czwartek, 13 sierpnia 2015

Rozdział 7

Przespałam się z tą całą wczorajszą sytuacją i uznałam tamten dzień za jeden z najlepszych dni w moim życiu. Idąc dzisiaj na lekcje, prawie każdy powiedział do mnie " cześć " gdy mnie zobaczył. Obecnie ba zgram w moim pamiętniku i zapisuję w nim tekst piosenki, którą wczoraj zaśpiewałam. Powinnam zgłosić się do rekordów Guinessa w kategorii " Piosenka wymyślona w minutę " . Z moich myśli wyrywa mnie zrzędliwy głos.
- Panno Henderson, czy zna Pani odpowiedź na moje pytanie ? - pyta Rickards i wpatruje się w mój zeszyt
- A mogłaby Pani powtórzyć ? - pytam unosząc głowę do góry. Ahh...zapomniałabym dodać. Emily przepisała się do innej nauczycielki na angielski, niestety dla mnie zabrakło już miejsca. Muszę do końca liceum uczęszczać na zajęcia z tą babą. Ze względu na to, że siedzę sama w ostatniej ławce nikt nie jest w stanie pomóc mi na lekcji.
- Trzeba było słuchać a nie mazać sobie w tym zeszyciku, pokaż no mi to - wyrwa mi z ręki pamiętnik i zaczyna czytać na głos zapisaną w nim treść
- Powiedz mi coś, co muszę wiedzieć. Wtedy weź mój oddech i nie pozwól mu odejść. Jeśli tylko pozwolisz mi naruszyć Twoją przestrzeń, zabiorę przyjemność, zabiorę ją z bólem - czyta a w klasie zaczynają pojawiać się ciche śmiechy
- Ponieważ jeśli chcesz mnie zatrzymać, musisz, musisz, musisz, musisz kochać mnie mocniej. Ojej, jakie to romantyczne - naśmiewa się nauczycielka
- Może mi to Pani oddać ? - pytam rozzłoszczona
- Zazdrości, bo sama by lepszego nie napisała - rozbrzmiewa głos chłopaka pod oknem a w sali znowu słychać śmiech. Tym razem głośniejszy. Rickards odwraca się do Justina, który posyła jej szeroki uśmiech
- Ja myślę, że zazdrości, bo nikt nie napisałby czegoś takiego dla niej - śmieje się Ryan. Widać też nie lubi tej kobiety.
- Nawet gdyby mi zapłacili to bym się z nią nie przespał - gdy padają te słowa, w pomieszczeniu robi się kompletny chaos. Rickards zaczyna krzyczeć, klasa się śmieje a Justin przybija " żółwika " z
Ryanem. Hałas przerywa piskliwy głos jednej z dziewczyn
- Czy wy też czujecie ten dym ?! - mówi, a wszystkie oczy kierują się na drzwi. Pani Tamara podchodzi do nich i otwiera je na oścież a do sali wpada ogromna chmura dymu. Po szkole rozchodzi się alarm, a przez radiowęzeł słychać komunikat od dyrektora o jak najszybsze opuszczenie budynku. Klasa znajduje się dosyć wysoko, więc skok z okna odpada z gry. Każdy pcha się w stronę wyjścia, ja wychodzę ostatnia, ponieważ nie mogę przecisnąć się przez tłum.
Wybiegam na korytarz, nie mam zielonego pojęcia gdzie znajduje się wyjście ze szkoły. Dym ogranicza moją ostrość widzenia, przy okazji zaczynam się dusić. Słyszę pełno krzyków, i biegających w panice ludzi. Staram się podążać instynktownie. Mam nadzieję, że źródła hałasu doprowadzą mnie do wyjścia. Zbiegam na piętro niżej, a gdy wykonuję kolejny krok potykam się o coś twardego. Leżę na podłodze, otoczona popiołem. Widzę jak ogień się rozprzestrzenia, hałas ustępuje a ja słyszę tylko walące się ściany i meble w salach. Nagle zauważam dwóch wysokich chłopaków, mam nadzieję, że jeden z nich to Justin. Bez zastanowienia krzyczę jego imię.
- Justin ! - drę się tak głośno, że zaczyna boleć mnie gardło. Chłopak nie zawraca więc próbuję jeszcze raz.
- Justin !! - staram się podnieść głos, ale z trudem mi to wychodzi. Powoli godzę się z tym, że zaraz coś na mnie spadnie i mnie zmiażdży a przy okazji spalę się żywcem. Zamykam oczy, ból w nodze nie chce ustąpić. Wstałabym, pobiegła, ale nie dam rady się podnieść. W ogóle dlaczego go wołam ? I tak wiadomo, że nie zawróci, że będzie ratował własną dupę. A Emily ? Oby nic jej się nie stało, mam nadzieję, że jest już bezpieczna i czeka na zewnątrz.
Jestem już kompletnie pozbawiona pola widzenia. Dym drażni mi oczy z czego łzy rozmazują mi obraz. Jednak dostrzegam ludzką postać biegnącą w moją stronę. To chyba jakiś cud...
- Co ty tu jeszcze robisz ?! - Justin bierze mnie pod ręce i pomaga mi wstać
- Po..potknęłam się
- Dasz radę iść ? - pyta a ja patrzę się na niego jak na idiotę. Chyba zrozumiał o co mi chodzi, bo właśnie odwraca się do mnie plecami i mówi, żeby na niego wskoczyła. Nie ukrywam, to brzmi dziwnie.. Jednak oboje wiemy, że tak będzie szybciej.
Dobiegamy do kolejnych schodów gdzie czeka na nas Ryan. Kiedy chcemy zejść w dół, schody nagle się zarywają przy czym pochłania je wielka fala ognia
- No super, jak teraz wyjdziemy ? - pyta Ray
- Tylne drzwi ! - krzyczę. Obaj zawracają i biegną w przeciwną stronę. Zaczynam zsuwać się z pleców Justina, lecz próbuję się jakoś ratować by całkiem nie spaść na ziemię. Energicznie obejmuję jego szyję i kurczowo zaciskam na niej ręce. Musiało go zaboleć bo wydał z siebie dziwny jęk i podrzucił mnie lekko do góry.
Stoimy przed tylnymi drzwi. Ryan z całej siły kopie w nie, ale one nie chcą się otworzyć. Justin oddaje mnie na ręce przyjaciela i sam próbuje odblokować wyjście. Zadaje z buta ostatnie uderzenie a wtedy drzwi lekko wychodzą z zawiasów. Jednak po chwili, odwraca się i karze nam uciekać
- Co się dzieje ?! - krzyczę, ale słyszę tylko kolejny rozkaz
- Padnij !
W tym samym momencie następuje potężny wybuch. 

●●●

Boże, znowu to samo...Czuję ból nie do opisania. Moja głowa.. Leżę oparta o kawałek zburzonej ściany. Opuszkami palców dotykam głowy, ale nie wykrywam żadnej cieczy. Za to po nodze spływa mi intensywna czerwona substancja. Słyszę syreny, straż w końcu dotarła. Nie mogę uwierzyć w to, że tak późno przyjechali. Wzrokiem szukam Justina. Dostrzegam go siedzącego pod stosem zburzonych ścian. Z trudem się podnoszę i podchodzę do niego. 
- O mój Boże ! - krzyczę chowając twarz w ręce. Pod kupą gruzu leży Ryan. Cały we krwi, popiołu i tynku lecącego ze ścian. Wygląda jak wrak człowieka. 
- Ray, wstań ! Błagam Cię podnieś się ! - krzyczy Justin
- Nie dam rady, mu..musicie iść beze mnie - widać, że ciężko mu jest wydusić z siebie jakiekolwiek słowo
- Nie rób mi tego, musisz się podnieść, musimy uciekać - mówi chłopak. W jego oczach dostrzegam łzy 
- Weź dziewczynę, ratujcie się, zanim i Wam się coś stanie 
Justin odwraca się i spogląda na mnie. Teraz idealnie dostrzegam ból i cierpienie na jego twarzy. Przez ten widok łzy same cisną mi się do oczu.
- Nie zostawię Cię - kładzie się na nim i mocno ściska jego bluzę
- Nie wstanę, rozumiesz ?! - wyznaje Ray
- Gówno mnie to obchodzi ! Tylko Ty mi zostałeś, nie możesz stąd odejść, zrozum to ! 
- Pamiętaj, że byłeś dla mnie jak brat - chłopak klepie go po plecach 
- I zawsze nim będę - odpowiada Jus
Ogień napiera coraz bardziej w naszą stronę, jeżeli teraz nie wyjdziemy, ugrzęźniemy tu razem z nim. Nie chcę przerywać im tego smutnego rozstania, ale dobrze wiem, że sama sobie nie poradzę. 
- Justin, musimy stąd uciekać, nie pomożesz mu już - szepczę 
- Ona ma racje, wyjdziecie piwnicą, tylko ruszcie się, bo potem może już nie być innej drogi. 
Jus puszcza jego ubranie i zostawia mu na ręce coś w rodzaju bransoletki. 
- Żegnaj bracie - mówi i bierze mnie na ręce.
Biegniemy coraz niżej, nie mam już czym oddychać. Zaczynam kaszleć, dusić się. W końcu dobiegamy do frontowych drzwi, które na szczęście są otwarte. Na podwórzu straż ugasza pożar, wszyscy stoją i gapią się na płonący budynek. W tłumie ludzi dostrzegam mamę i Emily owiniętą w koc. Justin stawia mnie na ziemi a ja czym prędzej do nich biegnę. 
- Jezus Maria ! Rosie ! - mama przytula mnie z całej siły
- Już myślałam, że się nie wydostaniesz - mówi Emi i przytula mnie z drugiej strony 
- Nie dałabym sobie rady, bez pomocy Justina - odpowiadam i patrzę w Jego kierunku. Klęczy na asfalcie wpatrzony w czarny dym. Nie chcę wiedzieć co teraz przeżywa. Nie zazdroszczę mu takiej sytuacji. Wiem, że jest dupkiem, wrednym pieprzonym dupkiem, ale jest też człowiekiem. Czuję, że powinnam coś zrobić, ale nie wiem co. Uwalniam się z uścisku i idę do niego. 
- Rose gdzie idziesz ? - woła za mną mama
- Proszę się nie martwić - pociesza ją Emily
Podchodzę do Justina i siadam koło niego. Nic nie mówię. Zwykła obecność drugiej osoby, pomaga wiele znieść, bynajmniej tak było napisane w jednej z gazet. 
- Nienawidzę tej budy - mówi wciąż wpatrzony w walący się budynek 
- Czy wszyscy opuścili teren niebezpieczeństwa ? - pyta strażnik dyrektora szkoły 
- Tak, znaczy tak mi się wydaje - odpowiada mężczyzna 
- Jest prawdopodobieństwo, że ktoś nadal przebywa wewnątrz ? 
- Minimalne 
Nie mogę znieść tej bezsensownej konwersacji dlatego podbiegam do strażnika i mówię, że w środku leży chłopak zmiażdżony przez gruz. Na te słowa, czterech ludzi wbiega w ogień i rozpoczyna poszukiwania. Przy okazji przyjeżdża kolejna straż. Co się w ogóle dzieje ?! Skąd ten pożar ?! Jak to się stało ? Kto za tym stoi ? Mnóstwo pytań nawiedza mój umysł. Wcześniej się nad tym nie zastanawiałam, martwiłam się tylko tym, czy przeżyję. Mama macha na mnie ręką na znak, że jedziemy do domu. Jednak ja decyduję się zostać tutaj. 
- Co ? Chyba jesteś nie poważna, wracamy do domu - mówi matka szarpiąc mnie za ramię
- Nigdzie nie jadę ! Zostaję tutaj - odpycham jej rękę i oddalam się od niej

Widzę jak Justin wsiada do swojego samochodu. Prędko biegnę w kierunku pojazdu, mam nadzieję, że pozwoli mi ze sobą porozmawiać. Nie wiem dlaczego to robię. Na prawdę nie wiem. Może to impuls, albo na prawdę mi go szkoda. To wszytko jest takie skomplikowane...
- Zaczekaj ! - podbiegam do szyby i uderzam w nią pięścią
- Czego Ty jeszcze chcesz dziewczyno ? - pyta marszcząc brwi 
- Chcę z Tobą porozmawiać - mówię speszonym głosem
- Nie mamy o czym rozmawiać - rzuca 
- Twój przyjaciel pali się tam żywcem a Ty po prostu sobie odjeżdżasz ? To co z Ciebie za kumpel ? - mówię unosząc brwi do góry i opierając się o drzwiczki auta
- No jak widzisz, żaden. Zresztą to Twoja wina 
- Co takiego ?! Jak możesz mnie o to oskarżać ?! - krzyczę zarzucając ręce do tyłu 
- Gdybym nie musiał po Ciebie wracać, dawno zdążylibyśmy uciec - wciska pedał gazu i odjeżdża z parkingu z piskiem opon. 
Te słowa zabolały bardziej niż siarczysty policzek, skok z dużej wysokości, lub, jak na tę chwilę spalenie się żywcem. Obwinia mnie o śmierć swojego przyjaciela ? Rozumiem, że nie żywi do mnie żadnej sympatii, ale żeby powiedzieć coś takiego ? Na placu zostali już tylko straż, pogotowie, nauczyciele i trochę uczniów. Z budynku wychodzą mężczyźni trzymający młodego chłopaka na noszach. Zaraz, zaraz... Przecież to Ray ! Podbiegam do karetki, chcę zobaczyć czy żyje.
- Nie możesz z Nami jechać - mówi ratownik
- Niech mi Pan tylko powie, czy on przeżyje ? Wyjdzie z tego ? - obsypuję go pytaniami
- Nie wygląda dobrze. Ma popalone ciało i jeszcze długo nie odzyska przytomności.  Trzeba się modlić, by kiedykolwiek się jeszcze obudził - te słowa z cisnęły mnie za gardło. Przykładam dłonie do twarzy, chowam w nich swoje poczucie winy.
- W grę może wchodzić także amputacja lewej nogi, ale postaramy się ją uratować. Masz jakiś kontakt do jego rodziców ? - pyta ratownik, a ja zaczynam nad sobą panować
- Amputacja ?
- Niestety, przykro mi
- Nie znam go za dobrze, ale wiem kto może pomóc. Tylko dzisiaj to nie będzie możliwe.
- Proszę, tu jest wizytówka szpitala do którego go przenosimy. Liczę na Twoją pomoc - mówi i podaje mi plastikową kartę.
I co teraz ? To już koniec edukacji ? Gdzie teraz będziemy uczęszczać do szkoły ? Co spowodowało ten wypadek ? Słyszę syreny policyjne, a za nim nadjeżdża lokalna telewizja. Nie chcę rzucać się w oczy i być wypytywana jak uniknęłam śmierci. Wczorajszy dzień był jednym z najlepszych w moim życiu, ten, jest najgorszym. 





Kolejny rozdział za Nami ! :3 
Mam nadzieję, że się spodoba.
Jeżeli chodzi o wypowiedź pani Rickards, jest to
treść piosenki " Love mi harder " Ariany
w tłumaczeniu na język polski.

Czytasz = komentujesz 





18 komentarzy:

  1. Omatko. Nie myślałam o aż takim zwrocie akcji. Rozdział świetny trzyma w napięciu a to że Ray jednak żyje 😍 oczywiście nie podoba mi się postępowanie Justina który jest chamem jakich mało, do tego obwinił Rosie. Ughhh. Weny życzę :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję <3 A co do posta no to mały obrót sprawy :D Wydawało mi się, że wiało trochę nudą, więc trochę akcji nie zaszkodzi :3

      Usuń
  2. Najlepszy weny życzę ��❤

    OdpowiedzUsuń
  3. Justin to dupek. Rozumiem że może być zdenerwowany ale jakim prawem obwinia ją ? Mam nadzieję że Rayan przeżyje i nie amputują mu nogi. Weny życzę ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. O Boże jak on mógł coś takiego powiedzieć. Znaczy ja rozumiem emocje ale mam nadzieje że Justin zrozumie co zrobił i a jeszcze większą nadzieje mam że Ryan wyjdzie z tego cało :O Czekam z niecierpliwością :O i ciesze się że ten rodział był tak szybko :*

    OdpowiedzUsuń
  5. świetny :O mam nadzieje że Ryanowi nie bedzie nic poważnego. Czekam na nexta :3

    OdpowiedzUsuń
  6. Ale się rozkręcilo.. nieźle !
    Pozdrawiam Agnieszka :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Dodawaj szybko następny rozdział! Tak sie wciągnęłam że przeczytałam wszystkie rozdziały w godzinę i tu nagle koniec! Czekam z niecierpliwością na następny rozdział 💕💖💗

    OdpowiedzUsuń
  8. Kuźwa, w najlepszym momencie. Super rozdziały.

    OdpowiedzUsuń
  9. Boże Ryan serio :( on przeżyje musi....

    OdpowiedzUsuń
  10. Jej :C Ryan musi przeżyć musi... Rozdział cudo<3

    OdpowiedzUsuń
  11. Najważniejsze by Ryan teraz przeżył. Justin trochę przesadził... nie musiał czegoś takiego mówić Rose

    OdpowiedzUsuń
  12. Mam nadzieje że Ryan przeżyje a Jus to dupek jak on tak po prostu mógł odjechać

    OdpowiedzUsuń
  13. Popłakałam się dzięki...


    Rayan ma przeżyć prosze...

    OdpowiedzUsuń
  14. Ta Rose to ma przygody, biedaczka. Widać, że Justin powoli się zmienia :) A z tej nauczycielki to po prostu suka i niech w końcu dostanie za swoje!

    OdpowiedzUsuń