobą. Odwracam się i widzę za sobą Justina. 
- Wszystko słyszałem - mówi 
Podbiegam do niego i rzucam mu się w ramiona. 
- Justin, tylko ona mi została. W końcu udało nam się pogodzić w końcu zaczynamy normalnie żyć, a ona chce tak po prostu mnie zostawić i odejść - mówię przez łzy 
- Kochasz mnie ? - wypala nagle 
Odsuwam się od niego krok i patrzę mu głęboko w oczy. 
- Justin...ja.. - próbuję coś powiedzieć 
- Kochasz mnie ? - ponawia pytanie 
Zastanawiam się nad odpowiedzią. Biorąc pod uwagę te wszystkie miesiące, te chwile spędzone razem, mój pierwszy, prawdziwy pocałunek... to... 
- Tak - odpowiadam, zmuszając się do uśmiechu.\
- To powiedz to - mówi uśmiechając się 
- Kocham cię - oznajmiam, a Justin powoli łączy nasze usta. 

Dochodzi godzina pierwsza w nocy, a ja dostaję od lekarza kartę, z sumą pieniędzy, które będzie wynosić życie mojej matki. 
W dolnym rogu, widzę łączny koszt, wynoszący 800 tysięcy dolarów. 
Moje łzy ponownie wydostają się na świat. Biorę w swoje ręce, zimne dłonie matki i przykładam je sobie do policzka. 
- Damy radę - szepczę 
Po chwili, opieram głowę o jej ciało i zasypiam. 

***
Budzę się bardzo wcześnie. Przecieram oczy i spoglądam przed siebie. Widzę idealnie posłane łóżko, a na niej dwie białe koperty. Serce podchodzi mi do gardła. 
Biorę pierwszą z nich i delikatnie rozrywam. Moje ręce strasznie się trzęsą. 
Na karcie jest napisane : 

Dawca znaleziony ! 
Koszt wynoszący operację oraz opłata za rehabilitację : 

          Operacja :                                                                                                                             0 $ 
          Hotel pobytu :                                                                                                                       0 $
          Miesięczna rehabilitacja :                                                                                                     0 $
          Roczna rehabilitacja :                                                                                                           0 $ 
          Leczenie ogólne :                                                                                                                  0 $ 
         

                                                               Łączny koszt :
0 $         

Serdecznie dziękujemy za pomoc Panie Bieber. 

Otwarłam usta z wrażenia. 
To nie jest możliwe. 
Prędko złapałam za drugą kopertę, w której znajdował się list od chłopaka. 
Już po pierwszych słowach, zachciało mi się płakać. 

Kochana Rosie ! 

Tak, to prawda. Zapłaciłem za leczenie Twojej matki. Co więcej, zostałem dawcą nerki. 
Nie musisz mi dziękować, zrobiłem to dla Ciebie, żebyś była szczęśliwa. 
Przez te ostatnie miesiące, sporo się od Ciebie nauczyłem. Pokazałaś mi, co to są uczucia, 
co znaczy mieć przyjaciół, co znaczy kochać. Jestem Ci za to bardzo wdzięczny. 
Moje życie, jeszcze nigdy nie było tak idealne jak wtedy, od kąt Cię poznałem. 
Nie tyle co idealne, a normalne, bo nigdy nie żyłem jak zwyczajny nastolatek. 
Nie wiem, czy łączysz się ze mną telepatycznie, ale tej nocy przyjechali moi rodzice. 
To jakiś cud ! 
Niestety, muszę Cię poinformować, że wyjeżdżam wraz z nimi do Los Angeles. 
Żeby Tobie i matce, żyło się lepiej, zostawiam Wam swój dom, oraz cały dotychczasowy majątek. 
Wiem, że dla Was to bardzo dużo, ale dla mnie to tylko gest. Cieszę się, że jestem w stanie
zrobić choć tyle. 
Zadałem Ci wczoraj pytanie, pamiętasz ? 
Odpowiedziałaś " Tak " i jest to dla mnie najpiękniejszy prezent,
jaki kiedykolwiek w życiu dostałem. 
Możesz wierzyć lub nie, ale pisałem ten list całą noc. Tone papieru, znajduje się u ciebie w koszu
obok łózka Twojej matki. 
Pisząc go, patrzyłem na nią i na Ciebie. 
Wyglądałaś tak pięknie. 
Pamiętaj, że ja też Cię kocham i będę za Tobą tęsknił. 
Do zobaczenia, Rosie. 

Justin





Dawno mnie było rozdziału, prawda ?   
No, ale cóż, w końcu się pojawił.
Miałam zrezygnować z pisania, ale jedna dziewczyna bardzo mnie poruszyła
i to jej, dedykuję ten rozdział. 
Epilog, również się pojawi i to nie długo. Obiecuję Wam. 
                  



niedziela, 20 września 2015

Rozdział 14

Budzę się bardzo zmęczona. Dziwne, prawda ? Otóż ostatnie dni przyniosły mi wiele nie zapomnianych wrażeń. Sama do tej pory dziwię się, że nie obudziłam się na ulicy tylko wciąż jestem w tym domu. Justin nadal śpi a ja sprawdzam godzinę w telefonie , który, jak się okazało był zakupiony tylko pod pretekstem. Wybija godzina za pięć ósma. Przecież zaraz zaczną się lekcje, a nie było tego w planie, że mam wagarować. 
- Ey...Justin - tyrpię go za ramię, ale nie reaguję - Justin... - ponawiam czynność
- Hmm... ? - mruczy jakby przez sen 
- Spóźnimy się do szkoły - oznajmiam 
- Mhm... - przytakuje wciąż obrócony do mnie plecami 
- Mów do mnie normalnie ! - denerwuję się i rzucam w niego poduszką
Justin powoli obraca się na drugi bok i spogląda na mnie z nadzieją, że dam mu spokój.
- Co ty ode mnie chcesz ? - pyta z kpiącym uśmiechem
- Chcę, żebyśmy poszli do szkoły. Nie zamierzam wagarować - odpowiadam ze spokojem
- Daj spokój - mówi machając ręką
- Jak chcesz - oznajmiam, podnosząc się z łóżka.
Wychodzę z pokoju i kieruję się w stronę kuchni. Po chwili słyszę, że Justin także idzie za mną.


***
- Wszyscy się na mnie gapią - mówię zażenowana, gdy wysiadam z samochodu chłopaka 
- Bo jesteś piękną - odpowiada, a na jego twarz wkrada się szeroki uśmiech 
- Przestań - mruczę pod nosem a moje poliki robią się czerwone 
- Nie przejmuj się - pociesza mnie - Jesteś z najfajniejszym, najprzystojniejszym chłopakiem w tej szkole - oznajmia, obejmując mnie ramieniem 
- Jestem ? - pytam unosząc brew ze zdziwienia 
- Ugh...to znaczy - tłumaczy się, ale ktoś mu przerywa 
- No, no no, - mówi dziewczyna rozkładając ręce na znak, że zaraz zechce mnie przytulić - Chodzą plotki, że wygrywacie na najgorętszą parę roku - mówi z kpiną 
- Już nie długo, nie będą to plotki - oznajmia Justin posyłając jej przyjazne spojrzenie 
- Musimy pogadać - ciągnę go za rękę, zupełnie ignorując obecność Emily przy nas. 
- Co ty pieprzysz ? - pytam podenerwowana, gdy znajdujemy się za szkołą - Znowu się ze mnie nabijasz czy tym razem to jest na poważnie ? 
- Szczerze ? - pyta 
- Nie, okłam mnie - rzucam z sarkazmem
- Chciałbym, żeby to było na poważnie - mówi po chwili, a ja nie mogę uwierzyć w szczerość jego słów. 
- Pff... - prycham 
- Na prawdę - próbuje mnie przekonać
- Ja...nie wierzę w takie rzeczy - mówię łamiącym głosem - Nie wierzę, że zmieniłeś zdanie co do mojej osoby, nie wierzę, że sam się zmieniłeś - wymieniam 
- Sam w to nie wierzę - odpowiada chichocząc - Ale widzę jak na ciebie działam, widzę jak na mnie patrzysz i widziałem to także wtedy w sobotę - opowiada 
- Nie przekonało mnie to - prycham z obojętną miną 
Po chwili Justin przysuwa się do mnie bliżej i dosłownie wpija swoje usta w moje. Przez chwilę, nie wiem jak mam zareagować, ale w końcu rozluźniam się i daję ponieść się tej pięknej chwili. 
- O mój Boże ! - słyszmy piskliwy głos nie opodal nas 
- Caroline ! - krzyczę, zauważając dziewczynę 
- Cholera


***
- Co teraz ? - szeptem pytam, gdy Rickards jest zajęta tłumaczeniem o liczebnikach porządkowych 
- Nie mam pojęcia - wzdycha chłopak unikając kontaktu wzrokowego ze mną 
- Nie chcę, żeby po szkole krążyło coś, co nie jest prawdą - mówię 
- Czyli nie... - mruczy pod nosem spuszczając głowę w dół 
- Co nie ? - pytam 
- Myślałem przez pewien czas, że ci się podobam, potem ten koncert i ta akcja nad klifem - wymienia - Pomyliłem się, przepraszam...
- No cóż...- zaczynam delikatnie się uśmiechając - Pytaniem jest bardziej, czy ja ci się podobam...
- Będzie tam spokój ?! - krzyczy nauczycielka, ale my tylko wybuchamy śmiechem, gdy widzimy jej wyraz twarzy. 
Zostajemy wyproszeni z sali i oboje dostajemy po naganie. 
- U mnie to norma - śmieje się Justin 
Wychodzimy przed szkołę i kierujemy się na główny plac. Mijając go, wspinamy się na trybuny stadionu, znajdującego się nieopodal szkoły. 
- Handlujesz jeszcze prochami ? - pytam, bo nic innego nie przychodzi mi do głowy 
- Z czegoś trzeba żyć - odpowiada chichocząc - Opowiedz mi coś o sobie - wypala 
- Emm...nie chcę cię zanudzać - mówię i oboje zaczynamy się śmiać - Nie dawno przeprowadziłam się do Londynu, zaczęłam naukę tutaj, zamieszkałam na Southwark - opowiadam 
- A coś bardziej o sobie ? 
- Na przykład ? 
- Na przykład, jak wyglądał Twój pierwszy pocałunek - mówi z uśmiechem 
- Nie przeginaj - ostrzegam, ale on nic sobie z tego nie robi 
- Albo jakie masz pasje - wymienia dalej 
- Jeżeli chodzi o mój pierwszy pocałunek, to z tego co pamiętam był on w pierwszej klasie - mówię, przypominając sobie tamten moment 
- Żartujesz - oznajmia Justin nie dowierzając 
- Nie, nie żartuję. Pamiętam, że to było w szkolnej toalecie - krzywię się na wspomnienie tego - A co do pasji, to kocham śpiewać, ale nie rozpowszechniam się z tym 
- Podobnie jak ja - zauważa 
- Opowiedz mi coś o Olivii - proszę go 
- O Olivii ? - pyta zdziwiony 
- Mhm...- przytakuję 
- Na początku, nasza relacja była zupełnie taka sama jak moja i Twoja na początku naszej znajomości. 
- Czyli żadna - prycham robiąc z ust wąską linię 
- Niezupełnie... Potem sytuacja między nami stopniowo się zmieniała, było coraz lepiej, aż doszliśmy do takiego etapu, że nie mogliśmy bez siebie żyć - wspomina, uśmiechając się przy tym - Czasami...mi ją przypominasz - mówi, odwracając się do mnie
- To miłe - odpowiadam 
- Wiesz co myślę ? - pyta
- Hmm... ?
- Powinnaś zrobić sobie wakacje - proponuje rozbawiony
- Wymyśliłeś - zauważam z sarkazmem
- Moglibyśmy urządzić sobie bogaty wypoczynek
- Moglibyśmy ? - unoszę brew 
- Znaczy...no.. - wykręca się - Zależy mi na Tobie - wypala nagle
- Pewna część mnie bardzo cię pożąda - mówię a Justin szeroko się szczerzy na te słowa - Ale inna, odradza mi tego
- To posłuchaj tej pierwszej - mówi chichocząc
- Gdyby to było takie proste - wzdycham
Po chwili dołącza do nas Emily z Ryanem.
- Dlaczego jak zawsze próbuję się wewnętrznie przełamać, ktoś musi mi przerwać ? - wkurza się Justin, ale zachowuje dobry humor 
- Wszędzie was szukaliśmy - oznajmia dziewczyna
- Cała szkoła już huczy o waszym pocałunku za szkołą...nie ładnie - śmieje się Ray
- Co tu robicie ?
- Planujemy wakacje - rzucam z sarkazmem
- Przecież jeszcze parę miesięcy i będą - zauważa Emi
- Ale my chcemy wcześniej - odpowiada Jus
- Co powiecie na Arizonę ? - proponuje Ryan a my z zaskoczeniem spoglądamy w jego stronę
- I co tam będziesz robił ? W piasku grzebał ? - spytała go z sarkazmem Emily - Ja bym była za wyspami Karaibskimi - proponuje 
- Byłbym za - opowiada Justin - Woda, słońce...idealny klimat, co ty na to ? - pyta, zwracając się do mnie
- Ale...- waham się - Ale mnie na to nie stać - przyznaje z żalem 
Po chwili cała trójka wybucha śmiechem a ja czuję się niezręcznie. 
- Zafundujemy Ci - mówi chłopak 
- Justin... to nie w porządku - mówię - Nie wchodzę w to 
- Dziewczyno... - sapie Emily siadając koło mnie - Nie myśl o pieniądzach, my się tym zajmiemy. Ty się masz po prostu dobrze bawić. 
- No...okey - dukam 
- Świetnie ! - krzyczy Emily klaskając w dłonie - Na jutro załatwię bilety. 
Już jutro ?! - odzywa się głos w mojej głowie. Na co ja się godzę...

 ***
- Ja tam się cieszę - wypala Justin, gdy wracamy do domu - Dawno nigdzie nie wyjeżdżałem. 
- Ja nie wyjeżdżałam nigdy i żyję - mówię ze śmiechem w głosie. Justin również zaczyna się uśmiechać na moje słowa. 
- Teraz masz okazję. 
Kiedy przyjeżdżamy do domu Justina od razu kierujemy się na górę, by spakować wszystkie potrzebne rzeczy na wyjazd. 
- Powinnam zadzwonić do mamy - mówię, szukając telefonu. Chłopak tylko mi przytakuje. 
Wybieram numer i naciskam zieloną słuchawkę. Po trzech sygnałach, mama odbiera komórkę. 
- Haloo ? - pyta, przedłużając
- Cześć mamo - witam się 
- Witaj kochanie, co u ciebie słychać ? 
- Wiesz...jadę na wcześniejsze wakacje - oznajmiam 
- W połowie szkoły ? - pyta zdziwiona 
- To tylko jakieś półtorej tygodnia, nie więcej. A mamy teraz mało nauki, więc nie będzie dużo zaległości - uspokajam ją 
- No nie wiem...A dokąd ? 
- Na wyspy Karaibskie - odpowiadam 
- Ojej...obyś doleciała cała i zdrowa - mówi wzruszona - A z kim się wybierasz i kto za to wszystko zapłaci - pyta 
Waham się nad odpowiedzią, Justin wciąż kręci się po pokoju.  
- Z przyjaciółmi, a o pieniądze się nie martw - pocieszam ją
- Ten chłopak za to płaci ? - pyta dociekliwie 
- Mamo... - mruczę - Tak - dodaję 
- Nie podoba mi się to, ale chcę, żebyś była szczęśliwa i trochę odpoczęła - mówi - Ja muszę kończyć, zadzwoń jak będziesz miała chwilę czasu...kocham Cię 
- Ja ciebie też - odpowiadam wciskając czerwony przycisk 
Pakuję wszystkie ubrania do dużej, czarnej torby oraz wszystkie inne pierdoły typu szczoteczka do zębów. Powoli sprawdzam czy mam wszystko. Jestem trochę podenerwowana tym nagłym zwrotem akcji więc postanawiam wyjść na taras. Justin już tam siedzi. Tym razem bez wahania siadam obok niego opierając głowę o jego ramię. Lekko przyciąga mnie do siebie i obejmuje. 
- Boję się - wypalam 
- Ja też - odpowiada 
- Skąd wiesz o czym myślę ? - pytam 
- Zgaduję, że boisz się lecieć samolotem - oznajmia 
- Niee - odpowiadam parskając śmiechem 
- Oh - tylko tyle zdołał powiedzieć 
- A co ? Ty tak ? - pytam zaciekawiona 
- Mam lęk wysokości - żali się - Mega lęk wysokości - dodaje patrząc mi w oczy 
- Ty ? Ty się przecież niczego nie boisz - rzucam z sarkazmem. Chłopak tylko szeroko się uśmiecha. 
- Przez ciebie za często się śmieje - mówi 
- To chyba dobrze - odpowiadam, wtulając się w niego 

***
- Szybciej ! - krzyczy Ryan 
Biegniemy przez korytarze, przeciskając się między tłumem ludzi. Jeszcze nigdy w życiu nigdzie się tak nie spieszyłam. To dla mnie zupełnie coś nowego. Zresztą nie moja wina, że Emily pomyliła godziny odlotów. 
W ostatniej chwili dobiegamy do wąskiego korytarzyka. Dziewczyna podaje wszystkie potrzebne kobiecie informacje i przepuszcza nas w drzwiach. Zdążyliśmy w ostatniej chwili. 
Mam lekkie trudności z wejściem po wysokich schodach. Justin bierze mnie na ręce a ja oplatam dłonie w okół jego szyi. Po kilku minutach, wszyscy znajdujemy się wewnątrz samolotu. Cała nasza trójka zajmuje miejsce w tym samym rzędzie. Justin pod oknem, ja obok niego, koło mnie Emily a najbliżej przejścia Ryan. 
- Dziękuję za wybranie naszych linii lotniczych - zaczyna przyjaznym głosem stewardessa - Proszę o zapięcie pasów bezpieczeństwa. 
Mam ochotę wybuchnąć śmiechem gdy widzę jak Justin cały podenerwowany próbuje się zapiąć. Faktycznie jest przerażony. Ostatecznie pomagam mu to zrobić, a on spogląda na mnie z uśmiechem mówiąc ciche " dziękuję " .  
Zaczynamy wzbijać się w powietrze . Widzę jak Justin wstrzymuje powietrze i robi się coraz bledszy. To na prawdę nie wygląda dobrze. 
- Wszystko w porządku ? - pytam już lekko przerażona 
- Taak.. - mówi patrząc przez okno, ale natychmiast odwraca wzrok wbijając palce w siedzenie. 
- Na pewno ? - pyta Ryan widząc całą sytuację 
- Mhm... - przytakuje chłopak 
- Justin - mówię - Justin spójrz na mnie - biorę w dłonie jego podbródek i i każę i mu obrócić się do mnie - Nic się nie dzieje, jesteśmy z Tobą - dodaję mu otuchy 
- M...mówiłem - próbuje wydusić z siebie 
- Wiem - przytakuje - Nie patrz tam, patrz na mnie - mówię - Zobaczysz, nic się złego nie stanie, dolecimy tam zanim się obejrzysz. 
Chłopak nie jest przekonany co do moich słów. Wciąż się trzęsie. 
- Możesz już rozpiąć pasy - kładę rękę na metalowym kawałku, ale Justin chwyta mnie za nadgarstek 
- Nie, tak czuję się bezpieczniej - mówi stanowczym głosem.
Po pięcio godzinnym locie, wylądowaliśmy. Justin spał, wciąż przypięty, oparty o moje ramię. Lekko go tyrpnęłam a on od razu się zerwał. Powoli zaczęliśmy opuszczać samolot. 
- Która godzina ? - spytała Emily 
- Piąta nad ranem - oznajmia Ryan
- O dziewiątej, w hotelu jest śniadanie. Zdążymy dojechać i się rozgościć. 
Zapomniałam dodać, że lecieliśmy po nocy, ponieważ jak już wspominałam, Emily przegapiła wcześniejszy lot. 
Wsiedliśmy w taksówkę i ruszyliśmy w stronę hotelu. 
- Nie było tak źle, prawda ? - zapytałam z lekkim sarkazmem w głosie.
Justin posłał mi mordercze spojrzenie a ja przewróciłam oczami. 
- Jak dzielimy pokoje ? - pyta Ray, gdy weszliśmy do jednego z najlepszych apartamentowców z widokiem na morze. Prze piękny obraz. 
- Chce wam się spać ? - zapytał Justin popijając łyk wody
- W sumie nie bardzo, wyjdźmy na zewnątrz. 
Na ogromnym balkonie znajdował się basen, kanapy, stół z wiklinowymi krzesłami i wszystko co można było sobie wymarzyć. Usiedliśmy w kółku i podziwiliśmy przepiękny wschód słońca. 
- Jak byłem mały, właśnie w ten sposób wyobrażałem swoje przyszłe życie. Piękny dom, rodzina, przyjaciele... - wymieniał Ryan a wszyscy wsłuchaliśmy się w jego spokojny głos. 
Emily przysunęła się do niego i pocałowała go w policzek. Justin zobaczył to i odwrócił się w moją stronę. Przez chwilę wpatrywaliśmy się w siebie, ale z każdą sekundą nasze twarze powoli się do siebie zbliżały. Usłyszeliśmy jak Emi z Rayem zaczęli przeciągać " uuu ", my jednak dalej kontynuowaliśmy. Nasze usta połączyły się i zaczęły idealnie ze sobą współgrać. Mogłabym mieć już zawsze takie życie...
- Wznieśmy toast - zaproponował Ryan rozlewając po wysokich kieliszkach szampana, który jak się domyślam, znajdował się już w mieszaniu. 
- Za Rosie - dodał puszczając mi oczko, a ja idealnie zrozumiałam przekaz jego zachowania. 
Zrobiło mi się ciepło na sercu. Dźwięk obijającego szkła przypomniał mi, czym jest życie. Zrozumiałam, że póki mam okazję, powinnam korzystać z niego w stu procentach. Czuję, że to będzie niezapomniany tydzień. 





W tamtym rozdziale Ryan powiedział, że Rosie zjednoczyła ich na nowo. 
Tym razem, też to potwierdził, wznosząc toast za nią. 
Wydaje się, że wspólny odpoczynek na wyspach dobrze im zrobi
i poprawi ich relacje. 
Sytuacja jednak troszkę się zmienia. 
Dlaczego
Justin chciałby zaryzykować i związać się z Rosie, ale ona waha się. 
Czy uda mu się ją przekonać ? 
Tego możemy dowiedzieć się w kolejnym rozdziale
Mam nadzieję, że ten odcinek Wam się podobał, chodź za wiele
się nie działo :3 
Jeśli macie jakieś propozycje, odnoście kolejnego rozdziału, 
śmiało piszcie w komentarzach o czym chcielibyście przeczytać =D         

wtorek, 15 września 2015

Rozdział 13

- Pora wstawać śpioszku - słyszę cichy głos tuż przed swoją twarzą. Energicznie ruszam powiekami dla lepszego widzenia i spoglądam na rozpromienioną buzię Emily.
- Widzę, że wygodnie ci się spało - mówi z szerokim uśmiechem
- Owszem...nie zaprzeczę - oznajmiam podnosząc wargi ku górze. Odwracam się za siebie by spojrzeć czy Justin jeszcze znajduje się koło mnie. Niestety dostrzegam tylko zmielone prześcieradło i zrzuconą poduszkę.
- Wyszli - oświadcza Emi rozchylając zasłony pozwalając promieniom słońca dotrzeć do pokoju.
- Dokąd ? - pytam, przecierając oczy
- Po coś do jedzenia. Zjemy razem śniadanie a potem gdzieś wyskoczymy
- Razem ? - dziwię się - Ty i Justin przy jednym stole ? - pytam z kpiną
- To samo mogłabym powiedzieć o Tobie - odpowiada z cwanym uśmieszkiem a mi blednie mina - ma racje.
- Nie ma na co czekać, ubieraj się, przygotujemy wszystko przed ich powrotem - oznajmia wychodząc z sypialni
Powoli wstaję z łóżka i zakładam wczorajsze ubranie. Nie jestem z tego powodu zadowolona, wolałabym przebrać się w coś świeżego, ale niestety muszę się zadowolić tym co mam. Tej nocy od nie pamiętnych czasów, nie przyśnił mi się ten koszmar, związany ze szkołą i moimi " przyjaciółmi ".
- Jesteśmy ! - krzyk Ryana przywraca mnie do rzeczywistości. W trybie natychmiastowym zaczynam się ubierać i doprowadzam się do stanu jako takiego. Kiedy wchodzę do kuchni wszyscy już na mnie czekają. Zajmuję miejsce koło Justina i nie fortunnie próbuję zrobić sobie kanapkę. Siedzimy w ciszy, zupełnie jakby każdy sam z osobna siedział przy stole sam. Nie komfortowa sytuacja.
- Dziwnie się czuję - wypala nagle Justin poprawiając napiętą atmosferę między nami.
- Dlaczego ? - pyta go Emily biorąc do buzi kęs sałatki.
- Chyba pierwszy raz w życiu jem śniadanie w spokoju - urywa - wśród swoich - mówi chichocząc
- Czyż nie o takim życiu zawsze marzyłeś ? - pyta go Emily z sarkazmem
- Nie - odpowiada posyłając jej mordercze spojrzenie
- Szkoda...zdawało się, że mówiłeś coś innego - wzdycha dziewczyna
- Znowu zaczynasz ? - Justin jest już wyraźnie poirytowany zachowaniem dziewczyny
- Możecie przestać ?! - krzyczy Ryan - Cholera, od nie wiem ilu lat, dzisiaj znowu spędzamy razem początek dnia, a wy nawet w takiej chwili musicie pluć jadem ?!
- Nie denerwuj się - głaszcze go po ramieniu Emi - Pewnie Justin do tej kawy dosypał ci jakiś proszków, wiesz, to jego hobby...trucie ludzi - robi pauzę - dlatego się tak denerwujesz
- Kurwa ! - Justin nie wytrzymuje i niechcący zrzuca talerz ze stołu.Wszyscy tkwimy w ciszy i wpatrujemy się w zabrudzoną podłogę. Chłopak wychodzi z pomieszczenia a Ryan rozchyla usta jakby chciał coś powiedzieć, ale od razu je zamyka.
- Nie musiałaś - mówi, drapiąc się z tyłu głowy
- O Jezu...to tylko żarty, nie moja wina, że bierze to na poważnie - odpowiada
- Żarty ? Mogłabyś się trochę ogarnąć, jaki ty dajesz przykład ? - pyta unosząc brew
- To ja daje jakiś przykład ? - odpowiada pytaniem. Ryan spogląda w moją stronę a ja wpatruje się w niego ze znakiem zapytania. Nie jestem w stanie nic powiedzieć.
- Nie jesteśmy normalni - oznajmia parskając śmiechem
- Wiem - odpowiadam krótko z wymuszonym uśmiechem
- Możesz pomyśleć, że jesteśmy z jakiś patologicznych rodzin - nabiera powietrza - Potrzebujemy Cię - mówi po chwili
- Co ? - pytam zdezorientowana
- Nadajesz pewnego rodzaju sens naszej grupie, zupełnie jakbyśmy byli najlepszymi przyjaciółmi od zawsze...spójrz - wskazuje ręką na stół pełny jedzenia - Nigdy by do tego nie doszło, gdybyśmy Cię nie poznali. Nie wiem czy rozumiesz co chce powiedzieć.
- Rozumiem - przytakuję - To co powiedziałeś było bardzo miłe, ale... - waham się
- Ale ? - pośpiesza mnie
- Ale ja do was nie pasuję...
Nastaje niezręczna cisza. Biorę do ręki biały ręczniczek i wycieram ręce oraz usta.
- Pójdę do niego - wypalam, wstając od stołu. Chłopak patrzy na mnie spode łba i przytakuje mi po chwili.
Widzę otwarte drzwi na taras, więc kieruje się w tę stronę. Justin siedzi na szerokiej sofie z opartymi o stolik nogami i patrzy daleko przed siebie. Nie pewnie siadam koło niego.
- To nie było fair - mruczę pod nosem
Cisza. Nie otrzymuję żadnej odpowiedzi.
- Ona była kiedyś fair ? - pyta prychając
- Nie znam za dobrze waszych relacji, wiem tylko, że się nie lubicie - odpowiadam unosząc wargi
- Jutro sobota - mówi odwracając głowę w moją stronę. Przytakuję.
- Ostatnio nie poświęciliśmy temu dużo czasu - oznajmiam zawiedzionym tonem
- Nie martw się - pociesza mnie - Napisałem ją sam - mówi, bawiąc się palcami
- Na prawdę ?
- Mhm...
- Koniecznie muszę ją zobaczyć...przecież jeszcze mam tekst do nauczenia - mówię weselszym tonem. Justin unosi lekko lewą nogę do góry i wyjmuje z tylnej kieszeni zwiniętą kartę. Biorę ją w dłoń i rozwijam. Mija dziesięć minut, czuję jak po policzku spływa łza.
- T...to jest piękne - mówię ze wzruszeniem
- Weź... - mruczy machając ręką
- No nie " weź ". Na prawdę odwaliłeś kawał dobrej roboty - mówię z zachwytem.
- Może spróbujemy ? - pyta drżącym głosem
- Ugh...jasne - odpowiadam z uśmiechem.

Na początku siedzę cicho i śledzę tekst, gdy Justin zaczyna śpiewać pierwszą zwrotkę. Jednak po trzech zdaniach, gubię się. Zauważam, że nie spoglądam już w tekst lecz na chłopaka, który również nie patrzy w kartkę lecz przed siebie, najwyraźniej zna piosenkę na pamięć. Po chwili odwraca się w moją stronę i patrzy na mnie wyczekująco. Dopiero teraz kapuję się, że powinna być moja kolej.
- Przepraszam - mówię, a moje policzki oblewają się rumieńcem - Może zaczniemy jeszcze raz ?
- W porządku - odpowiada z szerokim uśmiechem - Ale... - zatrzymuje się - Zaczynasz pierwsza swoją kwestię - mówi
- Ugh...no dobra - wzdycham i odszukuję palcem refren
Biorę głęboki wdech i powoli wypuszczam powietrze. Słyszę cichy chichot ze strony chłopaka. Obracam się z powrotem w Jego stronę i widzę jak podpiera głowę o dłoń a jego ciało lekko drga od śmiechu.
- Z czego się śmiejesz ? - pytam przybita
- Tak zabawnie się do tego zabierasz - mówi, wciąż chichocząc
Znowu przychodzi do mnie uczucie beznadziejności. Nie wiem, czy warto jeszcze grać w to wszystko. Nawet, gdybym mu powiedziała, że to ja jestem tą dziewczyną i tak nic by to nie zmieniło. Nasza dotychczasowa relacja by się zepsuła, a nie chcę tego niszczyć. Czuję się okropnie.
- Justin...ja.. - zaczynam nie pewnie - Ja nie zaśpiewam z Tobą jutro - dodaję
Chłopak natychmiast odwraca się twarzą do mnie, a jego uśmiech znika. Nie potrafię wyczytać żadnych emocji z jego miny. Chociaż, to nie pierwsza taka sytuacja.
- Dlaczego ? - pyta, smutnym tonem. Dziwne, spodziewałam się, że będzie zły.
- Po prostu...nie mogę, nie chcę o tym mówić - dodaje
- Ale...tyle pracy, tyle wysiłku - mówi gestykulując - Obiecałaś
- Prze.. - próbuję coś powiedzieć, ale Justin mi przerywa
- Wiesz co ? Na początku miałem Cię za kolejny obiekt do nabijania, ale z czasem... - urywa - Poznałem Cię lepiej, zmieniłem zdanie...a ty - znów robi pauzę - Nie będę kombinować jak koń pod górę, powiem to prosto z mostu. Spierdoliłaś to.
- Nie wiem, dlaczego w ogóle na to poszłam. To była chyba jedna, z najgorszych decyzji jaką podjęłam w swoim marnym życiu - mówię, chodź mija się to z prawdą.
- Świetnie - oznajmia gorzkim głosem i wychodzi
Siadam z powrotem na miękkiej sofie i chowam twarz w dłonie. Przez moje głupie problemy, zaprzepaściłam szansę na bycie kimś w jego oczach. I wiecie co ? Tak. Tak, to prawda. Cholernie mi na nim zależy. Zaraz co ? Chyba dopiero teraz to sobie uświadomiłam. Boże co ja zrobiłam. Boże, dlaczego jestem taka głupia ? Nagle wpadam na genialny pomysł.

***
Sobota. Ten dzień w końcu nadszedł. Powinnam teraz być na tym całym festynie dla dzieciaków i przygotowywać się. Tym czasem siedzę w domu i zastanawiam się nad odpowiednim strojem. To co chcę zrobić jest mega, mega głupie, ale dłużej nie mogę tego w sobie dusić. Decyduję się na klik i zabieram się do wyjścia. W głowie, powtarzam sobie jeszcze tekst piosenki. Idąc, zauważam, że autobus, którym powinnam dojechać właśnie mnie wyprzeda. Biegnę ile sił w nogach, by zdążyć w samą porę na przystanek. Niestety, pech chciał inaczej. To nie jest możliwe...Nie wiem co robić, więc przesuwam się w przód i próbuję złapać przypadkowy samochód. Nagle, ktoś skręca i zatrzymuje mi się przed samymi nogami. Ciemna szyba powoli się odsuwa a ja zauważam Thomasa. 
- Boże Thomas ! Z nieba mi spadłeś ! - mówię zdyszanym głosem
- Hah - prycha - Dokąd Cię podrzucić, widzę, ze bardzo się spieszysz - zauważa
- Żartujesz ? - pytam z kpiną - Już jestem spóźniona ! - krzyczę
- Wsiadaj - zachęca mnie
Wchodzę do pojazdu i podaje mu dokładną nazwę ulicy, na której mam się znaleźć. Po drodze opowiadam mu w dużym skrócie o co chodzi i jaką bezmyślną rzecz wczoraj odwaliłam. Chłopak najwyraźniej nie może uwierzyć w moje słowa. 
- Na prawdę ? - pyta z niedowierzaniem 
- Mhm... - przytakuję 
- Myślę, że pasujecie do siebie. Oboje tacy trochę nie na miejscu - śmieje się, a ja lekko szturcham go w ramię i również zaczynam się śmiać. Dojeżdżamy do wyznaczonego miejsca. Wysiadam z samochodu i ciepło żegnam się z chłopakiem. 
- Nie wiem jak Ci dziękować - mówię z uśmiechem 
- W porządku - odpowiada kiwając głową. 
Dobiegam na główny plac. Rozglądam się do o koła i widzę pełno nie pełnosprawnych dzieci. Na sam widok ściska mnie w sercu i czuję, że zaraz się rozkleję. Podchodzę do małego chłopca i gładzę go po łysej główce. Kobieta w średnim wieku ( zapewne jego matka ) patrzy na mnie z uśmiechem i łzami w oczach. Jest wyraźnie podekscytowana tym całym koncertem. To musi dla niej wiele znaczyć. W tym samym momencie na scenę wychodzi młody chłopak z mikrofonem i dopiero gdy zaczyna mówić orientuję się, że to Justin. 
- Chciałbym serdecznie przywitać wszystkich zgromadzonych - zaczyna - To dla mnie wiele znaczy, ponieważ bardzo bliska mi osoba zmarła na tę samą chorobę, która doskwiera waszym dzieciom - mówi - Chciałbym zadedykować tę piosenkę właśnie jej...Pamiętamy o Tobie Avalanno - kończy, a wszyscy powtarzają półgłosem ostatnie słowa. Najwidoczniej nie pierwszy raz tutaj gości. Dobra pora działać...- powtarzam w myślach. 
Wchodzę od tyłu na scenę, ale zatrzymuje mnie jeden z ochroniarzy. 
- Nie możesz tutaj wejść - mówi
- Mogę. Za chwilę mam występ - oznajmiam 
- Nie ma Cię na liście - odpowiada z tym samym wyrazem twarzy 
Słyszę jak Justin z całą ekipą zaczynają przygotowywać się do występu. Przepycham się między ochroniarzem i wbiegam na środek. Mężczyzna woła za mną, ale jest już za późno. Odwracam się z powrotem do tłumu i widzę parę tysięcy oczu wlepionych w moją osobę. Obracam się do Justina i widzę jego zdezorientowaną minę, mówiącą " Co ty tu robisz ? " Podchodzę do mikrofonu i biorę go w dłoń. Ręce mi się trzęsą z nerwów, ale staram się zachować spokój. Boże, co ja robię... 
- Ugh... - wzdycham nie wiedząc co powiedzieć - Dzisiaj jest wielki dzień dla Was wszystkich... - zaczynam nie pewnie - Ten koncert...ten cały festyn i zbiórka pieniędzy ma dla Was ogromne znaczenie, wiem o tym. Dla mnie też ma znaczenie - mówię patrząc w stronę chłopaka, który przygląda mi się uważnie - Wczoraj powiedziałam coś bardzo głupiego, coś...czego bardzo żałuję - mówię wciąż się w niego wpatrując - Wiem, że...nikogo nie obchodzi moje życie, ale... - urywam - Ale nie dawno poznałam kogoś niesamowitego. Z początku wydawał się strasznym dupkiem - mówię i widzę uśmiech na twarzy Justina gdy wypowiadam te słowa - W sumie dalej nim jest, ale już nie takim strasznym - mówię przez śmiech a przez tłum rozchodzi się milsza atmosfera - Chcę tylko powiedzieć, żebyście nigdy w życiu nie tracili nadziei i wierzyli w to, że szczęście otworzy przed Wami drzwi i to jeszcze nie raz - mówię, kończąc swój monolog. 
Siadam na małym krzesełku na przeciwko chłopaka i zaczynamy swój mały pokaz. Justin wchodzi pierwszy i ani na chwilę nie ściąga ze mnie wzroku. 

Across the ocean, across the sea 
Starting to forget the way you look at me now
Over the mountains, scross the sky 
Need to see your face, I need to looking in your eyes
Through the storm and through the clouds
Bumps in the road babe to sleep at nihgt
Don't you worry, cause everything gonna be alright
Be alright

Z uśmiechem patrzę na to jak z lekkością szarpie za struny drewnianej gitary i z jaką lekkością potrafi śpiewać. Uśmiecha się do mnie szeroko a ja to odwzajemniam. Gra dalej, przykładam mikrofon do ust i zaczynam swoją kwestię spoglądając kontem oka z tłum ludzi kołysząc się w rytm piosenki wraz ze swoimi dziećmi. 

All along in my room 
Waiting for your phone call to come soon
For you, oh, I would walk a thousand miles
To be in your arms holding my heart 
Oh, I, oh I, I love you 
And everything gonna be alright
Be alright 

Razem śpiewamy przed ostatnie wersy. 

Through the long night and the bright lighst 
Don't worry, cause everything's gonna be alright
Be alright

Justin wstaje i podchodzi do mnie. Bierze do ręki moją dłoń i chowa ją w swojej.
Ostatnie słowa, kieruję tylko w moją stronę. 

You know that I care for you 
I'll always be there for you 
I know that you want me to, 
baby we can make it through
Anything, cause everything's gonna be alright
Be alright 

Kończy, a na placu rozbrzmiewa głośny hałas bicia braw. Jest mi na prawdę miło i nie żałuję, że zdecydowałam się jednak zaśpiewać. Już nawet nie ze względu na Justina, lecz na te wszystkie dzieci, które mają o wiele gorzej niż ja. Przestałam narzekać na swoje życie. Zaczęłam je doceniać. I to dzięki dzisiejszemu dniu. 
- Chodź ze mną - mówi i ciągnie mnie za rękę. Nie protestuję. 
Wsiadamy do Jego samochodu i ruszamy przed siebie. Nie mam zielonego pojęcia gdzie mnie zabiera, ale nie mam ochoty o to pytać. Wolę, żeby była to niespodzianka. 
- Przepraszam za wczoraj - mówię - Nie chciałam Cię wystawić, po prostu... - urywam 
- Nic się nie stało - odpowiada - Znaczy stało się, ale jednak postanowiłaś przyjść i schlebia mi to - oznajmia 
Wjeżdżamy na stromą górę. Patrze w dół i widzę sporej wielkości przepaść. Ze strachu łapię się kurczowo siedzenia i odwracam wzrok w drugą stronę. Po chwili zatrzymujemy się na ogromnej, trawiastej łące. 
- O tej godzinie jest tutaj niesamowicie - mówi spoglądając w piękny zachód słońca - Chodź bliżej - zachęca mnie. 
Podchodzę do krawędzi urwiska i dopiero teraz rozpoznaję ten krajobraz. Ocean, łąka, klif, niesamowity horyzont. Właśnie to miejsce sfotografował Justin, gdy zaczynaliśmy przygodę przez internet. Na te wspomnienie aż kręci mi się łza w oku. Czuję, że to ten moment. 
Siadamy przy skraju i oboje tkwimy w głębokiej ciszy. Postanawiam zrobić pierwszy krok. 
- Justin...muszę ci coś powiedzieć - zaczynam niepewnie 
- Hmm... ? - pyta, robiąc z ust wąską linię 
- Opowiadałeś mi kiedyś, że od dłuższego czasu piszesz z pewną dziewczyną...anonimowo - mówię, odważając się spojrzeć mu w oczy. Uśmiecha się szeroko odkrywając swoje idealnie białe zęby a przy tym dostrzegam mały błysk w jego oku. Nagle prycha spuszczając głowę w dół. 
- Już myślałem, że nigdy się nie przyznasz - mówi chichocząc a mi zamiera serce. 
- C...co ? - dukam nie mogąc nabrać powietrza 
Chłopak wygląda na jeszcze bardziej rozbawionego. 
- Skoro uważasz mnie za dupka, to nie mam nic do stracenia, dlatego powiem prostu z mostu - zaczyna - Przestraszyłem się, gdy zacząłem podejrzewać, że to właśnie ty możesz być tą dziewczyną. Wtedy, gdy rozmawialiśmy na tarasie, zadałaś mi pewne pytanie. Pamiętasz ? - pyta 
- Mhm... - przytakuję wciąż nie mogąc uwierzyć w to co słyszę 
- Żeby sprawdzić czy moje podejrzenia są prawdziwe, wpadłem na pomysł żeby kupić ci telefon. Wiedziałem, że na pewno w końcu z niego skorzystasz żeby wejść na chat. Tamtej nocy, gdy byłaś u mnie, zakradłem się by sprawdzić twoje wiadomości. I potwierdziło się - kończy
Zatkało mnie. Nie wiem co mam powiedzieć. Wyszłam na kompletnego debila. Wiedział już od dłuższego czasu a jednak postanowił dalej prowadzić tą całą zabawę. 
- Dlaczego mnie nie zignorowałeś tylko dalej prowadziłeś ze mną tą całą grę ? - pytam po krótkiej chwili 
- Byłem ciekaw, jak dalej potoczą się sprawy - oznajmia - Szczerze ? - pyta - Ucieszyłem się trochę, gdy okazało się, że to ty, pomimo, że na początku byłem bardzo zdziwiony. Myślałem, że to kompletnie ktoś obcy i że faktycznie mieszka tak z dala ode mnie. 
- Przepraszam za te wszystkie kłamstwa, myślałam...
- Wiem co myślałaś - przerywa mi 
- I co teraz ? - pytam bawiąc się skrawkiem trawy 
Justin głęboko patrzy mi w oczy, potem z powrotem na słońce i znowu na mnie. Wygląda na zakłopotanego. 
- Nie wiem - odpowiada krótko 
Przysuwam się do niego bliżej, widzę, że z czystym sumieniem przyjmuje ten gest. Siadam mu między nogami i wtulam się w niego. Justin obejmuje i opiera głowę o moje ramię. 
- Okłamałaś mnie - mówi, uśmiechając się
- Masz za swoje - odpowiadam parskając 
- Domyślałaś się, że wiem ? - pyta 
- Nie... - szepczę 
- A jesteś zadowolona, że to wszystko się wydało ? - ciągnie dalej 
- Tak - oznajmiam krótko. Justin mocniej przyciąga mnie do siebie i tkwimy w tej pozycji niczym jedność. 
- Rosie ? - szepcze mi do ucha 
- Tak ? - odpowiadam odwracając się do niego. 
Justin zbliża się twarzą bliżej mnie. Dzieli nas zaledwie kilka milimetrów. Zamykam oczy i lekko rozchylam usta. Po chwili czuję jak wargi chłopaka stykają się z moimi tworząc jedność. Czuję, jakby tysiąc motylków urządzało w moim brzuchu dyskotekę. Chciałabym by ta chwila, trwała wiecznie. 




OMG !!!
Jestem w ogromnym szoku, że dobiliście aż tylu komentarzy !
Z góry przepraszam, że tak długo nie było rozdziału, pomimo tego, że
powiedziałam, ze wstawię gdy będzie 15 komentarzy. 
Musicie zrozumieć, ze też mam swoje życie i szkołę. 
I wiecie co ? 
To wszystko przez szkołę. 
Gdybym nie wracała do domu tak późno, to miałabym o wiele więcej czasu na pisanie.
Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodoba.
I to jeszcze nie jest koniec ! ^.^
Nie będę dawała limitu komentarzy. 
Czekam aż mnie zaskoczycie ponownie :3
Dziękuję za waszą cierpliwość i wytrwałość 
i do kolejnego rozdziału :**