piątek, 31 lipca 2015

Rozdział 4

* Godzina 17.00 * 

Moja głowa, czemu mnie tak boli ? Chce otworzyć oczy. Czemu ciągle widzę ciemność ? Gdzie ja jestem ? Czuję, że leżę na dużym łóżku. Otwieram oczy. Ugh.. światło, nic nie widzę. Mrugam powiekami, żeby poprawić ostrość widzenia. Udało się. Rozglądam się po całym pomieszczeniu. Wszędzie biel. Spoglądam na ręce, jestem przypięta mnóstwem kabelków. Odkręcam głowę w bok. Czuję przeszywający ból w szyi. Jestem podłączona do kroplówki. Gdzie ja jestem ?!
Podchodzi do mnie mężczyzna w jasnym fartuchu. Zapisuje coś. 
- Gdzie ja jestem ? - pytam
- W szpitalu dziecko, spokojnie jesteś w dobrych rękach. Możesz być lekko osłupiała. Spałaś na prawdę długo. Z niecierpliwością czekaliśmy kiedy się obudzisz i czy w ogóle to zrobisz. 
- Co ja tu robię ? Co się stało ?! - zasypuję go pytaniami
- W krwi, którą od ciebie pobraliśmy znaleźliśmy dużą dawkę narkotyków.
 Rozpuszczona z alkoholem zadziałała bardzo mocno i szybko na Twój organizm, a że nie byłaś przyzwyczajona do tego rodzaju spożycia od razu Cię sparaliżowało. Gdyby nie szybka interwencja lekarzy, po prostu byś się tam wykończyła i niestety pożegnała z życiem - opowiada doktor
Co ? Jak to ? Mogłabym umrzeć ?! Nie mogę uwierzyć w słowa lekarza. Przecież nie brałam żadnych używek czy tam narkotyków. Nic nie pamiętam. Nie rozpoznaje twarzy, mam przed oczami rozmazany obraz. Jak się w ogóle nazywam ? Nawet tego nie pamiętam ? Do sali wchodzi dziewczyna.
- O mój Boże ! Rosie ! - podbiega do mnie i mocno mnie przytula. 
- Dziewczyno ! Jak się czujesz ? Wszystko w porządku ? Powiedz coś ! - zauważam jak łzy napierają jej do oczu. 
- Nie płacz - mówię
 - Jak się dowiedziałam, że jedziesz do szpitala, myślałam, że serce mi wyskoczy. - mówi przez łzy
- Dlaczego ? - pytam  
- Wiedziałam, że nie jesteś przyzwyczajona do takich klimatów. Byłaś narażona na niebezpieczeństwo ze strony tamtejszych ludzi. - żali się 
- Już wszystko jest w porządku, proszę nie płacz, bo ja tez zacznę - To prawda, łza spływa mi po lewym policzku. 
- Widziałam, jak rzucałaś się po łóżku. Musieli Cię przypiąć pasami. Krzyczałaś, że chcesz do ojca, że chcesz iść z nim.
- Chciałam odejść ? 
- Do tej pory to widzę. W okół Ciebie stoi dziesięciu ludzi. Reanimuję Cię. Kreska powoli zamienia się w jedną, długą linię i pika coraz głośniej. Umierałaś. Powoli odchodziłaś z tego świata !! - cała się trzęsie, płacze, mocno ściska moje ręce i chowa głowę w moje ramię. 
Do sali wbiega kolejna kobieta. Już z korytarza było słychać jak wykrzykuje moje imię. Rosie. 
- Dziecko kochane ! - podbiega do mnie, siada na łóżku
- Ty żyjesz ! Całe szczęście ! Tak bardzo się o Ciebie martwiłam. Wczorajszej nocy lekarz kazał mi się powoli przygotowywać na ostatnie pożegnanie z Tobą. Myślałam, że eksploduję ! - także się rozpłakała
Z drugiej strony, o co ten cały chaos ? Kiedyś powiedziałam " Uważam, że gdybym zniknęła z powierzchni Ziemi, to nikt by tego nie zauważył " No bo w sumie kim ja jestem ? Nikim. Co za różnica czy żyję tutaj czy na tamtym świecie. Może lepiej było umrzeć ? Byłabym teraz z tatą, który jako jedyny na prawdę mnie kochał. Nigdy nie przypuszczałam, że znajdzie się osoba, która z nienawiści do mnie aż chciała mnie zabić. Zaraz, zaraz.. czy jest w ogóle osoba, która mnie nienawidzi ? Staram się zajrzeć w głąb swojego umysłu. Chcę przypomnieć sobie cokolwiek, co wydarzyło się zeszłej nocy. 
- Co właściwie się wczoraj stało ? Przypominasz coś sobie ? - pyta matka
- Niech pani nie będzie śmieszna. Co ona ma pamiętać po tak mocnych narkotykach ? - wtrąca się Emi 
- Uważam, że nie zażyła ich sama. Ktoś jej musiał coś dosypać do tego napoju. Tylko się dowiem kto to jest a chyba go normalnie zabiję ! - zdenerwowała się mama
 Mijają kolejne minuty. Mama ściska mocno moją dłoń po lewej stronie łóżka, a po drugiej Emily opiera głowę o mój brzuch i zakrywa rękami. Wygląda jakby się modliła lub intensywnie nad czymś myślała. 
- To on - podnosi głowę do góry i patrzy mi w oczy
 - Kto ? - pytam 
- To on Ci dosypał to świństwo ! Jestem  tego pewna ! - wstaje i rzuca torebką o ścianę
- Kto ?! Dziewczyno kim on jest ?! - drze się matka i również wstaje 
- On jej nienawidzi ! I nikt nie wie za co ! Ciągle pastwi się nad nią w szkole ! - wyrzuca z siebie Emi
- Rosie to prawda ? - widzę złość i rozczarowanie w oczach matki
- Tak, to prawda, ale to na pewno nie on ! - krzyczę 
 - Przepraszam, ale proszę być trochę ciszej. Pacjenci się skarżą - mówi pielęgniarka i idzie do kolejnej sali 
- Ty jesteś jakaś nienormalna ! Chciał Cię zabić a ty go jeszcze bronisz ! Porąbane ! - wrzeszczy na cały szpital Emily
- Nie wiedział co robi, uspokój się - próbuje ją opanować  
- Niee, kurwa nie wierze. - łapie sie dłonią za czoło i z trudem nabiera powietrza
- Emily, możesz mi go pokazać ? - pyta ze spokojem matka
 - Wie pani co ? Ja mam lepszy pomysł.. Trzeba się go pozbyć. Tak dłużej być nie może żeby jakiś pozer terroryzował ją i pozostałych ludzi. - protestuje Emi. 
- Co ty chcesz zrobić ?! - zaczynam się szarpać z łzami w oczach
- Nic, co powinno Cie interesować. Przyszedł czas aby zapłacił za wszystkie krzywdy jakie wyrządził ludziom i Tobie - zabrzmiało groźnie
Emily wychodzi z sali a mama zaraz po niej. Drę się na cały szpital, próbuję rozszarpać zębami skórzane pasy u rąk. Chcę wiedzieć co knują co zamierzają zrobić. Nie zdają sobie sprawy z tego, że mogą pogorszyć całą dotychczasową sytuację. Jeżeli Justin wyrwie się z okrutnych pomysłów Emi i matki, to zemści się na mnie, a wtedy na prawdę mogę zginąć. A co jeśli to on.... przypłaci życiem ? 
Robi się na prawdę niebezpiecznie, a ja jestem już taka bezsilna, że mogę tylko płakać i płakać do odwodnienia. 
- Siostro ! - wołam 
- Tak, słucham ? 
- Mogłaby mi pani załatwić jakiś laptop ? I przynieść ? 
- To będzie trudne...
- Bardzo panią proszę, to lepsze niż te wszystkie lekarstwa
- No dobrze, postaram się coś skombinować. 
Minęło 10 minut a do sali wchodzi zabiegowa z przenośnym laptopem.
- Czy taki pani wystarczy ? - pyta
- A jest internet ? 
- Oczywiście
- No to wystarczy, dziękuję pani bardzo. - odpowiadam 
Najeżdżam kursorem na ikonę internetu i uruchamiam go. Czekam parę chwil i wpisuję " Gochat.com "  Wpisuję nick, hasło i loguję się do witryny.  Szukaj, szukaj, szukaj... jest ! Niesamowite, że jest online akurat teraz ! Natychmiast rozpoczynam rozmowę. 
- Pomóż mi.
- Heey mała, co się stało ? 
- Wszystko. 
- Mam wolną chwilę, więc opowiadaj. 
- Czasami jest już tak chujowo, że chce mi się śmiać. Właśnie teraz tak jest. Leże w łóżku cała obolała i zastanawiam się czy nie dołączyć do ojca. 
- Dołączyć ? To znaczy ? Chcesz się przeprowadzić ? 
- Tak, do tamtego świata. 
- Chcesz mi powiedzieć, że zamierzasz popełnić samobójstwo ? :o 
- Coś w tym rodzaju, ale jestem zbyt wielkim tchórzem by to zrobić. - przyznaję
- Nie rób tego. Masz matkę, która Cie kocha, masz przyjaciółkę dla której jesteś ważna, i masz mnie. Nie mógłbym się pogodzić z tym, że tak wspaniała dziewczyna, którą znam zaledwie od tygodnia tak po prostu sobie stąd odeszła. - wyznaje
- To urocze. - piszę
- Tak, jak Ty. 
 * Następnego dnia, rano * 


JUSTIN POV 

Z mojego, twardego snu budzi mnie głośne walenie do drzwi. Kogo niesie o tej porze ? Wyciągam rękę by dosięgnąć telefonu i sprawdzam godzinę. 8.04 ?! Jeżeli to Ryan to nie wiem co mu zrobię. 
Zdenerwowany schodzę na dół i otwieram drzwi. 
- Dłużej się nie dało ? - pyta Emily
- Pfff.. co ty tu robisz ? - pytam ze śmiechem
- Przyszłam wyjaśnić pewne rzeczy. - odpowiada z grymasem na twarzy
- O tej godzinie ? Nie mogłaś przyjść później ? 
- Ja, nie mam czasu na " później " - mówi
- Dobra o co chodzi, bo nie chce mi się tu stać do jutra. 
- Dobrze wiesz o co. - przepycha się koło mnie i wchodzi do domu. 
- Jak chcesz się bawić w zgadywanki to możesz od razu stąd wyjść. - rzucam
- Kiedy ty się w końcu ode mnie odwalisz ? Na prawdę chcesz dalej sie na mnie mścić o zdarzenia 
z przeszłości ? Wyszliśmy na prostą, odpuść sobie. - mówi
- A więc po to tu przylazłaś. - opieram się o wyspę w kuchni i odpowiadam jej. 
- Wcale nie wyszliśmy na prostą. Może nie ugania się za nami policja, nikt już nas nie chce zabić, ale pozostały przykre wspomnienia.  
- Przecież wiesz, że nie chciałam. 
 - Jasne, żal ci dupę ściskał, bo miałem więcej kasy z handlu niż Ty. 
- To nie ja ją zabiłam ! 
- Ale ty zleciłaś ten napad ! Dlatego teraz ja, będę krzywdził wszystkich ludzi na których Ci zależy !
- Co mam zrobić, żebyś zostawił ją w spokoju ?! - krzyczy
- Ty już nic nie możesz zrobić. Jedyne co Ci pozostaje to patrzeć na to wszystko i mieć wyrzuty sumienia. A teraz wyjdź stąd. - wskazuje ręką wyjście
Emily podnosi torbę z podłogi i wychodzi z domu głośno trzaskając drzwiami. I co ? Myśli, że mnie to rusza ? To nie jest tak, że jestem wrednym dupkiem, który chce pozabijać wszystkich dookoła. Ona skrzywdziła kogoś bardzo mi bliskiego i musi za to zapłacić. Nie koniecznie najwyższą cenę. 
A Rosie ? Współczuję jej, że musi cierpieć przez tą sukę. Ale nie mogę jej o niczym powiedzieć bo przestaną się przyjaźnić a wtedy i mój plan zginie. Chociaż nie ukrywam się z tym, że jej nie lubię. Na prawdę mnie ta laska irytuje. Niedawno poznałem sympatyczną dziewczynę, niestety nie na żywo lecz w sieci. Jest moim dokładnym przeciwieństwem pod względem charakteru, ale jeżeli chodzi o gust do różnych rzeczy jesteśmy bardzo podobni. Najlepsze w tym jest to, że nawet nie znamy swoich imion a tyle już o sobie wiemy.
Postanawiam się ogarnąć i powrócić do rzeczywistości. Podchodzę do lodówki i wyjmuję z niej mleko. Z górnej szafki biorę płatki i miskę. Nie mam siły robić nic na ciepło, a taki posiłek w zupełności mi odpowiada. Biorę telefon do ręki i dzwonię do Ryana. Jest moim najlepszym przyjacielem od 10 lat. Poznaliśmy się w piaskownicy. Ja chciałem zrobić babkę z piasku ale nie miałem wiaderka a on przyniósł jedno ze sobą. I tak to się zaczęło. 
- Hey stary, możesz się spotkać w Starbucksie za 20 minut ? - pytam
- Spoko, pewnie, że mogę - odpowiada
Kończę śniadanie i zaczynam szukać kluczyków od samochodu. W końcu po 10 minutach udaje mi się je znaleźć. Wsiadam do auta i ruszam na miasto. Nie jestem zwolennikiem przestrzegania zasad na drodze więc nie ograniczam się do określonej prędkości jaką trzeba zachować. Czerwone światło też nie kusi mnie do zatrzymania się na nim. Dzięki temu oszczędzam sporo czasu i zawsze jestem punktualnie na miejscu. Tak jak w tej chwili. Ostrożnie parkuję pojazd i wysiadam. Przy 4 stoliku czeka już na mnie Ryan. 
- Cześć. - witam go
- Hey, co tam ? - odpowiada 
- No słabo
- A co się stało ? Lub co się dzieje ? 
- Była u mnie dzisiaj ta wariatka i chciała, żebym dał jej spokój - opowiadam
Po chwili ciszy obaj wybuchamy śmiechem.
- Dobra, dobra a tak na poważnie ? - pyta
- Ale to prawda. Przyszła do mnie o 8 rano i zaproponowała mi " coś za coś ", ale
nie przyjąłem tej propozycji.
- A ja myślałem, że ona leży w szpitalu. I co ? Nagle przyszła do Ciebie do domu ? 
- Zaraz... że co ? O kim ty mówisz ? - dziwię się
- No o Rosie.  Przecież o niej gadamy, tak ? - patrzy na mnie z pytającym wyrazem twarzy
- Nie, ja mówiłem o Emily. - odpowiadam i zaczynam się śmiać
Ryan nic nie mówi. Patrzy się w kubek z kawą i jeździ palcem po jego krawędziach.
- Uważasz ją za wariatkę ? - pyta po dłuższej chwili
- Uważam ją za kogoś o wiele gorszego, ale wolę te komentarze zachować dla siebie. - rzucam
- Ona nic złego nie zrobiła ! To ty jesteś wszystkiemu winien ! - krzyczy po czym wstaje i wychodzi
- Ey ! Koleś, do kąt idziesz ?! - krzyczę za nim
Domyślam się czemu tak zareagował. Nigdy bym się nie spodziewał, że będzie mu się podobać ktoś kogo tak szczerze nienawidzę. Ale nie od trące go od siebie bo się zakochał. Teraz uświadomiłem sobie, że krzywdząc Emi krzywdzę też Jego. W gorszej sytuacji nie mogłem się znaleźć. Chcę pobiec za nim, ale zatrzymuje mnie SMS od nieznanego numeru :

Dzisiaj o 00.00 na Black Down







Mam nadzieję, że rozdział się spodoba =)
Zapraszam do czytania i komentowania
Nie długo kolejny ^^

poniedziałek, 27 lipca 2015

Rozdział 3

* Tydzień później *

Minął tydzień od kąt chodzę do tej znienawidzonej przez siebie szkoły i 9 dni od kąt tu mieszkam. Fajnie. Bardzo fajnie. Co do mojego dotychczasowego życia nic się nie zmieniło. Liczba moich znajomych nie przekroczyła zera, liczba moich przyjaciółek zatrzymała się na jedynce, nie mam chłopaka a jedyny jaki jest mną zainteresowany to Justin. Dziwne ? Niee... dalej świetnie wychodzi mu wkurwianie mnie. Wczoraj jak biegłam przez korytarz, żeby nie spóźnić się na matematykę, podłożył mi nogę " Tak przypadkiem " i wyrżnęłam jak długa. Oczywiście co ? Wszyscy obecni przy tym zdarzeniu mieli niezły ubaw. Wracając do teraźniejszości. Zaraz zacznie się moja ulubiona lekcja. Domyślasz się jaka ? Taak.. jest to lekcja angielskiego a jej nauczycielką jest moja ukochana pani Tamara Rickards. ( Ta babka co ma z 65 lat i znęca się psychicznie nad młodzieżą, zamiast odsypiać na emeryturze ) Wchodzę do klasy, i staję jak słup soli. Nie ma dzisiaj Emi w szkole a nasze wspólne miejsce jest zajęte. Przecież nie podejdę do tych dziewczyn i nie powiem " Ej sorry laski, ale to moje miejsce więc wypad " Nie mam odwagi. 
Słyszę jak dzwonek na lekcje rozchodzi się po całej szkole. Do pomieszczenia wchodzi Rickards i od razu drze się na mnie. 
- Czemu ty jeszcze stoisz ?! Siadaj natychmiast ! - wrzeszczy. 
- Ale ja nie mam gdzie. 
- Tam masz wolną ławkę, ślepa ty. - wskazuje na stolik na samym końcu klasy pod oknem. 
Mierzę ją wzrokiem i siadam na wyznaczone miejsce. Mam nadzieję, że nikt już nie przyjdzie i nie dosiądzie się do mnie. Dlaczego chociaż jednego dnia nie mogę przeżyć w spokoju ? Rozkładam podręczniki i wyciągam swój indywidualny zeszyt. Zapisuję w nim swoje myśli, różnego rodzaju pomysły, wymyślam własne cytaty lub po prostu rysuję. Jej lekcja i tak mało mnie interesuje. 
- Sorry za spóźnienie - słyszę zachrypnięty głos, ale nawet nie mam zamiaru się odwracać. 
- Sorry ? Czy ty się Bieber nauczysz kiedyś mówić do kogoś z szacunkiem ?! - znowu to darcie. 
- Szanuje tych, których lubię a pani jest na mojej czarnej liście. 
- Siadaj ! 
Nie. Proszę nie. Czuję jak zaczynają mi się pocić dłonie, oraz pojawiać delikatne rumieńce na twarzy. Tak myślałam, że to jego miejsce. Teraz będę skazana na wysłuchiwanie przez 45 minut tego co ma mi do powiedzenia. Nie odwracam się, rysuję dalej. Justin podchodzi to ławki i siada pod oknem. Nic nie mówi ? Mam się cieszyć czy martwić ? Już sama nie wiem. Myślę przez chwilę po czym zbieram się na odwagę i odwracam się do niego. W tej samej chwili on robi to samo. 
- Hej. - mówi z uśmiechem. Co jest grane ? 
- Ugh... cześć - odpowiadam zdezorientowana. 
- Co ty tu robisz ? 
- Wybacz, ta jędza mnie tu posadziła. 
- No to mamy coś ze sobą wspólnego. Obydwoje nienawidzimy tej baby. 
Minęło około 20 minut lekcji. Wykorzystuję sytuację i zadaję pytanie. 
- Wiesz może coś na temat tej dzisiejszej imprezy ? 
- Chodzi Ci o tę w Heaven ?
- Tak, chyba tak.. - przytakuję chodź nie jestem pewna odpowiedzi. 
- Ma się odbyć dzisiaj o 21.00 przy ulicy Black Down. Można przyjść z osobą towarzyszącą, tak jest bezpieczniej i jest więcej ludzi. 
- A ty się tam wybierasz ? - pytam
Wtedy słyszę nagły wybuch śmiechu. Nie mam kompletnie pojęcia co się dzieje. Rickards, ponownie drze się, żeby był spokój, ale Justin nawet nie myśli o tym, żeby się opanować. Kładzie ręce na ławce, chowa w nich głowę, i śmieje się dalej. Kiedy widzę, że zaczyna już nad sobą panować postanawiam zrobić kamienną twarz i zadać kolejne pytanie. 
- Z czego sie śmiejesz ? O co chodzi ? 
- Haha.. uff... zabawna jesteś. 
To chyba pierwszy komplement jaki usłyszałam z jego ust. 
- Klub Heaven należy do mnie. Jestem jego głównym prowadzącym i ja organizuję tą całą dzisiejszą imprezę. Wpadnij, będzie się z kogo pośmiać. - opowiada z szyderczym uśmiechem. 
- Sorry, nie skorzystam. 
Jest. Koniec lekcji. Ta chwila w końcu nadeszła. Już chcę wstawać z krzesła ale podchodzi do mnie jakiś chłopak z pytaniem : 
- Hej, Rosie.. sorki, że nachodzę bo widzę, że jesteś trochę podenerwowana, ale czy nie poszłabyś ze mną dzisiaj na imprezę ? 
Czy on sobie ze mnie żartuje ? Zastanawiam się przez dłuższy moment i wpadam na genialny pomysł. 
- Ojej, wybacz mi, ale ktoś inny mnie już zaprosił. 
- A zdradzisz mi kto jest tym szczęściarzem ? 
Za plecami wciąż słyszę śmiechy, ale już nie długo...
- Ależ oczywiście. To Justin mnie zaprosił. - Haha... karma. 
Do chłopaka chyba wciąż nie dociera co się właściwie stało. Śmiech ustał, teraz spogląda daleko przed siebie wgłąb klasy. Co najmniej jakby kulki zaczęły mu się dopiero teraz zderzać i próbuje pojąć co przed chwilą powiedziałam. 
- Do zobaczenia wieczorem. - mówię z tym chamskim uśmieszkiem i wychodzę w klasy. 
Czuję się fantastycznie. W końcu się odegrałam. Zdaję sobie sprawę, że teraz czekają mnie straszne rzeczy, ale teraz to do mnie dotarło. Staram się nie myśleć o tym. Idę dalej przed siebie. Co zrobię jak przyjdę do domu ? Rzucę plecak w kąt i pośmigam do laptopa. Od niedawna stał się moim najlepszym przyjacielem. Nie chodzi o masę portali społecznościowych, niezliczonych śmiesznych obrazków, ogromne ilości muzyki oraz filmików, tylko o tej jeden, jedyny chat i tą jedną osobę. Dochodzę pod swój blok i siadam na ławeczce przed głównymi drzwiami budynku. Rozmyślam o tym jak większość dziewczyn w moim wieku chodzi po galeriach z przyjaciółmi, na domówki, lub po prostu spotykają się razem w jednym miejscu. Dlaczego ja tak nie mogę mieć ? To się musi zmienić.
Przecież nie wyglądam tak źle, więc to chyba nie jest wstyd ze mną rozmawiać. Pójdę dzisiaj na tą imprezę. Taka okazja na bliższe kontakty z ludźmi może się już nie powtórzyć. Pędem wbiegam na 4 piętro i wchodzę do mieszkania. Mama ma dzisiaj nocną zmianę w piekarni, więc zostawię jej tylko karteczkę, że wyszłam. Wpadam do pokoju, otwieram szafę i ociężale siadam na łóżko. Nie mam żadnej sukienki godnej pokazania. Opadam na plecy, przekręcam się na brzuch i chowam głowę w poduszkę. Co teraz, co teraz, co teraz ? Nie pozostaje mi nic innego jak zadzwonić do Emily.
- Hej Emi, słuchaj, idziesz dzisiaj do tego klubu o 9 ? 
- Jasne, że tak a co ? 
- Przyjedź do mnie i przywieź mi jakąś sukienkę, bo nie mam w czym isć. - opowiadam.
- Rosie ? To ty ? 
- Tak to ja. Nie, nie zwariowałam, czekam na Ciebie. 
Odkładam słuchawkę i idę do łazienki. Ściągam z siebie ubranie i udaję się pod prysznic. Ciągle myślę o tym co będę robić. Szczerze ? Chciałabym się napić. Chciałabym być opętana tą wirującą energią bijącą od wszystkich ludzi, którzy tam będę. Może chodź na chwilę zapomnę o teraźniejszym życiu. Podchodzę pod bijący strumień wody i delikatnie oblewam włosy szamponem. Sa takie gęste, że przy każdym myciu wyrabiam sobie mięśnie na rękach. Spłukuję pianę i owijam ręcznikiem głowę oraz ciało. Słyszę dzwonek do drzwi i krzyczę " Wejdź ! ". 
- Pomyślałam, że sukienka to za mało więc przywiozłam też perfumy i zestaw do makijażu. 
- Widzę bardzo się podekscytowałaś tym moim telefonem. 
- No nawet nie wiesz jak. Chodź.. czas na metamorfozę. 
Siadam na krześle, a Emi zabiera się do pracy. Przy tym obie bardzo dobrze się bawimy. Emi biega z pędzelkiem do pudru ( udając, że to mikrofon ) po całym pokoju śpiewając piosenkę " I Know What You Want " . Włączam radio, i podnoszę ręce do góry. Tańcząc, wyglądam jakbym podpierała sufit. 
Emily podchodzi do mnie i rozpościera puder po całej twarzy. Bierze do ręki czarny eyeliner i robi nim idealne kreski nad oczami. Na koniec tuszem podkreśla rzęsy oraz nakłada delikatną szminkę. 
- Mmm... kusisz dziewczyno - mówi z uśmiechem chowając kosmetyki do pudełeczka. 
- Tylko frajer nie zwróci na Ciebie uwagi, a teraz przymierz sukienkę. 
Podaję mi czarną sukienkę z koronkową, przeźroczystą górą i zwiewnym dołem. Ubranie jest tylko do połowy ud, więc małe nachylenie a widać cały tyłek. Dziewczyna bierze moje włosy w dłonie i powoli zaczyna je prostować. Gorąca para lekko parzy mnie w głowę, ale staram się wytrzymać.
- Skończone. - oznajmia. - Przejrzyj się. 
Robię parę kroczków w przód i staję przed lustrem.
- O jeju, Emi, wyglądam niesamowicie. - Nie mogę się na siebie napatrzeć.
- Chyba zaraz się rozpłaczę, nigdy w życiu nie wyglądałam tak pięknie. Dziękuję. - czuję jak łzy napierają mi do oczu, ale nie pozwalam im wypłynąć. Szkoda ciężkiej pracy Emi.
- Nie ma za co. A teraz jedziemy zaszaleć. 
Biorę kartkę papieru i piszę dla mamy krótką wiadomość. " Mamo, wyszłam z przyjaciółką na imprezę, wrócę późno, nie martw się o mnie. Rosie. " 
Droga mija nam w miłej atmosferze. Słuchamy muzyki i śpiewamy, tak głośno, że słychać nas na całej ulicy. 
- To jest samochód z szyberdachem ? - pytam
- Tak, otworzyć ? 
- Jeszcze się pytasz ? A skąd miałaś tyle pieniędzy na takie cudo ? - zastanawiam się
-Dostałam. 
Widziałam, że nie chce już rozmawiać na ten temat więc nie naciskam.
- Boję się, że nie będę tam pasować. - przyznaje 
- Rychło w czas. Już jesteśmy. 
Przed klubem stoi bardzo dużo ludzi. Muzykę było słychać już w połowie drogi. Większość siedzi na parkingu, mniejszość pod wejściem. Woń alkoholu, narkotyków, i papierosów drażni mi nozdrza. W takim razie co może być w środku ? Emily wychodzi z pojazdu, obchodzi samochód i nachyla się nade mną. Mówi, że ma zamiar dobrze się bawić, dlatego nie będzie kierować z powrotem autem. Z uwagi na to, że sama nie mam prawka muszę znaleźć kogoś kto mnie odwiezie potem do domu. A jak się nie znajdzie taka osoba, to pójdę z buta. Zawsze jest jakieś wyjście. 
Otwieram drzwiczki i wychodzę z samochodu. Prostuje się, próbuję przyspieszyć chodu Emi, która porusza się z taką gracją a jej mina wskazuje na zadziorny charakter i szaloną osobowość, aż miło popatrzeć. Natomiast ja podnoszę lekko głowę do góry przy czym zmuszam się do lekkiego uśmiechu. Wewnątrz nie jest tak źle jak myślałam. Głośna muzyka, pełno ludzi, ciemność przeplatająca się z różnorodnymi, barwnymi światłami, sztuczny dym, wszystko co powinno sie tutaj znajdować. Po lewej stronie rozprzestrzenia się ściana, przepełniona każdym rodzajem alkoholu. Od zwykłych soczków, po piwa, wina, aż po kolorowe drinki. Na czele tego stoi dwóch  młodych barmanów. Odchylam głowę do tyłu i widzę drugie piętro. Długi balkon wiedzie do o koła pomieszczenia. Schody do niego prowadzące są podświetlane, a na górze jest miejsce gdzie można usiąść, wypić lub chwilę odpocząć. 
Jest już po godzinie jedenastej w nocy a ja wciąż trzeźwa i nie zmęczona. Podchodzę do barku i siadam na okrągłym, wysokim stołku z czarnej skóry. 
- Co podać ? - pyta barman 
- Manhattan. - odpowiadam
- Jesteś pewna ? To jest na prawdę mocne. 
- Dajesz to czy nie ? 
Chłopak nalewa mi do lejkowatego kieliszka pomarańczowo-brązowy napój. Biorę jednego łyka i momentalnie zbiera mi się na wymioty. 
- Mówiłem. - śmieje się chłopak
W tłumie ludzi próbuję znaleźć wzrokiem Emily, po może 10 minutach mi się to udaje. Wymiata na parkiecie z jakimś kolesiem. W pierwszej chwili myślę, że to Justin, ale oni przecież nawet ze sobą nie gadają... chyba, że o czymś nie wiem. Próbuje zamoczyć język w drinku, ale po jego smaku od razu przeszywają mnie dreszcze. Piję więc po jednym maleńkim łyczku. Ten kieliszek wystarczy mi do rana. 
Wyglądam jakbym się modliła nad tym blatem, ale biorę się w garść zatykam nos i wypijam wszystko na raz. Odczuwam w brzuchu dziwne a zarazem przyjemne ciepło. Może to już, może nie. Nie wiem czy można być pijanym po takiej małej dawce. Znaczy nie aż tak małej. W naczyniu zmieściłoby się jakieś 5 małych kieliszków wódki. Zaczyna kręcić mi się w głowie, ale udaje mi sie wstać i wyjść na parkiet. Dołączam do 3 dziewczyn ocierających się o siebie tyłkami i robię to co one. Muzyka przyspiesza a ja razem z nią. Zajmujemy większą część parkietu, ale dziewczyny mnie przyjęły do siebie więc nie przejmuję się tym, ponieważ nie jestem sama. 
Po godzinie tańca idę na górne piętro i siadam na skórzanej kanapie. Zamówiłam sobie kolejnego drinka, tego samego co wcześniej. Nawet mi posmakował. Odwracam głowę i spoglądam na tłum bawiących sie ludzi. I pomyśleć, że większość z nich baluje tak w każdy wieczór. Niespodziewanie ktoś się do mnie dosiada. Jestem przekonana, że to Emi, ale niestety to musi być on.
- Ooo jednak przyszłaś. - oczywiście jak zawsze wesoły. 
- Tak, cieszysz się ? 
- Bardzo. 
- Podoba Ci się tutaj ? 
- Niezbyt. Jakoś nie mogę się odnaleźć. - wyrzucam z siebie
- O spójrz ! - wskazuje palcem za barierkę. 
Natychmiast się odwracam, ale nic nie zauważam. 
- Co ? 
- A nie nic, wydawało mi się, że widziałem Twoją koleżankę. 
Wypijam do końca napój i próbuję się podnieść. Robię jeden, dwa kroki i czuję, że zaczynam słabnąć. Kręci mi się w głowie, nie mogę złapać równowagi. Z trudem udaje mi się chwycić poręczy. Biorę głęboki wdech, ale to nic nie pomaga. Chce mi się wymiotować. 
- Ej wszystko w porządku ? - podbiega do mnie Justin i łapie mnie za ręce. 
- Tak, ja... tylko... - nie daje rady, puszczam się metalowej rurki i opadam na chłopaka po czym ląduje na podłodze. 
Cały świat wiruje w okół mnie. Widzę pełno rozmazanych twarzy, chyba coś mówią, ale nic nie słyszę. Pochylają się nade mną. Umieram ? Widzę jasne światło, moim oczom ukazuje się ojciec. Nasz dom. Tata bierze mnie na ręce, robi karuzele. Biegnę po trawniku, przewracam się. Ojciec pomaga mi wstać. Nieee.. teraz widzę szkołę. Mam na sobie obdartą spódniczkę, słyszę śmiechy. Czyżby całe życie przelatywało mi przed oczami ? Próbuję wstać, moje oczy znów wariują. Czemu wszyscy do o koła są kolorowi i migają ? " Zadzwońcie po karetkę !! " - krzyczy ktoś. Boli mnie głowa. Dotykam opuszkami palców czoła i wyczuwam woń krwi. " Odsuńcie się !! " - znowu krzyki. 
Zamykam oczy i powracam do snu. " Zabierz mnie ze sobą tato "  - szepcze. 







No to mamy rozdział 3 ! :) Przepraszam, że tak długo. 
Mam nadzieję, że wam się spodoba.
Proszę o zostawienie komentarza bo to bardzo motywuje ! ^^

środa, 22 lipca 2015

Rozdział 2

Budzę się wczesnym rankiem. Nie mam przy sobie zegarka, ale sądząc po słońcu za oknem, szacuję, że jest koło godziny 6.00. To wspaniale ! Mam dużo czasu, żeby wziąć szybki prysznic i doprowadzić się do normalnego stanu. Poprzedniego wieczoru wyglądałam jakby mnie tir przejechał. Miałam rozwalone włosy, rozmazany makijaż i byłam cała zdrętwiała. 
Idąc do łazienki orientuję się, że nadal mam na sobie ciuchy Emily. To bardzo miło z jej strony, że mi je pożyczyła, w końcu moje zostały.. ehh... nie chcę tego wspominać. Wchodzę do brodzika i odkręcam kurek z letnią wodą. Zimne strumienie wody spływają po mojej skórze. Czuję lekki dreszcz przeszywający moje ciało, ale przyzwyczaiłam się do tego uczucia. Wychodząc spod prysznica, owijam się miękkim ręcznikiem i udaję się do swojego pokoju. Zapewne każda dziewczyna na moim miejscu otwierając szafę, sterczała by przed nią dobrą godzinę zastanawiając się co na siebie włożyć. Jednak ja nie mam z tym problemu. Jedyne ubrania jakie posiadam to te, które sponsorowała mi moja rodzina. Od czasu do czasu dostawałam coś od babci, kiedy były moje urodziny lub święta, zawsze dawała mi określoną sumę pieniędzy, przeznaczone tylko i wyłącznie na moje zachcianki. Tymi zachciankami, nie było nic innego jak - odzież.
Decyduję się na wąskie, czarne rurki, do tego przedłużana na tyłku koszulka z napisem " Boy " i białe trampki. Jest bardzo ciepło, dlatego bluzka jest na szerokich ramiączkach. Włosy wiążę w wysokiego kucyka, tak, żeby nie przeszkadzały mi podczas pisania na lekcji. Podchodzę do lustra i tak jak wczoraj robię sobie lekki makijaż. Ostatecznie staję na środku małego pokoju i przeglądam się. Wyglądam OK. Nie będę przykuwać większej uwagi, ale nie wyglądam tez jak wieśniak. Jest dobrze. 
Dochodzi godzina 7.30 więc zaraz będę musiała wychodzić do swojej ukochanej szkoły. Zwłaszcza nie mogę się doczekać tych prze sympatycznych ludzi, którzy także do niej uczęszczają.  Czujecie ten sarkazm ? Kieruję się w stronę kuchni, wyjmuje małą patelnię i kładę na nią czerstwy chleb. Tak, robię sobie grzanki. Nie mam tostera ani tego typu przyrządów kuchennych dlatego muszę sobie radzić w inny sposób. Robię ich trochę więcej, żeby mama jak wstanie nie musiała się męczyć. Dalej w pewnym stopniu czuje do niej nienawiść za to, że przepijała wszystkie nasze oszczędności. Zaczynam się jednak do niej przekonywać bo widzę, ze się stara i chce naprawić swoje błędy. Chociaż tyle może teraz dla mnie zrobić. 
- Mogłaś mnie obudzić wcześniej to zrobiłabym Ci śniadanie. - słyszę zaspany głos matki za plecami.
 - To miłe, ale nie chciałam. Umiem sobie sama zrobić posiłek. - odpowiadam z uśmiechem.
- Po drugie nic mi wczoraj nie opowiedziałaś jak wróciłaś ze szkoły. A kiedy weszłam do Ciebie do pokoju Ty już spałaś - oznajmia. 
- Tak wiem, przepraszam.
- Więc ? Jak było ? - dopytuję się mama. 
- Było w porządku. - kłamię.
- Noo... a jak nauczyciele ? Uczniowie ? Poznałaś kogoś ? 
- Tak poznałam, ale żałuję. - odpowiadam bez entuzjazmu
- Rosie, na pewno wszystko w porządku ? - martwi się matka
- Wiesz, ja już muszę wychodzić bo zaraz się spóźnię. 
Czym prędzej wybiegam z bloku. Nie chcę dłużej okłamywać mamy. Nawet nie zabrałam ze sobą grzanki, na którą tak długo czekałam. Idę chodnikiem i zastanawiam się jak ja przeżyję dzisiejszy dzień bez upokorzenia. To jest w ogóle możliwe ? Podczas spaceru do szkoły zauważam, że czarny samochód koło mnie zaczyna zwalniać. Odwracam głowę, żeby zobaczyć kierowcę pojazdu. Niestety okna są przyciemniane i nie jestem w stanie zobaczyć kto siedzi za kierownicą. Nagle szyba się opuszcza a ja dostrzegam znajomą twarz. No nie... 
- Hey cnotko - Chyba się wita, ale to najgorsze powitanie jakie w życiu dostałam.
Nie odpowiadaj, zignoruj to, tam nikogo nie ma - myślę patrząc wciąż przed siebie
- Myślisz, że jak mnie będziesz ignorować to dam ci spokój ? - pyta
- A dlaczego w ogóle mi go zabrałeś ?!
- Lubię się pastwić nad gorszymi - mówi z uśmiechem. 
- To, że masz więcej pieniędzy nie upoważnia cię do znęcania się nad biedniejszymi. - rzucam z frustracją.
Justin nic nie odpowiada na moje słowa. Szyba z powrotem się zasuwa a samochód odjeżdża iiii... zahacza kołami o kałuże znajdującą się obok mnie. " Co za dupek ! " - krzyczę w myślach. Jak ja się teraz pokażę się ludziom ?! Woda cieknie ze mnie ciurkiem. Nawet końcówki włosów mam mokre. Jakim cudem ta kałuża się tu znalazła ? Przecież świeci słońce, a wczoraj nie padało. Chyba, że w nocy, wtedy kiedy spałam. O tyle dobrze, że mam na sobie ciemne ubranie, dzięki temu plamy nie będą tak bardzo widoczne. Ale ten zapach... Trudno. Pójdę tak, mam inny wybór ?
Idę szkolnym korytarzem. Czuję jakby tysiące par oczu wpatrywało się we mnie z odrazą. W sumie tak właśnie jest, ale nie tysiące. Szkoła jest na prawdę duża, więc i ludzi też jest sporo. Siadam na małej ławeczce obok schodów prowadzących na 2 piętro. Po drugiej stronie holu zauważam Justina. Co on robi ? Widzę jak podaje jakiemuś chłopakowi woreczek z białym proszkiem a on wręcza mu, o ile dobrze widzę, grubą sumę pieniędzy. Narkotyki ? - Zastanawiam się. Z moich myśli wyrywa mnie obrzydzony głos Emily.
- Fuu... laska, w czym ty się kąpałaś ? -  zauważa i odwraca głowę z obrzydzeniem. 
- Zgadnij. - podnoszę wzrok ku niej.
Emi nachyla się nade mną i zaciąga się delikatnie.
 - Jedzie jakbyś wpadła do kałuży. - oświadcza
- Blisko. Zostałam ochlapana z premedytacją. - odpowiadam z nutą złości.
- I chyba się domyślam przez kogo. Lepiej się nie patrz w Jego stronę, bo znowu padniesz ofiarom kolejnego przykrego żartu. - ostrzega mnie Emi
- Ja już nie wiem co mam robić. Dopiero drugi dzień w tej pieprzonej budzie a ja na stracie mam przechlapane. Zawsze jestem tą gorszą.
 - Już sie tak nad sobą nie użalaj. Może spotkamy się dziś po szkole ? - pyta
- Dzisiaj nie mogę, może być jutro ? - proponuję.
- Pewnie. - odpowiada z uśmiechem. I wydaję mi się, że jest on szczery.

 ●●●

Lekcje w końcu się skończyły więc zadowolona opuszczam teren szkoły. Nie mogę się doczekać kiedy wejdę pod prysznic i zmyję z siebie cały ten dzisiejszy bród. Muszę zacząć jakoś sobie z tym wszystkim radzić, ale kompletnie nie wiem jak. Jak się bronić przed nieznanym ?  
Wchodzę do mieszkania, rzucam torbę na kanapę w salonie i biegnę do łazienki. Pod prysznicem spędziłam dobre 20 minut. Mama mnie zabije jak sie dowie, że zużyłam tyle wody. Owijam się ręcznikiem i schodzę na dół. 
- Hey mamo - witam się 
- Witaj, nie miałam za bardzo z czego ugotować obiad więc zrobiłam naleśniki. 
Wiem, że je lubisz - Tak, ma rację. Uwielbiam naleśniki.
- Dziękuję. - odpowiadam i zabieram się do jedzenia.
 Po obiadokolacji udaję się do swojego pokoju. Kiedy otwieram drzwi nie mogę uwierzyć własnym oczom.
- O, zapomniałam Ci powiedzieć. Była u nas dzisiaj ciotka Tamara i powiedziała, że wyjeżdża do Tajlandii na rok, więc nie będzie miała okazji wręczyć Ci prezentu na urodziny.  Dlatego podarowała Ci go teraz bo jutro ma samolot. - słyszę głos matki w progu. 
Oniemiałam. Ciotka co rok zaskakuje mnie swoimi prezentami. Jak nie małe zestawy do makijażu, to perfumy lub jakieś małe gadżety do pokoju typu lampka nocna, albo ramki na zdjęcia. Czasami oddaje mi ubrania po swojej córce, która jest 2 lata starsza ode mnie i ma pełno ciuchów. Tym razem przeszła samą siebie. Na łóżku leży nowiutki laptop z Apple. Wciąż stoję jak widły w sianie. Ostatecznie podchodzę do łóżka, siadam i otwieram klapkę. Delikatnie przesuwam palcem po klawiaturze oraz krawędziach monitora. Uruchamiam sprzęt. Pod czas włączania moje uszy pieści cicha, melodyjna piosenka wydobywająca się z laptopa. Jest ! Moim oczom ukazuje się wymiarowa tapeta galaxy. Nie jestem zbytnio obeznana w tych tematach, ale w miarę szybko wyszukuję ikonkę oznaczającą internet. I co teraz ? Próbuję zebrać myśli. Z tego co wiem, internet ma mnóstwo możliwości. Służy do porozumiewania się z ludźmi za pomocą serwisów społecznościowych, ale jest także ogromnym nośnikiem wiedzy. Na pewno przyda mi się w lekcjach i nauce. Wybieram jednak pierwszą opcję. Wpisuję Facebook, o ile tak się to nazywa. Postanawiam założyć konto. Zajmuję mi to grube 2 godziny, no, ale wybaczcie. Pierwszy raz w życiu mam z tym do czynienia. " Szukaj znajomych  " Ale ja ich nie mam... - zaczynam się śmiać sama z siebie. Jednak decyduję się i wpisuję w rubryczkę " Emily Foster " i wysyłam jej zaproszenie do grona znajomych. Nie musiałam długo czekać. Przyjęła po 2 minutach i od razu do mnie napisała. 
- Hej Rosie, ty tutaj ? Nie możliwe. - pisze 
- Dostałam od ciotki laptopa jako wcześniejszy prezent urodzinowy, ponieważ wyjeżdża do Tajlandii i nie będzie miała mi jak go dać osobiście. - odpisuję, chociaż zajmuje mi to dużo czasu, bo piszę tylko dwoma palcami. 
- Jeżeli Ci się nudzi możesz wejść tutaj. - podaje mi jakiś link. 
- To świetny chat. Można poznać na nim niesamowitych ludzi z całego świata !
A co najlepsze jesteś całkowicie anonimowa. - pisze
Cóż, może to nie głupi pomysł. Skoro nie mam przyjaciół w realu może znajdę ich w internecie. Może chociaż raz poczuję się lepsza. Klikam na link podany przez Emi, po czym na ekranie pojawia się strona o nazwie " Gochat.com " Zakładam anonimowe konto ( Idzie mi to coraz lepiej ). Hmmm.... jak się nazwać. - myślę. Próbuję skoncentrować się, i powtarzam sobie w myślach jaka jestem. I już mam. " Lost gray mouse ". Zagubiona, szara myszka. Tak bym podsumowała swoją nuda osobę. 
Naciskam duży zielony napis " POŁĄCZ Z OBCYM ". 
- Hej - piszę. Dobre jak na początek. 
- Witaj księżniczko - odpisuje. Zaraz... co ? 
- Wybacz, nie jestem nią. - zaprzeczam
- Pozwolisz, że sam się przekonam ? - odpowiada. 
Sposób w jaki mnie przywitał, i rodzaj osoby użytej w dalszej konwersacji wskazuje, że mam przyjemność pisać z chłopakiem. 
- No nie wiem, nie wiem... - nic innego nie przychodziło mi do głowy. 
- Co tam u Ciebie ? Jak minął dzień ? - pyta
- Tak jak zawsze, nudno, smutno... szaro. - przyznaję
- Wiec twierdzisz, że jesteś zagubiona, szarą myszką ?  
- Tak, tak właśnie twierdzę. 
- Co ci się nie podoba w tym życiu ? Czemu jesteś tak bez entuzjastycznie nastawiona na świat ? - Przyznam iż to pytanie mnie zaskoczyło. Kompletnie nie wiem co mam odpisać. Zastanawiam się.
- Nie żyję tak jak większość ludzi, nie jestem nawet przeciętna. Nie mam nic. Nie mam nikogo. 
Mam złe wspomnienia, miewam koszmary. Ojciec zginął w wypadku. Z czego niby mam się cieszyć ? - piszę prawdę. W pewnej chwili przypominam sobie słowa Emi, które dzisiaj do mnie skierowała
Już sie tak nad sobą nie użalaj. " 
Zaczynam żałować, że sie przyznałam do swoich wewnętrznych uczuć i emocji. 
- Ja też nie mam łatwo. Rodzice mają mnie w dupie, a jedynym moim wsparciem jest mój najlepszy przyjaciel. 
- Ty przynajmniej masz Jego. Ja nie mam takiej osoby. - zauważam
- Jesteś dobrym człowiekiem ? - kolejne pytanie leci w moją stronę.  
- Tak mi się wydaje. - Odpowiadam, chodź nie jestem pewna treści. 
- Ja nie jestem. A i tak mam pełno ludzi wokół siebie. Fałszywi, aroganccy, alkoholicy, zadufani w sobie pomiatający innymi, podli, ale ja nie jestem lepszy. Dużo się od siebie różnimy. - zauważa.  
- Różnic może być wiele, ale łączyć może jeszcze więcej. - Nie wiem dlaczego to napisałam, gdzie tu jest opcja " wróć " ?! 
- Mmm... podoba mi się ^^ Niestety ja już muszę spadać.. mam nadzieję, że spotkam Cię tu jutro. 
- Postaram się wejść, pa. - Postaram, ale nie obiecuję. Nie wiem czy dalej chcę tu być 
- Paa.. miłych snów, księżniczko - No niee.. znowu ? 
Wyłączam laptopa. Chce, żebym weszła jutro ? Nawet nie znam Jego imienia, wieku nic ! A może to nawet lepiej ? Czy to możliwe, ze znalazła się osoba, która chce ze mną rozmawiać ? Która jest ciekawa co dzieję się w moim żenującym życiu ? Nie wiem co się dzieje, ale zaczynam się uśmiechać. Koniecznie muszę podziękować jutro Emi, za przysłanie mi tego chatu. Może faktycznie poznam tutaj kogoś niesamowitego. A może już to zrobiłam ?  Podchodzę do szafy i wyjmuję z niej krótki podkoszulek, przebieram się i kładę spać. Laptopa przenoszę na półkę, tak, żeby nie spadł. Mogłabym tego nie przeżyć. " Miłych snów księżniczko " Przypominam sobie słowa chłopaka. Uśmiecham się po raz kolejny i zasypiam.




Czytasz = komentujesz =) 

poniedziałek, 20 lipca 2015

Rozdział 1

- Mamo, głowa mnie boli
- Oo nie Rosie, nie próbuj mnie nawet oszukiwać idziesz do szkoły i koniec.
- Alee...
- Nie ma żadnego " ale " odpuściłam ci rozpoczęcie roku, ale dzisiaj idziesz.
Grrr..!! Tak bardzo nie chcę iść do nowej szkoły. Namawiałam mamę, ale ona się nie zgodziła.
Bardzo zależało jej na tym abym zdobyła wykształcenie, poszła na studia i znalazła dobrą pracę, żebym w przyszłości nie musiała żyć w takiej nędzy jak my teraz. Wydaję mi się, że ona za bardzo dramatyzuje. Fakt. Nie mam markowych ciuchów, złotego IPhona, zajebistego pokoju wypełnionego 
masą drogich gadżetów, ale jakoś szczególnie mi na tym nie zależy. Tyle lat dawałam sobie radę bez tych pierdół wiec i teraz sobie poradzę. Nie chcę iść do nowego liceum. Obawiam się, że nie znajdę tam żadnych koleżanek. W poprzedniej szkole za bardzo mnie nie lubili bo byłam biedna. Chociaż parę osób zakolegowało się ze mną, to uważali mnie za dziwaczkę bo nie lubiłam palić, pić, chodzić na imprezy itp. Zamiast tego wolałam usiąść w oknie z kubkiem gorącej czekolady i podziwiać zachód słońca. Owszem, od czasu do czasu, kiedy ktoś zapraszał mnie na swoją imprezę ( a to była rzadkość ) lubiłam wypić jedno, góra dwa piwa, ale nic poza tym. Z drugiej strony obawiam się, że będą rzucane w moją stronę płaskie komentarze typu " fajna z ciebie dupa ". Brrr... jak ja nienawidzę tego określenia. Nigdy nie uważałam się za ładną dziewczynę, po mimo, że wiele razy to słyszałam. 
Tak, jestem szczupła, mam gęste włosy i pełne usta. Tylko to mi się we mnie podoba. " Jezuu.. słabo mi, muszę usiąść " - myślę. Tak strasznie się denerwuję. 
- Rosie ! Zaraz musisz wychodzić, bo inaczej się spóźnisz ! - pośpiesza mnie mama. 
- Już schodzę, poczekaj chwilę.. 
No, Rosie, ostatnie poprawki i idziesz się zmierzyć z rzeczywistością. Tymi  ' poprawkami ' było zrobienie sobie lekkiego makijażu składającego się z tuszu do rzęs, cienia do powiek, i delikatnego, arbuzowego błyszczyka do ust. Mmm... Chyba pierwszy raz w życiu jestem zadowolona ze swojego wyglądu.  
- Pa mamo ! - krzyczę stojąc już w progu 
- Pa kochanie ! - odpowiada, po czym wychodzę z domu.
Do szkoły na piechotę mam jakieś 30 minut. Nawet się cieszę, taki mały spacer pozwala uspokoić nerwy i pomyśleć. Ani się obejrzałam a jestem na miejscu. Budynek spełnił moje najśmielsze oczekiwania. Idealnie wykoszony trawnik, parking dla uczniów, i pełno zadufanych w sobie dzieciaków. " Nie pasuję tutaj " - myślę. Biorę głęboki wdech i ruszam na przód. Nie chcąc przykuwać jakiejkolwiek uwagi innych uczniów, spuszczam głowę i kieruję się do wejścia. Kiedy tak idę wpatrując się w ziemię, nie zauważam grupki chłopaków stojących przy wejściu i natychmiast zderzam się z jednym z nich. 
- Ey.. kurwa, patrz jak leziesz kurduplu !
Podnoszę lekko wzrok i widzę wysokiego szatyna, o miodowo-karmelowych oczach i idealnych rysach twarzy. Na odkrytych ramionach miał mnóstwo rysunków. " Tatuaże " - myślę. Sama mam jeden na lewej łopatce. Przedstawia klucz ptaków. Dlaczego go wybrałam ? Bo kojarzy mi się z wolnością, ucieczką przed światem.  Czuję się dziwnie... chwila.. jak to się nazywa ? Motyle w brzuchu ? Tak, chyba tak. To dziwne, bo nigdy tego nie odczuwałam. Nagle orientuję się, że trójka chłopaków, w tym ten ociekający seksem koleś na którego wpadłam wpatrują się we mnie, z wyraźnym rozbawieniem.
- Ugh.. powiesz coś czy dalej będziesz tak stać i się gapić na mnie ? Hmm ?
Czuję jak policzki zaczynają mnie lekko piec. Od razu zalałam się rumieńcem. Nie wiem co powiedzieć, jestem zażenowana, więc rzucam tylko suchym :
- Sorry
I odchodzę. " Sala 57 " - powtarzam w głowie. To pokój w którym mam dostać wszystkie podręczniki i zeszyty do przyszłej nauki. Błądzę między korytarzami, gdzie może być ta pieprzona sala ?! Skręcam koło pokoju nauczycielskiego, dostrzegam w końcu tabliczkę z napisem " 57 " Nareszcie ! 
- Dzień Dobry, jestem Rosie Henderson i miałam się tutaj zgłosić po odbiór książek. - oznajmiam z uśmiechem. Wymuszonym uśmiechem. 
 - Witaj dziecko, jak miło Cię poznać. Nazywam się Kate Hamilton. Proszę, tu są wszystkie podręczniki. Patrzyłam na twoje wcześniejsze świadectwa i jestem mile zaskoczona ! Musisz być na prawdę zdolna.
Taaa... miałam dosyć tej przytłaczającej nudy, więc zaczęłam się uczyć. Nie miałam zbytnio warunków do nauki, ale w szkole potrafiłam uważnie słuchać.
- Dziękuję bardzo - ponownie się do niej uśmiecham
- Mogłaby mi pani powiedzieć gdzie odbywa się teraz lekcja angielskiego ? - pytam
- Sala 46 - kiwa głową 
- Dziękuję, do widzenia - mówię i opuszczam pokój.
" Sala 46 " - powtarzam w nerwach. Patrzę na zegarek i się przerażam. Jestem spóźniona już 15 minut ! Nie wytrzymam.
- Kurwa ! - wrzeszczę 
W tej samej chwili, jakaś dziewczyna odwraca się w moją stronę. Spogląda na mnie wzrokiem jakby patrzyła na wariatkę. A może tak jest ? Biegam po korytarzach jak opętana, co najmniej jakby gonił mnie seryjny morderca. Cała jestem zgrzana, pewnie wyglądam jak po maratonie.
Jest ! Widzę ją ! Sala 46. Stoję przed drzwiami klasy. Wejść ? Boję się. Boję się tych wszystkich par oczu, które będą spoglądać w moją stronę. " Spokojnie, Rose, wdech i wydech " - próbuję się uspokoić. Dobra, wchodzę. Łapię za klamkę i otwieram drzwi. 
- Emm... dzień dobry. - oznajmiam sucho
Tak jak myślałam, każdy się na mnie patrzy. Co ja mam zrobić ?! Najchętniej uciekłabym stąd i zaoszczędziła sobie dalszego wstydu. 
- Dla kogo dobry, dla tego dobry. Co to ma być za spóźnienie ? - ta baba wygląda na jakieś 60 lat
czy mi sie wydaje ? 
- Przepraszam, szukałam sali.
- W ogóle jak ty wyglądasz dziewczyno ? Nie powinnaś być teraz w jakimś ośrodku dla ubogich ? - Zaraz, zaraz.. chwila. Jakim prawem ta starucha ma czelność się tak do mnie odzywać ?
Ooo niee...nie ma tak łatwo. 
- A ty nie powinnaś być na emeryturze stara jędzo ? - odgryzam się
Ku mojemu zdziwieniu po klasie rozlegają się brawa, śmiechy i pogwizdy. Wszystko na raz. Co się dzieje ? Przyznam, zrobiło mi sie bardzo miło, ale wiem, że będą z tego problemy.
- Siadaj pyskata dziewucho ! - wrzeszczy
" A może jednak nie ? " - myślę. Rozglądam się po klasie. Są dwa wolne miejsca. Jedno koło jakiegoś kujona w pierwszej ławce oraz drugie, obok ciemnowłosej dziewczyny w ostatnim rzędzie. Rzecz jasna wybieram ją. 
- Ale jej pocisnęłaś, jestem w szoku. Zazwyczaj to ja jestem tą wredną suką - oznajmia dziewczyna
- Hah.. ja nie jestem suką - odpowiadam z pogardą
- Mniejsza z tym, jestem Emily Foster. A ty ?
- Rosie, miło poznać. 
W między czasie, kiedy Emily pisze smsy a ta stara jędza gada coś na temat gramatyki, wykorzystuję chwilę i ponownie zaczynam rozglądać się po klasie. Odwracając głowę w bok, zauważam go. Tak, to ten sam chłopak z którym się zderzyłam dzisiaj rano. 
- Ey, Emi, co to za koleś ? - wskazuję na szatyna pod oknem
- To jest Justin. Justin Bieber. Najpopularniejszy i jeden z najbogatszych dzieciaków w szkole. Zapamiętaj to nazwisko, bo jeszcze wiele razy je usłyszysz. 
- Ma dziewczynę ? - wyrywam  
- Pff... co ? hahaha... nie ma, a co ? Podoba ci się ? - pyta z lekkim rozbawieniem
- Nie no coś ty... ja... tak, tylko pytam. - odpowiadam speszona.

Odwracając po raz kolejny głowę w jego stronę, moje oczy spotykają się z jego tęczówkami. Wpatruje się we mnie około 5 minut, po czym odwraca wzrok z rozbawieniem. Zaskoczyło mnie to.  Nareszcie zadzwonił dzwonek na przerwę. Tak długo na nią czekałam. Hah.. ale nie mam sie z czego cieszyć. Teraz lekcja wf. Ugh.... Niechętnie kieruję się w stronę sali gimnastycznej. 

●●●

Prędko pobiegam do szatni, zdejmuję z siebie strój i natychmiast wskakuję pod prysznic. Mmm...ciepła woda powoli spływała po moim ciele. Wychylam jedną rękę by dosięgnąć ręcznik, owijam się w bawełniany materiał i wychodzę spod prysznica. " Ey gdzie są moje ubrania ? " - zaczynam panikować w myślach. Rozglądam się dookoła, ale nie wiszą na żadnym wieszaku. 
- Szukasz tego ? - słyszę męski głos.
Prędko odwracam głowę. Nie mogę w to uwierzyć. W progu szatni stoi Justin trzymając w ręku moje rzeczy. 
- Oddaj mi je ! - warczę 
- Spokojnie skarbie, dostaniesz je. - wygląda na rozbawionego. Bawi go to ? 
- A jest taka możliwość żebym dostała je w tym momencie ? Czy będziesz tak kurwa stał i sie patrzył ? - Od razu tego pożałowałam
- Grzeczniej suko ! Nie będzie mi jakaś sierota mówiła co mam robić ! - Ewidentnie widać, że jest wściekły. 
- Oddam ci je, pod warunkiem, że ubierzesz się teraz, mała. 
- Pieprzony dupek. 
- Dupek, tak ?
W tym momencie Justin  na moich oczach targa ubranie. 
- Do zobaczenia jutro, skarbie. - rzuca i wychodzi z szatni. 
Zrozpaczona siadam na podłodze i nie wiem co robić. Czy on na prawdę myślał, że ja się przy nim ubiorę ? Sorry, ale nie należę do tych wszystkich pustych lalek, co lubią pokazywać dupę. Jak on mógł być zdolny do czegoś takiego ? Może bym tak nie przeżywała, gdybym miała szafę ubrań a nie pięć na krzyż. Mija dobre 40 minut, zdążyłam już cała wyschnąć, ale łzy lecą dalej. Wtedy do pomieszczenia wbiega Emily.
- Jezu, dziewczyno ! Co ci się stało ?! - krzyczy, szeroko otwierając oczy
- Justin był tutaj i podarł moje ubranie ! - mówię przez łzy. 
- Dobrze już, masz, ubierz mój strój na wf. Zawiozę Cię do domu.
- Dziękuję, ale do domu wrócę sama.
- Oh.. nie ma się czego wstydzić, nie każdy ma szczęście w życiu. 
Ojej, Emi ale to było kurwa miłe. 
Zakładam krótkie spodenki, i biały podkoszulek dziewczyny, i obie udajemy się do jej samochodu. 
- Gdzie mam jechać ? - pyta. 
- Southwark. - odpowiadam szorstko
Po ok. 10 minut jestem już w domu. Dziękuje Emily za pomoc i wchodzę do kamienicy. Nie mam siły nawet przywitać się z mamą. Czym prędzej biegnę do swojego pokoju i rzucam sie na łóżko. Jestem taka bezsilna, i taka zażenowana dzisiejszą sytuacją. To zdecydowanie zalicza się do jednych z najgorszych dni w moim nędznym, smutnym życiu. 
" Do zobaczenia jutro, skarbie " - te słowa wciąż siedzą w mojej głowie. Nie chce tam jutro wracać. Nie do niego, nie do tej szkoły. Myślę, że jakbym zniknęła z powierzchni ziemi to nikt by nie zauważył. Pierwszy dzień, a ja już staję się ofiarom jakiegoś nadzianego dupka. Chcę przestać już o tym wszystkim myśleć. 
Nie mam pojęcia kiedy, zasypiam. 



Hey, hey, hey.. ^^
Tak prezentuję się rozdział pierwszy !
Mam nadzieję, że Wam się spodoba ( dopiero zaczynam )
Komentarze oczywiście, mile widziane :) 


niedziela, 19 lipca 2015

Prolog

Jak często zastanawiałaś się co to znaczy " Klepać biedę " ? Co znaczy, harować od rana do wieczora by zarobić parę groszy na chleb ? A jakie to uczucie, uciekać z domu w środku nocy przed zapitą matką ? Powiem ci co to znaczy. Już jako mała dziewczynka żebrałam na ulicy by mieć trochę monet na zwykłą bułkę. Ojciec prowadził mały sklep wędkarski na obrzeżach miasta, ale interes się nie kręcił a każde zarobione przez niegoPIENIĄDZE szły na alkohol dla matki. Alkohol. To on na każdym kroku niszczył nam życie. Nienawidzę go, a matki jeszcze bardziej za to jaka jest. Wiecie jak czułam się, kiedy inne dzieci biegały koło szkoły w czystych ubrankach, miały drugie śniadanie i nowe książki a ja chodziłam w potarganej sukieneczce, z suchą kromką chleba i pożółkłym zeszytem ? Zawsze byłam wyzywana od brudnych dzieciaków i " slamsów ", ale dla mnie to była codzienność. Kamienica w której mieszkałam nie zachwycała zadbanymi budynkami, czystymi chodnikami, wąskimi uliczkami, bawiącymi się i radosnymi od rana dziećmi, lecz obskurnymi blokami, między którymi krążyli bezdomni grzebiący w koszach z nadzieją, że znajdą w nich jakikolwiek posiłek. Inni ludzie nie zapuszczali się w nasze rejony z obawy przed napaścią. Każdej nocy, małe dzieci, kobiety a nawet przypadkowi ludzie, padali ofiarom kradzieży, gwałtów a następnie zostawały porzucane w ciemnych uliczkach czekając w męczarniach na śmierć. Tylko nieliczni pozostawali przy życiu do kolejnego dnia.
Rok temu mój ojciec zginął w tragicznym wypadku samochodowym a ja musiałam wyprowadzić się wraz z matką do jeszcze gorszej dziury na przedmieściach Londynu. Co do mojego dotychczasowego, nędznego życia nic się nie zmieniło. Wprowadziłyśmy się do równie niebezpiecznej i biednej dzielnicy jak w Nowym Yorku. Jedynym plusem było to, że matka przestała chlać. Nie mam pojęcia co się jej stało, może to śmierć ojca tak na nią wpłynęła, w każdym bądź razie cieszę się, że wzięła się w garść. Znalazła pracę w piekarni, dwie ulice dalej od naszego bloku. Zarabia marnePIENIĄDZE, ale jakoś udaje jej się utrzymać nas i małe mieszkanie. 
Domyślam się, że nie wytrzymałabyś nawet jednego dnia w moim ciele. Chcę pokazać Ci świat widziany z mojej perspektywy. Nazywam się Rosie Henderson i chciałabym przywitać Cię w Southwark.